Wybrać 15 tytułów z 15 lat to wcale nie jest łatwe zadanie. Zwłaszcza, gdy w każdym roku wychodziło kilka porządnych hitów...
Wybrać 15 tytułów z 15 lat to wcale nie jest łatwe zadanie. Zwłaszcza, gdy w każdym roku wychodziło kilka porządnych hitów...
Dziś dokładam swoje 15 groszy swoim zestawieniem. Wybór łatwy nie był, ale udało się zebrać to, czego ogrywanie najbardziej mnie zajmowało w każdym roku. Dodatkowo, dla zobrazowania tego, z jakimi tytułami mierzyły się ewentualne wybory umieściłem również “honorowe wyróżnienia”. Chociażby po to, aby łatwiej było później zrugać autora… Nie, wróć… Po to, aby pokazać, że potencjalnych “jedynek” było kilka, a zadecydowały głównie osobiste preferencje.
Zaczynamy!
Tak naprawdę miałbym duży problem z wyborem konkretnie najlepszej gry 2005, bo było ich tam naprawdę DUŻO. Gdybym jednak miał wskazać jedną odsłonę Tekkena, która według mnie zasługuje na miano tej najlepszej, to byłaby to piąta część cyklu.
Głównie dlatego, że to właśnie ta część miała najbardziej poukładany roster w dziejach, a graficznie na PlayStation 2 kopała cztery litery nie jednemu tytułowi. Zwłaszcza, że w tym samym roku swoją premierę miał również Soul Calibur 3 czy uwielbiane przez wielu graczy w tamtym czasie Gran Turismo 4. Tak czy inaczej, starcia z Jinpachim wryły się w moją pamięć dość mocno, a i sama gra pozwalała na odpalenie trybów arcade odsłon z PSXa. Można więc powiedzieć, że to trochę takie potrójne (poczwórne?) zwycięstwo. Taki zestaw świetnych bijatyk nie zdarza się często. W tym przypadku zawierał się na jednej płycie wkładanej do napędu czarnuli.
Honorowo - Soul Calibur 3, Gran Turismo 4, Ridge Racer (PSP).
Pod wpływem mojego uwielbienia dla serialu HBO pod tytułem “Band of Brothers - Kompania Braci” oraz świetnej edycji kolekcjonerskiej, która znajdowała się w pudełku po nabojach. Swoją drogą – pamiętacie jeszcze te kolekcjonerki cedepowe?
Jedna z najlepszych strategii od Relica, która skutecznie zdjęła z piedestału nie tylko Dawn of War, ale również uwielbianego przeze mnie Warcrafta trzeciego. Company of Heroes to nie tylko świetna gra osadzona w realiach drugiej Wojny Światowej, ale również tytuł, który pokazał nowe możliwości w dość skostniałym gatunku RTSów. Dynamiczne rozmieszczanie jednostek względem przeróżnych przeszkód terenowych, możliwość atakowania słabych punktów przeciwnika, szybka zmiana profesji na podstawie wykorzystywanej broni, do tego świetna oprawa graficzna i dźwiękowa sprawiły, że Company of Heroes to gra ponadczasowa. I mimo, że druga część w pewnych aspektach jest lepsza od pierwowzoru, to nadal mam wrażenie, jakby nigdy jej nie doścignęła. Nawet, jeśli front wschodni oraz historie z nim związane mogłyby być o wiele ciekawsze niż kolejna wizja operacji Overlord.
Honorowo - Titan Quest, Warhammer 40K: Dark Crusade, Medieval 2: Total War.
Gra, dla której kupowało się pecety... podobnie jak dla Unreal Tournament III, Wiedźmina czy innych tytułów na początku ówczesnej generacji.
Legendarna gra, wiele nieprzespanych nocy w multiplayerze oraz sceny, które do dziś robią wrażenie na graczach. Bez względu na to, czy odpalamy wersję oryginalną z 2007 roku, czy zagramy w remaster dołączany do Infinite Warfare w 2016 roku. Nie dziwi mnie również to, że Activision wpadło na pomysł zrobienia remake’u własnie tej odsłony serii. Czy dorównuje ona jej w jakikolwiek sposób? Niekoniecznie, bo mimo wszystko misje w Czarnobylu, na tankowcu czy “The Aftermath” robią o wiele większe wrażenie i przywołują jedne z najbardziej charakterystycznych momentów w grach komputerowych. I poza tym – multiplayer był wtedy o wiele bardziej soczysty. Mimo, że późniejsza “dwójka” pewne elementy robiła lepiej i wprowadziła nieszczęsne map packi...
Honorowo - Colin McRae DiRT, The Witcher, Unreal Tournament III.
