Szaleństwo skrajności
Sacha Baron Cohen ma za sobą wiele świetnych ról, a ostatnio w Procesie Siódemki z Chicago udowodnił, że doskonale sprawdza się nawet w poważniejszych filmach. Jednak żadna jego kreacja nie jest tak znana, jak Borata. Kazach w 2006 roku podbił serca wielu osób, ukazując absurdy amerykańskiej polityki i mentalności społeczeństwa. Wydawało się, że nie ma możliwości, aby Cohen kiedykolwiek wrócił do tego bohatera. Pod taką postacią zna go świat, więc każde pojawienie się Borata wzbudza ciekawość tłumu. Jednak aktor zdołał znaleźć rozwiązanie na ten problem i tak doczekaliśmy się pierwszego amerykańskiego filmu nakręconego podczas pandemii koronawirusa. Sprawdzamy, czy po czternastu latach Borat nadal może odsłaniać mroczną stronę Stanów Zjednoczonych.
Ostatnie kilkanaście lat Borat (Sacha Baron Cohen) spędził w obozie pracy we własnym kraju. Szef kazachskiego rządu ma dla niego specjalne zadanie, które może na zawsze zmazać jego winy. Wysyła go do USA, aby podarował wiceprezydentowi Mike’owi Pence’owi inteligentnego szympansa, pełniącego funkcję ministra kultury w Kazachstanie, który po godzinach gra w filmach porno. Po niezwykle długiej podróży przez Azję, Australię i Europę, Borat wreszcie trafia do Teksasu, gdzie rozpoczyna swoją wielką misję. Na miejscu okazuje się, że zamiast małpy czeka na niego córka Tutar (Maria Bakalova). Niedługo później Kazach wpada na pomysł, żeby własne dziecko złożyć w podarku. Przygotowuje córkę do ożenku z wiceprezydentem, ale nie wszystko idzie zgodnie z planem.
W odróżnieniu od poprzedniego filmu, w drugiej części otrzymaliśmy bardziej zwartą i skondensowaną historię. Zapomnijcie więc o serii niepowiązanych ze sobą gagów, w których radosny Borat poznawał zachodnią kulturę. Tym razem ma on jasny cel, który stara się zrealizować. Nie oznacza to jednak, że jest mniej zabawnie, ale humor nie szokuje tak jak czternaście lat temu, a Borat Subsequent Moviefilm wyraźnie powstał pod tezę.
Już w listopadzie Amerykanie wybiorą prezydenta na nową kadencję i Sacha Baron Cohen bardzo naciskał, aby film ukazał się przed wyborami. Choć głosowanie trwa już od pewnego czasu, to aktor doskonale zdaje sobie sprawę, że taka data przysłuży się jego filmowi. Ale nie ma co się oszukiwać, poziom szokowania, ujawniania prawd i wpływu na amerykańską scenę polityczną jest porównywalny do Polityki Patryka Vegi sprzed roku – czyli żaden.
Cohenowi udało się dotrzeć na wiec republikanów, gdzie przemawiał Mike Pence oraz zorganizować wywiad z Rudym Giulianim, prawnikiem Donalda Trumpa, a nawet zamieszkać z dwoma wyborcami obecnie urzędującego prezydenta, ale w filmie zabrakło mocnych scen, które wywołałyby medialną burzę. Jest co prawda jednoznaczna scena z Giulianim, a dwóch mężczyzn wierzących w teorie spiskowe chwali się swoimi totalitarnymi poglądami, ale w dzisiejszym dyskursie politycznym to o wiele za mało, by film mógł wywołać kontrowersję. W drugim Boracie nie ma zatem nic szokującego dla osób, które choć trochę interesują się Stanami Zjednoczonymi i obecnie panującymi nastrojami społecznymi w wielu państwach na całym świecie.
Wyraźnie zabrakło w tym wszystkim pazura, który miałby rzeczywisty wpływ na wybory prezydenckie. To produkcja stworzona pod tezę i konserwatyści oraz radykałowie nawet nie sięgną po ten tytuł, a niezdecydowane osoby ze środka nie dostaną jednoznacznych odpowiedzi, dlaczego nie powinny głosować na Trumpa. Z zapowiedzi biła anty-Trumpowa aura, ale Borat Subsequent Moviefilm został stworzony przez demokratów dla demokratów i prawdopodobnie tylko dla nich będzie to ważny polityczny głos, ale dla nikogo więcej.