Czekaliśmy na tę kontynuację siedem długich lat. Przeżyliśmy dwa opóźnienia premiery. Czy twórcom udało się sprostać nagromadzonym oczekiwaniom?
Czekaliśmy na tę kontynuację siedem długich lat. Przeżyliśmy dwa opóźnienia premiery. Czy twórcom udało się sprostać nagromadzonym oczekiwaniom?
Jeżeli czytaliście pierwsze wrażenia, którymi podzieliłem się z Wami kilka dni temu, to pewnie wiecie już, że The Last of Us Part II to przede wszystkim nieodrodna kontynuacja pierwszej części. Twórcy nie poszli w żadną rewolucję, lecz postanowili twórczo rozwinąć i wzbogacić rozgrywkę, jednocześnie serwując nam zupełnie nową historię, o nieco innym wydźwięku, chociaż bardzo podobnym ciężarze emocjonalnym. Wyszło świetnie, a część druga zdecydowanie dorównuje oryginałowi.
Uwaga! Z uwagi na to, że fabuła najnowszej gry stworzonej przez Naughty Dog jest absolutnym filarem zabawy i doświadczenia z The Last of Us Part II, recenzja będzie w miarę możliwości wolna od spojlerów. Możliwe, że w czasie zabawy przypomnicie sobie coś do czego odniosłem się w recenzji, aczkolwiek postaram się pisać w ten sposób, aby nie zepsuć Wam żadnej z niespodzianek przygotowanych przez dewelopera. Nie dowiecie się więcej, niż dowiedzielibyście się ze zwiastunów. To dla Waszego dobra.
Ellie po kilku latach od wydarzeń z pierwszej części gry wiedzie względnie spokojny żywot w Jackson - osadzie zbudowanej wokół elektrowni wodnej, którą odwiedziliśmy już w pierwszej części gry, a którą zakładać pomagał brat Joela, czyli Tommy. Oczywiście nie byłoby gry ze spokojnego siedzenia w położonej w malowniczym stanie Wyoming osadzie, także nie zdziwi Was pewnie fakt, że nie mija dużo czasu, zanim Ellie wyrusza w wyprawę, która zaprowadzi ją na zachodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych - przede wszystkim do zrujnowanego Seattle w stanie Waszyngton (nie mylić z miastem Waszyngton w dystrykcie Kolumbii). Dlaczego? Powiedzieć nie mogę.
Mogę natomiast powiedzieć, że jeżeli chodzi o jakość fabuły i ciężar emocjonalny, druga część The Last of Us w moim mniemaniu nie odbiega od oryginału. Nie brakuje tutaj silnych emocji, wzruszeń, oburzenia na okrutny świat apokalipsy zombie, w bród jest zaskakujących zwrotów akcji. Co muszę pochwalić w szczególności, to fakt, że twórcy nie boją się łamać pewnych aksjomatów i burzyć perspektywy jaką mamy na dane postaci. Dzięki temu The Last of Us Part II przybiera nierzadko formy wręcz (grecko)tragiczne, a my jako gracz jesteśmy rozdarci pomiędzy własnymi sympatiami i uczuciami. Do tego dochodzą oczywiście świetnie rozpisane postaci, bardzo dobre dialogi i gra aktorska (nie waham się użyć tego słowa, bo w końcu granie na potrzeby motion picture to też granie). Podczas gry jest szansa na to, że uronicie łezkę, a już na pewno wzruszycie się, a sama końcówka na pewno nie pozostawi Was obojętnych. Naughty Dog znowu udało się stworzyć grę, która porusza najbardziej ludzką stronę duszy gracza.
Mechanika została znacząco rozbudowana - pojawiła się możliwość czołgania, przeciskania się przez rozmaite szczeliny i krycia w trawach. Dzięki temu skradanie jest o wiele bardziej naturalne. Oczywiście nie zabrakło nowych typów przeciwników, zarówno zarażonych, jak i żywych. Tych drugich jest kilka frakcji, co ciekawe, prezentują oni inne taktyki walki z nami. Część z nich będzie starało się zakraść do gracza, poruszając się po cichu, wykorzystując możliwości komunikowania się gwizdami (sic!), a inni wyposażeni w potężne spluwy i kamizelki kuloodporne będą dążyć do starcia bezpośredniego, niemalże szturmując nasze pozycje. Warto wspomnieć też, że w pewnym momencie dostajemy do dyspozycji zupełnie nowe drzewko rozwoju, przez co zabawa nieco zmienia swój charakter. Nie jest to zmiana diametralna, ale biorąc pod uwagę, jak pełna niuansów jest mechanika The Last of Us, to jest to zmiana odczuwalna. Sednem rozgrywki wciąż jest mieszanina eksploracji i walki skradankowo-strzelaninowej z nierzadkimi starciami wręcz. Są emocje, jest kombinowanie i nie jest łatwo. Pierwsze podejście postanowiłem zrobić na średnim poziomie trudności i nawet na nim zdarzało mi się dosyć często ginąć, kiedy pozwoliłem wrogom na to, żeby mnie otoczyli, albo zbyt frywolnie poczynałem sobie z amunicją (tej nigdy nam nie zbywa).