Dla niektórych może to być spore zaskoczenie. Mirror's Edge swoją prostotą wykonania oraz estetyką sprawił, iż na stałe wpisał się w moje wspomnienia dotyczące gier w ostatnich latach. Powiem więcej – jakiś czas temu postanowiłem z któregoś starego Humble Bundle wykorzystać kod i przejść Mirror’s Edge ponownie. Okazało się, że po latach grało mi się w niego tak samo dobrze, jak w dniu premiery, a Mirror’s Edge Catalyst ostatecznie był zbyt przekombinowany. Co nie zmienia faktu, że w obydwu przypadkach wspólny mianownik, czyli świetna muzyka autorstwa Solar Fields, sprawiła, że wizja studia DICE była kompletna.
Honorowo - Mass Effect (PC), Race Driver: GRID, Dead Space.
Gra, dla której chodziło się do kolegi ściągać kolejne łatki na laptopie, bo chciało się grać po sieci.
Jak pierwsze Modern Warfare narobiło zamieszania w kwestii jakości, tak kontrowersji związanych z Modern Warfare 2 było aż ponad to. Czy to misja “No Russian”, czy to kontrowersyjna (w tamtych czasach) polityka pakietów z mapami oraz wprowadzania standardu z matchmakingiem, czy to scena śmierci Ghosta i Roacha w jednej z ostatnich misji. Chciałoby się powiedzieć, że z Modern Warfare 2 łączyło to co najlepsze w serii z tym, co najgorsze w tamtym czasie dotknęło gry komputerowe. Nie zmienia to jednak faktu, że mimo różnych problemów to nadal była świetna odsłona serii, w której na tamte czasy spędziłem kilkaset godzin na serwerach i chyba ostatnia, którą faktycznie byłem stuprocentowo zainteresowany jako fan serii. Dlatego tym bardziej ciekawią mnie wszystkie plotki odnośnie ewentualnego remastera MW2. Czy ten się pojawi? Czas pokaże…
Honorowo - Dragon Age: Origins, FUEL, Need For Speed: Shift.
To był niewątpliwie rok, w którym królowało u mnie PlayStation Portable.
Przesiadka na kieszonsolkę Sony sprawiła, że grałem o wiele więcej w różnych miejscach, nie tylko w domu. Oznaczało to również więcej eksperymentów oraz prób ogrywania przeróżnej japońszczyzny. Trafiło na Personę 3 Portable, o której przeczytałem kilka ciepłych słów na gramowym forum i… wciągnęło mnie. Wciągnęło mnie na tyle, że nie miałem problemu zrobić drugi przebieg protagonistką tylko po to, aby sprawdzić jak będą różniły się dialogi między bohaterami. Było to o tyle dziwne, że jestem strasznie wybrednym konsumentem japońskiej myśli giereczkowej, podobnie jak ogólnie azjatyckiej kultury. Tutaj siadło idealnie – bohaterowie, grywalność, udźwiękowienie i to, że do grania w komunikacji miejskiej czy pociągu nadawała się idealnie!
Honorowo - God of War: Ghost of Sparta, Metal Gear Solid: Peace Walker, Mafia 2.
Świetny powrót w świetnym stylu i "last ride" Tannera... chyba, że Ubisoft wróci do konceptu, bo na razie o nim słuch zaginął.
Pomysł, który wydawał się absurdalny z pozoru owocował prawdopodobnie jedną z najlepszych gier wyścigowych/akcji dzięki przeskakiwaniu między samochodami. Do tego historia oparta na snach pozostającego w śpiączce policjanta po wypadku i mamy Driver: San Francisco! Nadal pamiętam te dyskusje o tym, jak dziwny jest to pomysł, ale ostatecznie trzeba przyznać, że o ile na papierze ten pomysł kompletnie nie pasuje do serii Driver, tak w praktyce okazał się strzałem w dziesiątkę. Tym bardziej szkoda, że ostatecznie na kolejną grę z komisarzem Tannerem będziemy czekali w nieskończoność, a San Francisco jest wręcz niedostępne w sklepach cyfrowych. Tanner, wróć!
Honorowo - Shift 2: Unleashed, Batman: Arkham City,
Być może to, co powiem będzie dla niektórych szerzeniem herezji, ale... o ile uwielbiam dwie pierwsze odsłony serii o detektywie z Nowego Jorku, tak w Max Payne 3 grało mi się najlepiej. Co prawda Rockstar Games w odróżnieniu od Remedy poszło w efektowność niż budowanie klimatu w stylu noir, ale nie można "trójce" odmówić tego, że brudne i zepsute do szpiku kości brazylijskie Sao Paulo również potrafiło robić wrażenie. Podobnie jak ścieżka dźwiękowa autorstwa zespołu HEALTH, która idealnie wpisywała się momentami w obraz staczającego się byłego gliny, który nie stroni od taniej whisky i tabletek przeciwbólowych.
