Nic tak nie przenosi w szalone lata dziewięćdziesiąte jak potyczki GDI z bractwem NOD, albo Stalina z Aliantami w alternatywnej wersji historii.
Nic tak nie przenosi w szalone lata dziewięćdziesiąte jak potyczki GDI z bractwem NOD, albo Stalina z Aliantami w alternatywnej wersji historii.
Jeżeli należycie do pokolenia “milennialsów”, to pewnie na jakimś etapie swojego życia graliście w którąś z pierwszych części Command & Conquer. Mówię tutaj bądź to o oryginale z 1995 roku, bądź Command & Conquer: Red Alert z końcówki 1996 roku. Rzecz jasna do Polski gry te dotarły z lekkim opóźnieniem, niemniej doskonale wpasowały się w zataczającą coraz szersze kręgi modą na komputery osobiste. Jeżeli więc marzy Wam się powrót do czasów DOSa, względnie Windowsa 95, charakterystycznego odgłosu modemu, raczkujacej grafiki 3D (ale tylko w cut-scenkach!) i wyśrubowanego poziomu trudności, to zapraszam do zabawy.
W ramach Command & Conquer Remastered Collection dostajemy do dyspozycji absolutnie wszystko co związane było z pierwszymi dwiema produkcjami z serii - oryginalnym C&C oraz C&C: Red Alert, a także trzy dodatki do wyżej wymienionych.. Oznacza to oczywiście pełne kampanie znane z pecetów, ale także bonusy, jak również misje z wydań konsolowych. Do tego mamy możliwość wybierania misji bez konieczności zaczynania kampanii od początku (czasami bowiem możemy wybrać gdzie chcemy zaatakować, co w oryginale blokowało nam możliwość podejścia do drugiego z zadań). Do tego dochodzi galeria bonusów i udostępnienie soundtracku, a także, tutaj uwaga, edytor map i wsparcie dla modów. Do tego doszła również możliwość skorzystania z uwspółcześnionego sterowania. W końcu remaster wypakowany po brzegi!
Chyba najbardziej efektowną opcją jest przełączanie grafiki w locie. W każdym momencie podczas rozgrywania kampanii możemy wcisnąć klawisz spacji, żeby zmienić widok z oryginału na wersję zremasterowaną. Robi to świetne wrażenie, bo dzięki temu ewidentnie widzimy jak dużo pracy włożono w udoskonalenie grafiki, a przede wszystkim pozwala w biegu porównywać obydwie wersje w najciekawszych komentach. Co tu dużo mówić, chciałbym żeby takie rozwiązanie znalazło się w każdym remasterze. Pojawiła się również możliwość przybliżania i oddalania kamery. Poprawione zostały też cutscenki, chociaż w dalszym ciągu są bardzo archaiczne (ta raczkująca grafika 3D!), jak również muzyka.
Ulepszenia nie ominęły trybu dla wielu graczy - szybkie wyszukiwanie gry, lobby w których możemy nieco pogmerwać w ustawieniach (np. decydując się na to, jakie współczesne udogodnienia gracze będą mieli do dyspozycji). Udostępniono również, wzorem serii Starcraft, tryb obserwatora i powtórki. Oczywiście z uwagi na upływ czasu i wysoki poziom trudności w opanowaniu mechaniki, dostałem momentalny łomot, ale warto było chociaż spróbować. Podłączając się do kilku gier zauważyłem też, że część graczy preferuje sterowanie “staroszkolne” i takie wymusza na wszystkich. To jest dopiero przejażdżka w przeszłość! Aż dziw jak mocno zmieniły się sposoby kontrolowania pola bitwy, pomimo faktu, że wciąż używamy klawiatur i myszek w zasadniczo niezmienionej formie.
Nie przesadzę, jeżeli napiszę, że w momencie odpalenia kampanii Sowietów w Command & Conquer: Red Alert, w momencie gdy z głośników popłynął słynny “Hell March”, poczułem autentyczne ciarki. Gry z tej serii to wciąż kawał świetnej historii, chociaż oczywiście poprowadzonej w pewien archaiczny sposób, wyjęty rodem z lat 90tych (nie ma się co dziwić). Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie widać, żeby gry się nie zestarzały. Oczywiście że widać i to bardzo, ale to wciąż świetne produkcje. Po paru godzinach zorientujecie się również, o ile trudniejsze były gry ćwierć wieku temu. Nawet na normalnym poziomie trudności przejście niektórych misji graniczyło w moim wypadku z cudem, a przecież w RTSach specjalizuję się od zawsze!
Jeżeli marzyła Wam się wycieczka w przeszłość, ale w sposób który byłby strawny w roku 2020, to ciężko podać przykład lepszego produktu niż Command & Conquer Remastered Collection. Lista nowości, poprawek, usprawnień i upiększeń jest naprawdę imponująca i w recenzji próżno je po prostu wymieniać, bo od tego są materiały na stronie wydawcy. Jesteście tutaj po to, żeby przeczytać moje zdanie na temat danej produkcji. A w tym wypadku ocena musi być jednoznaczna - operację odrestaurowania pierwszych kroków tej kultowej serii Petroglyph i Electronic Arts przeprowadziły wzorowo. Polecam z całego serca, zarówno starym wygom, jak i osobom, które zawsze chciały się z serią zapoznać. Pamiętajcie tylko, żeby spodziewać się wyzwania!