Świetne wrażenie zrobił na mnie fakt, że Naughty Dog udało się sprawić, że wyszliśmy jako gracze z nieco klaustrofobicznych korytarzy i dostaliśmy do dyspozycji większe przestrzenie. Gdy natkniemy się na grupę wrogów możemy wskoczyć szybko do pobliskiego budynku, stamtąd przemknąć jakąś rozpadliną na drugą stronę skrzyżowania i po prostu wyminąć wrogów (w bardzo wielu przypadkach jest to nie tylko możliwa, ale i preferowana opcja), albo przynajmniej obrać sensowniejsze miejsce z którego byśmy mieli zacząć ich eliminować. Cały czas miałem poczucie dosyć sporej swobody, chociaż oczywiście nie ma mowy o żadnym otwartym świecie, a wejście i wyjście z danego segmentu zawsze jest jedno.
Nie będzie wielkim zdziwieniem, jeżeli napiszę, że The Last of Us Part II to zdecydowanie najładniejsza gra na PlayStation 4. Osobiście grałem na standardowej wersji konsoli, z której produkcja ta wyciskała siódme poty (sądząc po dźwięku ciągle działających wentylatorów były to szczytowe siódme poty), ale i tak wrażenie było niesamowite. Animacje są śliczne, grafika szczegółowa, efekty, w szczególności kołysanie się trawy, falowanie i refleksy wód wręcz zjawiskowe. Do tego dochodzi fakt, że po odpaleniu gry nie uświadczymy już żadnych ekranów ładowania - The Last of Us: Part II da się przejść “ciągiem”. Trudno nazwać to inaczej, jak technicznym majstersztykiem.
Jeżeli mam wskazać jakiekolwiek wady najnowszego dzieła Naughty Dog, to muszę wskazać dwie, no dwie i pół. Po pierwsze, podobnie jak w poprzedniej części, gra się chwilę rozkręca. Co prawda zaczynamy od hitchkockowskiego trzęsienia ziemi, ale później akcja na wiele godzin stosunkowo zwalnia, przez co miałem moment w którym myślałem sobie: “eee, jednak nie dorównali jedynce”. Z perspektywy czasu taki zabieg jest zrozumiały i do wybaczenia, niemniej wydaje mi się, że można by było trochę “dopakować” pierwsze rozdziały. Po drugie brakuje trybu dla wielu graczy. Multiplayer w pierwszej części, chociaż szczątkowy, bardzo mi się podobał i żałuję, że tym razem go zabrakło. Na korzyść dwójki przemawia jednak fakt, że gra jest o wiele dłuższa (25-30 godzin w porównaniu do około 12-15 godzin). Po trzecie, momentami miałem wrażenie, że deweloper trochę przesadził z upychaniem progresywnej agendy. Sam będąc lewakiem nie mam nic przeciwko, żeby gra miała polityczny wydźwięk, aczkolwiek nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że w The Last of Us Part II była lista do odhaczenia, tak żeby każdy społecznie wrażliwy temat można było poruszyć. Momentami było to odrobinę nachalne.
Przyznam szczerze, że po przejściu drugiej części The Last of Us mam przede wszystkim wrażenie, że uniwersum się rozrosło. Pojawiły się nowe, ciekawe frakcje, świat okrzepł po apokalipsie, zmienił i rozwinął, podobnie jak bohaterowie. W związku z tym widzę potencjał, żeby ten świat dalej rozwijać, nawet poprzez rozmaite spin-offy (ależ bym zagrał w jakiegoś survival sima albo RTSa!). Pytanie tylko czy Sony i Naughty Dog nie będą bały rozmienienia się na drobne. Obecnie mamy bowiem do czynienia z duetem dzieł genialnych, które pozostawione samym sobie, z pewnością zapiszą się w annałach historii gier wideo, jako dzieła absolutnie monumentalne i broniące się samodzielnie.
Ze względu na embargo nie miałem możliwości samodzielnego robienia screenów. Będziemy mogli je łapać dopiero po tym, jak gra ukaże się w sprzedaży. Wszystkie grafiki otrzymaliśmy od dystrybutora, a pochodzą z wersji na PlayStation 4 Pro.