A tak poza tym to Max Payne 3 graficznie oraz gameplayowo nadal trzyma po latach bardzo wysoki poziom i potrafi również stawiać wyzwanie nawet na zwykłym poziomie trudności. Sprawdzane, testowane - nadal ponadczasowe!
Honorowo - Far Cry 3, Spec Ops: The Line
Dla wielu 2013 kojarzy się z dwoma tytułami - The Last of Us oraz Grand Theft Auto V.
Dla mnie to premiera Metal Gear Rising: Revengeance, które również swoje przeboje miało przeróżne. Ostatecznie twórcy Bayonetty czy Vanquish we współpracy z Hideo Kojimą stworzyli jeden z lepszych slasherów ostatnich lat z niesamowitą ścieżką dźwiękową Jamiego Christophersona. Już sam fakt możliwości cięcia przeciwników pod różnymi kątami mieczem jako cybernetyczny ninja działa na wyobraźnię – w to trzeba było zagrać!
Jedyne co martwi to fakt, że mimo przeróżnych mrugnięć okiem w stronę fanów nie zobaczymy kolejnych przygód Raidena... chyba, że jakimś zbiegiem okoliczności Konami postanowi wskrzesić projekt Metal Gear Rising i nie będzie to kolejna gra na pachinko.
Honorowo - Far Cry 3: Blood Dragon, Tom Clancy's Splinter Cell: Blacklist, Bioshock Infinite.
I teraz tłumaczymy się... dlaczego P.T.?
Powiedzmy sobie wprost - prawdopodobnie nigdy w historii gier komputerowych wersja demonstracyjna nie wywołała aż takiego poruszenia jak w przypadku niespodzianki zaserwowanej przez Hideo Kojimę i Kojima Productions (jeszcze we współpracy z Konami).
Nowe studio tworzy grę, nikt nie wie tak naprawdę czym jest P.T. z wyjątkiem tego, że to krótka zajawka czegoś większego. Gra to tak naprawdę chodzenie wokół pewnego domu, w którym co jakiś czas pojawia się przerażająca postać Lisy. Dodatkowo martwe płody w zlewie, karaluchy na ścianach i zagadka, którą trzeba rozwiązać, aby wydostać się z pomieszczenia. Wychodzimy, prowadzona przez nas postać to bohater grany przez Normana Reedusa, a na ekranie pojawiają się "Norman Reedus in... Silent Hills". A resztę historii zapewne pamiętacie - Kojima vs. Konami, usuwanie możliwości pobrania P.T. gdzie tylko można było to uczynić oraz niepewna przyszłość marki Silent Hill. Niby światełko w tunelu jest, niby Sony i Kojima cały czas kombinują, ale mimo wszystko...
Moje P.T. na dysku konsoli ciągle mam. Gdyby ktoś chciał kupić UNIKALNY egzemplarz PlayStation 4 z UNIKALNĄ wersją demonstracyjną Silent Hills, to wiecie gdzie mnie szukać ;)
Honorowo - Dragon Age: Inquisition, GRID Autosport, Rayman Legends
Tak naprawdę moja przygoda ze światem Destiny rozpoczęła się właśnie od premiery The Taken King - potężnego dodatku do gry Bungie, która w tamtym czasie przeżywała dość spore problemy po premierze. Tak właściwie tylko z opowiadań znajomych z klanu wiem, jak problematyczna była to gra pod wieloma względami, ale z drugiej strony wielu również patrzy na te czasy z pewną nostalgią.
Ja natomiast bardzo dobrze wspominam pierwsze zawiązane przyjaźnie, klany spotkane na swojej drodze czy wielogodzinne wypady na King's Fall w poszukiwaniu kolejnych punktów mocy. Niewątpliwie Destiny stało się częścią mojego gamingowego życia, a stworzony przeze mnie Warlock jest ze mną do dziś w Destiny 2. I nawet mimo różnych kolei losu oraz relacji "love-hate", jaką darzę ten tytuł spokojnie mogę powiedzieć, że był on dla mnie przełomowy, a przyjaźnie zawiązane w trakcie raidów trwają do dziś. I to chyba jest najpiękniejsze w tym wszystkim, a każdy kolejny wypad na Dreadnaughta był tak samo ekscytujący. Głównie dzięki właśnie ludziom poznanym w grze.
Honorowo - Wiedźmin 3: Dziki Gon, Undertale, Bloodborne.
"Wspaniały to był rok, nie zapomnę go nigdy...".
W 2016 roku wyszło sporo dobrych tytułów, ale tak naprawdę DOOM wywołał na mnie największe wrażenie ze wszystkich ówczesnych premier. Mimo, że dobrych tytułów było wręcz aż zbyt wiele (podobnie w 2017 i 2018 roku).
