Można powiedzieć, iż z Genshin Impact spędziłam wystarczająco dużo czasu, aby wypowiedzieć się na temat gry. Polecam jednak przygotować sobie herbatkę albo coś do przegryzienia, bo to będzie długi tekst – pełen zarówno zachwytu, jak i narzekań. Zanim jednak do tego przejdziemy, powiedzmy sobie o kontrowersjach.
Kiedy gracze stanowczo przesadzają
Jeszcze przed premierą, bodajże na początku sierpnia, trafiłam w sieci na dość interesującą wiadomość. Ktoś naprawdę roztrzaskał swoją konsolę PlayStation 4 o ziemię, kiedy twórcy Genshin Impact oznajmili, że ich produkcja zostanie udostępniona również na wspomnianym sprzęcie. To tylko jeden z wielu przypadków absurdalnego zachowania graczy podczas wydarzenia ChinaJoy.
Pozwolę sobie w tym momencie odesłać zainteresowanych do wpisu Daniela Ahmada na Twitterze, gdzie możecie zobaczyć, o co mi chodzi. Dlaczego masa ludzi stoi przed wielkim billboardem promującym Genshin Impact, macha swoimi Switchami oraz egzemplarzami Breath of the Wild i pokazuje billboardowi swoje środkowe palce? Szczerze mówiąc, nie mam najmniejszego pojęcia.
Niby chodzi o, niezbyt kulturalnie rzecz ujmując, zerżnięcie większości pomysłów oraz mechanik ze wspomnianej Zeldy. Rzeczywistość (ta wirtualna w Genshin Impact, ma się rozumieć) jest jednak zupełnie inna. Owszem, nie zaprzeczam, gdy ktokolwiek w internecie twierdzi, że MiHoYo wyraźnie czerpało inspirację z produkcji Nintendo – to prawda. Ba, widać to już na pierwszy rzut oka, kiedy grę uruchomimy i zobaczymy, jak wygląda. Widać to również w poszczególnych rozwiązaniach dotyczących rozgrywki.
Podczas zabawy możemy bowiem wspinać się po absolutnie wszystkim, płacąc za tę wspinaczkę naszym paskiem kondycji (lub, jak kto woli, staminy), możemy również szybować. Krótko mówiąc, jeśli graliście w przeszłości w The Legend of Zelda: Breath of the Wild i zamierzacie wypróbować Genshin Impact, na dwieście procent zaczniecie porównywać produkcję studia MiHoYo do bestsellera od Nintendo.
Dajcie tej grze jednak kilka godzin – i podobnie jak ja, będzie zastanawiać się, dlaczego ktokolwiek chciałby poświęcać swoją konsolę na rzecz protestu przeciwko czemuś, co nie ma żadnego sensu. Genshin Impact to, jak praktycznie każdy twór na świecie, zlepek pomysłów z innych tworów, ale to też mnóstwo autorskich rozwiązań, które po wymieszaniu poskutkowały stworzeniem czegoś naprawdę obiecującego.
Solidne fundamenty pod dobrą grę
Genshin Impact to trzecioosobowe RPG akcji z otwartym światem. Produkcja jest nastawiona na swobodną eksplorację fantastycznego uniwersum i muszę przyznać, że została bardzo dobrze zaplanowana, przede wszystkim pod względem przyszłościowym. Na start otrzymujemy bowiem dwa pokaźne regiony: Mondstadt oraz Liyue. Bardzo szybko dowiadujemy się jednak, że regionów łącznie jest aż siedem i każdy jest reprezentowany przez innego boga (o tym za chwilę). Zaczynając więc grę, gdzieś z tyłu głowy cały czas myślałam o tym, ile zawartości twórcy udostępnili na premierę, czy będzie jej za dużo, czy może za mało. Ile więc jest jej ostatecznie?
