Recenzja DLC Borderlands 3: Bounty of Blood - A Fistful of Redemption

Adam "Harpen" Berlik
2020/06/25 17:00
0
0

Czy ten dodatek jest aż tak dobry czy ja po prostu uwielbiam Dziki Zachód? Tak naprawdę to jedno i drugie.

Gdzie szeryf nie może, tam Vault Hunter sam się pośle…

Można twierdzić, że DLC to takie trochę odcinanie kuponów. Kilka misji na krzyż, paru nowych wrogów, trochę zmian w mechanice i – voila! interes się kręci. Z jednej strony to wszystko prawda, nawet w przypadku Borderlands 3: Bounty of Blood - A Fistful of Redemption, bo nie ma tu absolutnie niczego rewolucyjnego, z drugiej jednak takie spłycenie opisu najnowszego rozszerzenia do looter shootera studia Gearbox Software byłoby dla niego ze wszech miar krzywdzące. Naprawdę widać, że ktoś tu miał pomysł i postarał się z jego realizacją, w efekcie czego otrzymaliśmy jedne z najlepszych map w Borderlands 3, a być może i całej serii.

Gdzie szeryf nie może, tam Vault Hunter sam się pośle…, Recenzja DLC Borderlands 3: Bounty of Blood - A Fistful of Redemption

Borderlandsy od Rockstara? No nie, ale…

Borderlands 3: Bounty of Blood - A Fistful of Redemption budzi oczywiście skojarzenia z Red Dead Redemption II chociaż obie produkcje zapewniają zgoła odmienne doświadczenia podczas rozgrywki – klimat jest jednak bardzo podobny, gdyż autorzy opisywanego dodatku postanowili zabrać graczy w realia Dzikiego Zachodu. Stereotypowego aż do bólu, trzeba przyznać. Wchodząc do miasta rozmawiamy z szeryfem, a potem udajemy się do pobliskiego saloonu, by w międzyczasie zachwycić się projektem niewielkiego obszaru (z czasem eksplorujemy, rzecz jasna, bardziej rozległe tereny – mowa zarówno o otwartych przestrzeniach, jak i zamkniętych lokacjach) wykonanego w całości oczywiście przy użyciu cel-shadingu (tutaj z kolei niektórym słusznie przypomni się fenomenalny Call of Juarez: Gunslinger).

No to jak, chcecie usłyszeć jeszcze jedną opowieść?

Nie chciałbym zdradzać wielu szczegółów fabularnych, bo – po pierwsze – scenariusz nie jest aż tak istotny w Borderlandsach, a po drugie otrzymujemy tu stosunkowo przewidywalną opowieść z zaakcentowanym silnie początkiem. Za sprawą Bounty of Blood - A Fistful of Redemption trafiamy na zupełnie nową planetę, Gehennę. Spotykamy wspomnianego już szeryfa, ale nie jest to niestety długa znajomość, bowiem niemal na samym początku kampanii nasz towarzysz zostaje zamordowany i właśnie w tym momencie zaczyna się właściwa akcja dodatku. Naszym zadaniem jest rozprawienie się z gangiem Devil Riders, a co za tym idzie zabicie jego członków (lista antagonistów jest NAPRAWDĘ długa), niezliczonej ilości genetycznie modyfikowanych bestii i innego tałatajstwa, które stanie nam na drodze.

GramTV przedstawia:

Borderlandsy od Rockstara? No nie, ale…, Recenzja DLC Borderlands 3: Bounty of Blood - A Fistful of Redemption

Klimat, klimat i jeszcze raz klimat

Nie wszyscy lubią to określenie, ale uwierzcie, że w Borderlands 3: Bounty of Blood - A Fistful of Redemption naprawdę klimat aż wylewa się z ekranu. To zasługa fenomenalnie zaprojektowanych lokacji, świetnie dobranych głosów czy też muzyki, która idealnie dopasowuje się do tego, co aktualnie dzieje się na planecie Gehenna. Czasem naprawdę zatrzymywałem się tylko po to, by porozglądać się po świecie czy też posłuchać świetnie zrealizowanych utworów wchodzących w skład ścieżki dźwiękowej.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!