Pług Farana Brygo nie utknął w zaspach, ale też i nie pojechał zbyt daleko
Pług Farana Brygo nie utknął w zaspach, ale też i nie pojechał zbyt daleko
Swego czasu na Wasteland 2 czekałem, jak na zbawienie. Po New Vegas była to bodaj jedyna wtedy nadzieja na fajne, hardkorowe i oldskulowe RPG w post-apokaliptycznym sosie. Efekt końcowy, o czym pisałem w swojej recenzji, oczarował mnie klimatem, ale chwilami dobijał jakością wykonania, czy mniej udanymi pomysłami w mechanice. Po trójce spodziewałem się więc czegoś podobnego - mocno napromieniowanego nastroju doprawionego hardkorowym oldskulem i sporą garścią baboli. Co się okazało? Nastrój daje radę, hardkoru mało, ale oldskul i babole pozostały. I wiecie co? Całkiem to wszystko strawne.
Klasycznie zacznę pastwienie się od nastroju - zwanego najczęściej klimatem - i fabuły. Zmian tutaj w stosunku do poprzedniej części całkiem sporo. Bo przecież z napromieniowanych, piaszczysto-skalistych pustkowi Arizony podobnych Falloutom, przenosimy się do zasypanego śniegiem Kolorado. I w sumie bardzo to fajne, a na pewno oryginalne, bo temat postnuklearnej zimy w grach tego typu pojawia się niezwykle rzadko. Szkoda tylko, że to jedynie nie wnosząca nic do rozgrywki dekoracja. Nawet w dwójce trzeba było uzupełniać podczas podróży zapasy wody, a w Wasteland 3 nie ograno tego w żaden sposób. Zupełnie nic. Ani jednej mechaniki, która wprowadziłaby jakieś poczucie zagrożenia ze strony środowiska, choćby na mapie świata. Szkoda, bo to przecież tak wdzięczny materiał, by ugrać na tym naprawdę sporo.
Muszę natomiast pochwalić fabułę i nie chodzi tu bynajmniej o odkrywczość, czy sposób przedstawienia. Mało tego, opiera się w dużej mierze na różnorodnych kliszach znanych ze świata postapo. Jednak została skonstruowana i poprowadzona w taki sposób, że od dawna nie miałem aż tylu rozterek i rozkmin podczas podejmowania kluczowych decyzji. Niby główny wątek opiera się przez większość czasu na liniowo połączonych punktach krytycznych, ale przez cały czas towarzyszy nam słodka niepewność co do intencji poszczególnych postaci, czy konsekwencji naszych czynów. Naprawdę świetnie sprzedano tutaj wielu głównych bohaterów, zdobywanie informacji na ich temat bywa często bardziej ekscytujące niż potyczki, a im więcej wiemy, tym większy mętlik w głowie i problemy z jednoznaczną oceną sytuacji. Muszę przyznać, że bawiłem się świetnie, próbując przeniknąć motywacje niektórych postaci, na tej podstawie dokonać oceny i ostatecznie podjąć pewne decyzje. Warto zagrać choćby dla tego.
Odniosłem wszakże wrażenie, że nasze wybory mają wpływ przede wszystkim na samo zakończenie gry. Całość została skonstruowana w taki sposób, że w skali mikro nawet dokonując wyboru między opcjami A i B, bardzo często i tak otrzymamy zbliżony efekt. Tylko w kilku przypadkach będziemy tu mieli do czynienia z jakimś większym i realnie odczuwalnym ich wpływem na świat wokół nas. Mam niejasne przeczucie, że twórcy chcieli więcej i lepiej, ale po prostu nie starczyło im na to sił przerobowych. Sporo tu bowiem choćby pobocznych wątków, które kończą się nagle i zupełnie nijako, choć sugerowały, że czeka nas znacznie więcej. Na osłodę dostajemy jedno z najfajniejszych podsumowań, jakie widziałem. A przynajmniej jego początek, który jest… piosenką country o zwrotkach zależnych od podjętych przez nas decyzji. Klimacik do końca. Proste i rewelacyjne.