Pozwólcie, że w tym momencie powiem tylko, iż – jak wspomniałam na początku – gram w Genshin Impact od samej premiery. Siadam do tytułu mniej więcej co dwa dni, aczkolwiek przez pierwsze dwa tygodnie grałam codziennie. Dopiero kilka dni temu wreszcie udało mi się zakończyć główny wątek fabularny – a przynajmniej tę historię, która jest na ten moment dostępna, bo to oczywiście nie koniec.
Zawartości jest więc wystarczająco dużo, aby przeciętny gracz (nie wspominając już o niedzielnym, który chyba nie wyrobiłby się z tym do świąt Bożego Narodzenia) miał ręce pełne roboty przez co najmniej miesiąc codziennego grania. A mówię tutaj o samych zadaniach! Do odkrycia jest cały (na ten moment) świat, który jest największą zaletą Genshin Impact. O tym jednak zamierzam opowiedzieć znacznie szerzej w kolejnych akapitach. Mogę jednak śmiało stwierdzić już teraz, że jeżeli – tak, jak ja przed rozpoczęciem przygody – myślicie, iż dzieło studia MiHoYo nie ma wam wystarczająco dużo do zaoferowania, to raczej będziecie zdziwieni.
Historia – niby prosta, ale jednak nie do końca
Opowieść, jaką przekazują nam twórcy za pomocą Genshin Impact, na pierwszy rzut oka wydaje się dziecinnie prosta. Znaczy, w praktyce tę opowieść przekazuje główny bohater swojej osobistej przewodniczce, Paimon. Wracając do historii – rodzeństwo podróżujące od świata do świata w pewnym momencie swojej podróży natknęło się na przeszkodę. I to nie wcale taką zwyczajną przeszkodę w postaci paru potworów. Na ich drodze stanęła tajemnicza bogini, która – jak zauważyła społeczność Genshin Impact – bardzo mocno przypomina konkretną postać z innej gry studia MiHoYo, Honkai Impact 3rd. Jeśli więc wierzyć doniesieniom, jest to bogini Kiana (a dokładniej Kiana Kaslana, znana również jako Herrscher of the Void lub K-423.
We wspomnieniach naszego głównego bohatera wybieramy płeć postaci oraz nadajemy jej imię, aby następnie drugie z rodzeństwa zostało przez złą boginię zamienione w kostkę. Nasza postać próbuje oczywiście walczyć, ale walka kończy się porażką – i chociaż my również zostaliśmy zamknięci w dziwacznych bryłach, z jakiegoś powodu ostatecznie wylądowaliśmy w nieznajomej krainie. Cała zabawa rozpoczyna się więc od wytłumaczenia, jakim sposobem nasz bohater wylądował w świecie Genshin Impact, co tłumaczymy to niejakiej Paimon.Paimon jest z nami przez cały czas gry. Zgodnie z informacjami, jakie otrzymujemy na samym początku, została wyłowiona z jeziora przez głównego bohatera, enigmatycznie nazwanego w grze Podróżnikiem (Traveler). Nie wiemy, skąd pochodzi, co właściwie robi, ani też czym w ogóle jest. I najdziwniejsze jest w tym wszystkim to, że nikogo zdaje się to nie obchodzić – Paimon po prostu istnieje, tyle. Zobaczycie ją również na wszelkiego rodzaju grafikach promujących produkcję MiHoYo (jest ona również ikoną mobilnej wersji gry, strony internetowej, występując również na zdjęciach profilowych gry w mediach społecznościowych).
Można też śmiało stwierdzić, że Paimon to uosobienie wszystkich możliwych stereotypów anime – pogodna, słodka dziewczynka z wysokim głosem, wielkimi oczami (które robią się jeszcze większe, gdy ktokolwiek w rozmowie wspomni o jedzeniu oraz skarbach), nieco infantylna i chaotyczna, ale, mimo wszystko, pomocna.
