Mam pewien problem z Peaky Blinders: Mastermind. Po pierwsze, podeszłam do gry z nadzieją, że będzie choć w jakimś stopniu tak samo dobra, jak serial. Po drugie, zaraz po uruchomieniu tytułu po raz pierwszy i zobaczeniu menu głównego na ekranie, najnowsze dzieło FuturLab kupiło mnie muzyką. Niezwykle klimatyczny utwór Reveller autorstwa zespołu Feverist jest idealny. To będzie coś, pomyślałam sobie.
A czym się ostatecznie okazało? Naciąganym, mocno leciwym i totalnie niewciągającym prequelem. Plus jest taki, że do zagrania w Peaky Blinders: Mastermind nie potrzebujecie żadnej wiedzy na temat serialu. Jeśli więc planowaliście spróbować swoich sił w logicznej skradance studia FuturLab i nie widzieliście na oczy nawet pierwszego odcinka Peaky Blinders, to nie musicie się niczym martwić. No, powiedzmy.
Powtarzałam to chyba już w każdej swojej recenzji, ale powtórzę raz jeszcze – jednym z najważniejszych elementów w grach jest dla mnie historia. No, chyba że doskonale wiem, że mam do czynienia z gatunkiem, który historii opowiadać wcale nie musi. Po growej adaptacji świetnego (moim zdaniem oczywiście) serialu Peaky Blinders spodziewałam się więc choć w pewnym stopniu dobrego kawałka opowieści. Co dostałam?
Delikatnie rzecz ujmując, leciwy prequel, który wprawdzie posiada kilka ciekawych rozwiązań i zwrotów akcji, tak wciąż nie udało się tym elementom ocieplić wizerunku całości. Muszę jednak przyznać, że historia, choć nieszczególnie porywająca, została w świetny sposób zaprezentowana – ręcznie rysowane, statyczne sceny utrzymane w klimacie nieco komiksowym oraz tekst pojawiający się razem z dźwiękami stukania w klawisze maszyny do pisania genialnie wpasowują się w klimat.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!