Nie słyszeliście wcześniej o Remnant: From the Ashes? To po prostu Dark Souls ze spluwami od twórców Darksiders. No, prawie.
Kto rozbije się łódką?
Zanim dane nam będzie przenieść się do postapokaliptycznego świata gry Remnant: From the Ashes stworzymy własną postać za pomocą naprawdę rozbudowanego kreatora. Gracze, którzy uwielbiają spędzać kilkadziesiąt minut w takim edytorze, by dostosować poszczególne elementy wyglądu swojego bohatera, powinni być w pełni usatysfakcjonowani. W tym miejscu decydujemy również, czy chcemy grać w standardowym, czy też hardkorowym trybie rozgrywki (w pierwszym przejściu wybór jest oczywisty), a także określamy poziom trudności. Warto również zauważyć, że istnieje opcja pominięcia samouczka, co raczej odradzam wszystkim, którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę z nową produkcją studia Gunfire Games.
Sam przeciwko całemu światu?
Remnant: From the Ashes oferuje pełnoprawną kampanię fabularną. Możemy ją przejść całkowicie samemu, ale należy dodać, że gra oddaje do naszej dyspozycji także moduł kooperacji dostępny za pośrednictwem internetu. Należy zatem wybrać w opcjach gry, czy chcemy grać offline, czy też zezwalamy naszym znajomym lub wszystkim chętnym graczom na dołączenie do naszego świata. Sami również będziemy mogli pomagać innym użytkownikom w przejściu trudniejszych etapów oraz w walkach z bossami.
To już gdzieś było
Z filmiku wprowadzającego dowiadujemy się, że główny bohater płynie łódką w kierunku tajemniczej wieży. Niestety, nie dociera do celu, bo jego niepewny środek transportu zostaje zniszczony, a nasz protagonista – wyposażony jedynie w niezbyt dobry miecz – trafia na ląd. Po pokonaniu kilku wrogów otrzymuje pomoc ze strony ludzi, którym udało się przetrwać, trafiając przy okazji do Ward 13, czyli centralnego punktu stanowiącego naszą bazę wypadową. W międzyczasie gracz dowiaduje się, że po raz kolejny to na jego barkach spocznie ratowanie świata. Tym razem spróbujemy rozprawić się z tajemniczymi istotami, które funkcjonują w Remnant: From the Ashes pod nazwą The Root.
GramTV przedstawia:
I to też…
Remnant: From the Ashes nie kładzie jednak nacisku na fabułę. Możemy ją niemal całkowicie pominąć, skupiając się jedynie na najważniejszych wątkach. To trochę jak w Dark Souls, gdzie również historię poznajemy niejako przy okazji, w efekcie czego niektórzy twierdzą, że dzieła From Software pozbawione są jakichkolwiek opowieści. Nie każdemu chce się jednak zaangażować, posłuchać dialogów i zapoznać się z opisami przedmiotów, by uzupełnić swoją wiedzę o świecie gry.
Wspomniałem już, że Remnant: From the Ashes to Dark Souls z bronią palną. Z wrogami rozprawiamy się więc głównie przy pomocy rozmaitych karabinów. Co ciekawe jednak, główny bohater dysponuje również bronią białą, ale stanowi ona jedynie dodatkowy element wyposażenia i sięgamy po nią zwykle w kryzysowych sytuacjach. Czyli takich, w których po prostu zabraknie nam amunicji. Początkowo mamy jej pod dostatkiem, ale z czasem okazuje się, że Remnant: From the Ashes wymaga od nas tego, byśmy regularnie monitorowali, ile pocisków mamy jeszcze w magazynku. To nie Call of Duty, gdzie cały czas cierpimy na nadmiar amunicji.
Panie, pociski wchodzą jak w masło!
Model strzelania, czyli to, co w Remnant: From the Ashes jest najważniejsze, zrealizowano wręcz perfekcyjnie. Pokonywanie kolejnych wrogów nieustannie sprawia mnóstwo radości. Mowa w tym przypadku zarówno o walkach z szeregowymi przeciwnikami, jak i potężnymi bossami. Na normalnym poziomie trudności gra nie stanowi praktycznie żadnego wyzwania, ale na wyższych może okazać się dość wymagająca. Ocena poziomu trudności to jednak kwestia mocno indywidualna. Sporo grałem w Soulsy, więc doskonale wiedziałem, jak poradzić sobie z Remnant: From the Ashes, bo obie produkcje łączy naprawdę sporo. Nie bez powodu recenzowany tytuł można śmiało uznać za przedstawiciela gatunku souls-like.
W gram.pl od 2008 roku, w giereczkowie od 2002. Redaktor, recenzent. Podobno dużo gra w Soulsy, choć sam twierdzi, że to nieprawda. To znaczy gra, ale nie aż tak dużo.
Recenzja „ciut” spóźniona (bo nie widzę, aby dotyczyła wyłącznie dodatku), bez informacji o różnych bossach w zależności od wylosowanych lokacji, loot uzależniony jest właśnie od nich - kto szukał Chicago Tylewriter ten wie doskonale o co chodzi, z każdego bossa można otrzymać 2 różne bronie w zależności od tego jak się go zabije. Powyższe informacje IMO powinny znaleźć się w recenzji.