Jak nietrudno się domyślić, znalezienie naszej siostry (lub brata) to główny cel, który przyświeca naszej podróży po świecie Genshin Impact. Po drodze okazuje się jednak, że sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana, a na horyzoncie pojawiają się kolejne problemy, które musimy rozwiązać, jeśli chcemy odzyskać swoje rodzeństwo. Prosta i przewidywalna fabuła. W dużej mierze owszem, ale muszę przyznać, że kilka momentów całkowicie zbiło mnie z tropu. Nie będę jednak ich zdradzać – polecam to przeżyć na własnej skórze.
Kim (lub czym) właściwie jest Paimon? (Spoilery?)
Swoją drogą, nie byłabym sobą, gdybym o tym nie wspomniała. Gracze bardzo szybko zauważyli niezwykle ciekawą zależność pomiędzy imieniem Paimon a jedną z najpopularniejszych ksiąg demonologicznych pod tytułem Lemegeton (lub Mniejszy Klucz Salomona). Osobiście nie miałam pojęcia, o co chodzi, bo nie interesuję się tego typu rzeczami, ale kiedy poszperałam w internecie, to zrozumiałam, dlaczego wielu graczy uważa, że Paimon może okazać się ostatecznie antagonistą Genshin Impact.
W pierwszej części Lemegetonu – Goecji – znajdziemy opis 72 demonów, które Salomon uwięził w specjalnym naczyniu. Jednym z tych demonów jest król o tym samym imieniu: Paimon. W Wikipedii możemy przeczytać, że Paimon jest demonem (lub, jak kto woli, upadłym aniołem) oraz królem piekła i wiernym sługą Lucyfera. Wiadomo, istnieje także opcja, iż jest to najzwyklejszy w świecie zbieg okoliczności, a ta radosna wróżka wcale nie jest w żaden sposób powiązana z piekłem. No spójrzcie tylko.
Z drugiej strony, kiedy już zaczęłam się w to zagłębiać i o tym myśleć, jest jeszcze jedna dziwna rzecz. Paimon w grze pojawia się w zasadzie znikąd – nie wiadomo, dlaczego w ogóle znalazła się w jeziorze (a podobno nie potrafi pływać). Bardzo podejrzany jest również fakt, że nikt się nią w grze nie przejmuje. W rezultacie mamy wróżkę, która pojawiła się i jest z nami, bo z jakiegoś powodu postanowiła, że będzie naszym przewodnikiem. A gdy ktokolwiek z bohaterów pyta, kim jest, ona odpowiada po prostu, że jest Paimon – i tyle. Wszyscy żyją dalej swoim życiem. Coś tu po prostu nie gra. (Ewentualnie społeczność Genshin Impact przesadza.)
Genshin Impact jest ogromne – a będzie jeszcze większe
Jak już opowiemy naszą historię Paimon, gra pozwala nam wreszcie rozpocząć pełnoprawną zabawę. I choć przez kilka pierwszych zadań jesteśmy – teoretycznie – ograniczeni, w praktyce możemy zapuścić się w świat Genshin Impact (ale musimy liczyć się z irytującymi zawołaniami Paimon, która zmusza nas do ukończenia tych niezbędnych questów). Świat, jak przystało na powiedzmy-że-rasowe RPG, jest ogromny. Dosłownie.
W pierwszej kolejności poznajemy Mondstadt, czyli jeden z siedmiu narodów krainy Teyvat. To miasto-państwo, które słynie jako metropolia wolności. Charakteryzuje się licznymi łańcuchami górskimi oraz wzgórzami, pośród których wiją się strumienie i rzeki. To także ziemia, nad którą w teorii opiekę sprawuje bóg wiatru, Anemo, znany również jako Barbatos. W praktyce jest inaczej, aczkolwiek nie będę zdradzać, o co dokładnie chodzi.
Wspomniany bóg to także jeden z siedmiu bóstw znanych jako Archons lub The Seven. Każdemu z nich przypisuje się inny element (żywioł) i każdy ma w opiece inny naród Teyvatu. Żywiołów więc, jak nietrudno się domyślić, również jest siedem. Mamy wspomniany wiatr, czyli Anemo. Oprócz wiatru jest także Geo (ziemia), Electro (piorun), Dendro (natura), Hydro (woda), Pyro (ogień) oraz Cryo (lód). Wiemy również, że bogowie wyznaczają spośród ludzi swoich wybranych, którzy dzięki temu otrzymują Wizję – ta pozwala im władać określonym żywiołem.