Tytuł, w który wiele osób nie wierzyło z prostego powodu - takie powroty po latach to w połowie przypadków zwykły cash grab i lecenie na nostalgii. Po dość chłodno przyjętych betatestach modułu sieciowego graczy bardziej zmroziło niż rozpaliło do piekielnej czerwoności... a tu po premierze takie zaskoczenie! Okazało się, że Doom Slayer nie dość, że jest w naprawdę dobrej formie, to jeszcze łączy oldschool z nowoczesnym podejściem w dzisiejszych grach. No i ta muzyka Micka Gordona - heavy-metalowa poezja!
I tak zupełnie szczerze polecałbym DOOM z 2016 wszystkim tym, którzy chcą zagrać w DOOM Eternal. To naprawdę dobra rozgrzewka przed tym, co czeka was w najnowszej grze od id Software. Uwierzcie mi - warto się rozgrzać ;)
Honorowo - Wiedźmin 3: Krew i Wino, XCOM 2, Dishoinored 2.
Przyznam się szczerze - chciałem złamać zasady i wstawić tu dwa tytuły. Głównie dlatego, ze obydwa w 2017 roku ustawiłem na szczycie jeśli chodzi o moją prywatną "grę roku".
Wybrałem jednak Yakuzę 0 głównie dlatego, że to prawdopodobnie najlepsza pod wieloma względami odsłona serii. Czy to od strony czysto gameplayowej, czy to od strony prezentowanej historii Kazumy Kiryu i Goro Majimy. Trudno jest czasami stworzyć prequel, który idealnie będzie wpisywał się w wydarzenia, które miały już miejsce. Ta sztuka niewątpliwie Ryu Ga Gotoku Studio się udała. Obok typowo japońskiego humoru zaserwowali świetną opowieść o tym, jak dwóch niepokornych gagatków staje się legendarnymi członkami japońskiej Yakuzy. Czy po pokazanym obrazku na górze można to wywnioskować? Ani trochę!
Yakuza 0 to idealny punkt wejścia do serii. Od tego momentu już tylko zostaje do pokonania jakieś siedem kolejnych gier... Wiecie chyba co dalej robić, #GrajciewYakuzę! ;)
Honorowo - NieR: Automata, Prey, The Evil Within 2.
Nie jestem fanem kowbojskich klimatów. Powiem więcej - niecierpię ich, ale pomyślałem sobie, że jeśli Myszasty mówi, że Red Dead Redemption 2 jest aż tak dobre, to warto spróbować. Spróbowałem, nie żałuję, bardzo miło wspominam!
O ile początek był niezwykle trudny do pokonania, tak z każdym kolejnym rozdziałem historia bandy Dutcha van der Linde wciągała coraz bardziej, a Arthur Morgan zagrany Rogera Clarka to mistrzostwo świata voice-actingu w grach. Głównie dlatego, że cały czas miałem wrażenie, że Arthur to "swój chłop", który po prostu miał pecha w swoim bandziorskim życiu. Inna sprawa, że świat stworzony przez Rockstar Games również potrafił po prostu oczarować wykonaniem i najdrobniejszymi szczegółami. Być może właśnie dlatego te długie przejażdżki konne nie frustrowały aż tak, bo były zwyczajnie przyjemne, a przygody, które spotykałem na drodze potrafiły zaskoczyć.
Honorowo - Yakuza 6: The Song of Life, Super Smash Bros. Ultimate, Tetris Effect.
To ciekawe, że swoje prywatne GOTY 2019 roku odnalazłem na samym początku, czyli Ace Combat 7: Skies Unknown. Co prawda nie jest to najlepsza odsłona cyklu, bo mimo wszystko Zero czy "czwórka" są o poziom wyżej, ale trzeba oddać Project Aces to, że stworzyli świetnego lotniczego shootera, który potrafi również przyćmić nie jedną grę wydaną dzisiaj swoją oprawą graficzną. Tutaj wkradł się również syndrom "Call of Duty", ponieważ za punkt honoru objąłem przejście gry na wszystkich poziomach trudności tylko dlatego, że całość sprawia niesamowitą frajdę w efektownym stylu!
Nawet jeśli nigdy nie graliście w gry z serii, a szukacie czegoś robiącego ogromne wrażenia z odrobiną zręcznościowego szaleństwa, to Ace Combat 7 jest właśnie tym tytułem.
Honorowo - Control, F1 2019, Death Stranding
Krótkie pytanie do was – jakie gry najlepiej wspominacie z ostatnich 15 lat? Dajcie nam znać w komentarzach! A już wkrótce kolejne urodzinowe teksty oraz inne atrakcje związane z naszymi 15. urodzinami. Koniecznie śledźcie nasze kanały społecznościowe oraz najnowsze wiadomości!
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!