Nasz bohater, czyli wspomniany Podróżnik (a także, w zależności od wyboru płci, Aether lub Lumine), z jakiegoś powodu jest w stanie władać żywiołami, ale może je aktywnie zmieniać poprzez uhonorowanie posągu konkretnego bóstwa. Nie wiemy do końca, dlaczego tak to działa – kiedy w grze odkrywamy, iż możemy rezonować z Archonami, Paimon jest równie zszokowana, co my.
Oprócz miasta Mondstadt możemy zwiedzić również Liyue, które z kolei wierzy w boga Geo, Rex Lapis. Mapa już teraz jest ogromna, aczkolwiek niektóre miejsca są dla nas niedostępne, ponieważ zostały zarezerwowane dla kolejnych terenów, które deweloperzy mają udostępniać regularnie po premierze. W aktualizacji z numerem 1.2, która ma pojawić się pod koniec bieżącego roku, twórcy planują dodać do gry obszar górski – najpewniej chodzi o czerwoną strefę oddzielającą po części od siebie Mondstadt oraz Liyue.
Nie wiem, ile dokładnie spędziłam już godzin w Genshin Impact, ale jestem prawie pewna, że jest mi bliżej do okrągłej setki, niż dalej. Jestem również typem gracza, który z niczym się nie śpieszy, więc główny wątek fabularny ukończyłam w zasadzie stosunkowo niedawno – czas pomiędzy umiliła mi eksploracja, wykonywanie zadań pobocznych oraz dziennych misji, a także dungeony (które wcale się tu dungeonami nie nazywają, ale o tym zaraz). Mogę również z ręką na sercu przyznać, że jest to prawdopodobnie najlepsza (i mająca najwięcej do zaoferowania) darmowa produkcja, z jaką przyszło mi się zetknąć.
Świat, który oddycha i żyje, ale czasem przynudza
Niektóre gry są naprawdę ogromne, ale później okazuje się, że równie dobrze mogłyby być co najmniej cztery razy mniejsze i atrakcji do zaoferowania miałyby dokładnie tyle samo. W przypadku Genshin Impact mam wrażenie, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia – kiedy rozpoczynamy przygodę, Teyvat to naprawdę żywa kraina, która niemalże na każdym kroku skrywa jakąś tajemnicę do odkrycia, garstkę potworów do pokonania, czy też (od czasu do czasu) jakieś dodatkowe zadanie do wykonania.
Problem pojawia się w momencie, gdy przemierzymy cały teren, jaki jest aktualnie dostępny. Jeśli zaś należymy do osób, które zajmą się po drodze absolutnie wszystkim, czym można się zająć, nasza eksploracja w Genshin Impact po pewnym czasie ograniczy się do zbierania odnawialnych surowców i okazjonalnego znajdowania skrzynek czy potworów oraz do aktywowania lochów i innych atrakcji (o tym zaraz). Świat, choć wciąż w pewnym stopniu żywy, zdaje się nieco nudniejszy. Nie jest to jednak jakoś wyjątkowo uciążliwie – mnie na przykład nie przeszkadza właściwie wcale, ale wiem, że kogoś może to rozczarować.
Z racji tego, że świat Genshin Impact jest ogromny, podróż ułatwiają nam liczne teleporty stanowiące również coś w rodzaju punktów kontrolnych. Za ich odkrycie oraz aktywowanie otrzymujemy pięć Primogenów (waluta w grze) i 50 punktów doświadczenia do naszej Adventure Rank. Nie są to wprawdzie jedyne punkty, które możemy wykorzystać jako teleporty – do tej kategorii należą również wspomniane już wcześniej posągi bogów, znane w grze jako Statues of the Seven.
Posągi różnią się jednak od zwykłych teleportów tym, że mogą nas uleczyć, a my możemy im dostarczać fragmenty Oculi. Oculi są porozrzucane po całej mapie i bardzo często wymagają od gracza wspinaczki lub dostania się do konkretnego miejsca – nie znajdziemy ich bowiem na ziemi, bo to byłoby zwyczajnie za proste. W zamian za fragmenty otrzymujemy od posągów nagrody, również w postaci Primogenów, punktów doświadczenia, a także pieczęci.
Krótko mówiąc, fani wszelkiego rodzaju zbieractwa mają co w Genshin Impact zbierać. Poza tym, o czym już powiedziałam, w Teyvat znajdziemy również starożytne miejsca o nazwie Shrines of Depths i niezliczoną ilość różnego rodzaju skrzyń (o różnych poziomach rzadkości). Shrines of Depths to w zasadzie dodatek, który do samej rozgrywki nie wnosi prawie że niczego – aby jednak je otworzyć, musimy posiadać odpowiednie klucze (jeden rodzaj dla Mondstadt, drugi dla Liyue).
Są jeszcze materiały. I tych jest chyba najwięcej, dosłownie wszędzie. Gdzie nie pójdziesz, tam zawsze będzie coś do podniesienia, zerwania czy zebrania ze skrzyni, które można zniszczyć. Mamy w zasadzie cztery główne rodzaje materiałów. Pierwsze przydadzą się do zwiększania potencjału bojowego naszych bohaterów, czyli podnoszenia ich poziomu oraz poziomu talentów, a także awansu (ascension).
Są również materiały przeznaczone dla ulepszania i awansowania broni. Trzeci rodzaj materiałów to hybryda, tak zwane common ascension materials, które możemy wykorzystać zarówno przy bohaterach, jak i broniach. Na koniec mamy oczywiście materiały do craftingu.
Crafting dzieli się z kolei na cztery kategorie: gotowanie, kowalstwo, alchemia oraz wytwarzanie pozostałych przedmiotów. Genshin Impact to gra duża w każdym tego słowa znaczeniu – duży jest więc również katalog dostępnych przedmiotów. Przy okazji craftingu pojawia się jednak bardzo irytująca rzecz, która (na całe szczęście!) ma zostać zmieniona już w najbliższych tygodniach.
Na ten moment musimy bowiem, po zaopatrzeniu się w różnego rodzaju potrawy, przeklikiwać się przez ekwipunek, aby w ogóle jakąkolwiek potrawę zużyć i tym samym się uleczyć. Nie można tego zrobić z poziomu menu podczas walki czy chociażby za pomocą skrótu klawiszowego. Deweloperzy poinformowali już planowanym wprowadzeniu zmiany – 11 listopada na serwerach ukaże się aktualizacja 1.1, która pozwoli leczyć się bez konieczności otwierania ekwipunku.
Nie samymi zadaniami gracz żyje
To, do czego aktualnie mamy w grze dostęp, determinuje nasza ranga, zwana Adventure Rank. Wokół niej skupia się w zasadzie cały system progresji w Genshin Impact. Po każdym awansie na kolejny poziom rangi gracz musi udać się do tak zwanej Gildii Poszukiwaczy Przygód (Adventurers' Guild), aby odebrać odpowiednią dla danego poziomu nagrodę. Poprzez awansowanie na kolejne poziomy rangi odblokowujemy zawartość i systemy w grze.
Dla przykładu, 12. poziom rangi zapewnia dostęp do dziennych zadań zwanych Commisions. Poziom 14. pozwala graczom wysyłać nieużywanych bohaterów na ekspedycje po surowce, a poziom 16. odblokowuje tryb kooperacji i coś w rodzaju dungeonów, które w grze zostały nazwane Abyssal Domains. Na poziomie 20. otrzymujemy dostęp do Spiral Abyss – jest to specjalny dungeon, który zmienia się wraz z upływem czasu. Mamy tutaj do czynienia z wyzwaniami w postaci kolejnych poziomów lochu, a ich odblokowanie gwarantuje atrakcyjne nagrody. Spiral Abyss jest resetowane każdego 1. oraz 16. dnia miesiąca.
A jakby tego wszystkiego było mało, w świecie możemy natknąć się także na dziwaczne chmury pyłu zwane Liniami Mocy (Ley Line Outcrops). Po ich aktywacji musimy pokonać kilka fal wrogów, aby móc zebrać nagrody w postaci doświadczenia, materiałów i mory, czyli waluty, jaka używana jest w Teyvat (nie chodzi tutaj o Primogeny). Na całe szczęście twórcy pomyśleli o graczach, dla których nadmiar zawartości może okazać się przytłaczający.
W Genshin Impact otrzymujemy specjalny przewodnik Poszukiwacza Przygód, czyli Adventurer Handbook. Muszę przyznać, że to naprawdę zbawienne rozwiązanie i zarazem kolejne źródło nagród. Przewodnik został podzielony na rozdziały, które składają się z zadań – nagrody otrzymujemy po wypełnieniu pojedynczych zadań oraz całego rozdziału, aby móc przejść dalej. I tak w kółko, aż do rozdziału 9., który jest na ten moment jest ostatnim.
Ponadto nasz przewodnik informuje nas o dostępnych lochach i bossach, również losowo porozrzucanych po świecie. Niezwykle przydatna okazuje się także możliwość nawigacji – jeśli chcemy pokonać konkretnego bossa, możemy wybrać go w przewodniku, aby system pokazał nam, gdzie się dokładnie znajduje. Świetnym rozwiązaniem jest pozwolenie samym graczom na umieszczanie własnych znaczników na mapie.
Wspomnę jeszcze o samej walce, która jest niezwykle przyjemna. System został zaprojektowany w intrygujący sposób, ponieważ podczas pojedynku możemy aktywnie zmieniać bohaterów dostępnych w aktualnej grupie, łącząc ich umiejętności w spektakularne combosy – ogromnym plusem są także animacje, które robią wrażenie.
Zaraz obok eksploracji walka jest tym, co odróżnia Genshin Impact od chociażby Zeldy, o której mówiłam na początku. Ważnym elementem pojedynków są też zależności żywiołów, które ze sobą współgrają (lub nie), zapewniając nam przewagę w walce (...lub nie). Jeśli więc nauczymy się podstaw systemu walki, będziemy bawić się doskonale.
Czy portfele rzeczywiście będą płakać?
Genshin Impact to gra oparta na modelu free-to-play typu gacha. Czym więc różni się od zwykłych darmówek z mikropłatnościami? Za wydanie prawdziwej gotówki również otrzymujemy wirtualną walutę premium (Primogemy), tyle że zawartość, którą ta waluta odblokowuje, nie ogranicza się do przedmiotów czysto kosmetycznych. W Genshin Impact za realne pieniądze zdobywamy bowiem nowych bohaterów oraz bronie.
Tak, wiem, jak to brzmi – niezbyt zachęcająco. Sama byłam przekonana (i to zresztą było moim głównym zmartwieniem, kiedy zaczynałam grę), że MiHoYo po prostu wypuściło na rynek kolejną produkcję starającą się wyciągnąć od gracza możliwie jak największe ilości pieniędzy. Sęk w tym, że tak wcale nie jest. Na pierwszy zakup zdecydowałam się stosunkowo późno, a i tak wcale go nie planowałam – i decydować się wcale nie musiałam.
Jeśli nie popieracie takowego modelu biznesowego lub po prostu nie uśmiecha Wam się wydawać realne pieniądze na darmową grę, nie musicie tego robić i nie nigdy nie będzie musieli, ponieważ w Genshin Impact wszystkiego można doświadczyć bez wydawania choćby złotówki. Owszem, nie da się poprzez rozgrywkę uzyskać pięciogwiazdkowych (czyli legendarnych) postaci czy broni, ale cztery gwiazdki tutaj w zupełności wystarczają. Zresztą, w praktyce nasz główny bohater, Podróżnik, to postać posiadająca pięć gwiazdek, więc można powiedzieć, że jesteśmy ustawieni. Poza tym MiHoYo z jakiegoś powodu jest wyjątkowo hojne i Primogemy regularnie dostajemy właściwie za darmo, chociażby za samo logowanie się do gry, za otwieranie skrzyń, za dzienne zadania, za zwykłe questy... W rezultacie byłam w stanie skorzystać z systemu życzeń (Wishes) kilkanaście razy – nie wydając na to realnych pieniędzy.Oczywiście, jak to w tego typu grach bywa, kilkanaście razy nie wystarczyło (przynajmniej w moim przypadku), aby wylosować legendarnego bohatera. Otrzymałam za to łącznie dwie legendarne bronie. Prawdopodobieństwo wylosowania legendarnego bohatera jest niezwykle małe (ogółem wynosi 0.6%, aczkolwiek przy każdym 10. losowaniu gwarantowane jest 1.6%). Osobiście nie mam jednak problemu z wydawaniem pieniędzy na darmowe gry – jeśli są wystarczająco dobre i dają mi dużo frajdy, co ma miejsce w przypadku Genshin Impact.
Zainteresowani mogą jeszcze zdecydować się na abonament – chodzi tutaj o zakupienie tak zwanego miesięcznego błogosławieństwa (Blessing of the Welkin Moon), dzięki któremu od razu na starcie dostaniemy 300 kryształów Genesis i przez 30 dni codziennie otrzymamy 90 Primogemów. Wspomniane kryształy możemy zamienić na Primogemy – to je także kupujemy, jeśli zamierzamy wydać pieniądze.
Po osiągnięciu 20. poziomu Adventure Rank gracze otrzymują dodatkowo dostęp do przepustki bitewnej, czyli Battle Passa. Każdy odbiera nagrody z darmowej części przepustki, zwanej Sojourner's Battle Pass. Jest jeszcze możliwość wykupienia przepustki premium (Gnostic Hymn) w cenie około 10 dolarów, a także opcji Gnostic Chorus, czyli czegoś w rodzaju przepustki ultimate. Przepustka pozwala wykonywać dzienne oraz tygodniowe wyzwania, za co otrzymujemy punkty pozwalające awansować na kolejne poziomy Battle Passa.
Krótko mówiąc, Genshin Impact to, ku mojemu zdziwieniu, tytuł, który nie ucieka się do niezwykle zniechęcających praktyk i nie wyciąga od nas pieniędzy. Żadnych irytujących reklam czy okienek informujących o mikropłatnościach, bardzo mało (no, jest jeden, niezwykle irytujący wyjątek) ograniczeń w kwestii rozgrywki – za to MiHoYo chcę pochwalić. Gracz jest bardzo często wręcz zasypywany przedmiotami pomagającymi w robieniu postępów, które w żaden sposób nie są też spowalniane czy, co gorsza, całkowicie hamowane. Ale...
Ograniczenia i wady, czyli co jest nie tak
Na koniec (tak, to już ostatni segment tej recenzji, obiecuję) muszę wspomnieć o tym, co mnie w Genshin Impact denerwuje. Po pierwsze, jest jeszcze system żywicy (Original Resin), który denerwuje chyba wszystkich. Ta żywica odnawia się w tempie 1 punktu co osiem minut. Maksymalnie jest tych punktów zaledwie 120, a pełna regeneracja zajmuje aż 16 godzin. Jest to zarazem waluta, którą wykorzystujemy do aktywowania lochów, Linii Mocy i specjalnych bossów, czyli jednostek elitarnych. A raczej waluta, którą wykorzystujemy do odebrania nagród ze wspomnianych aktywności.
I chociaż sam system żywicy nie jest zły, bo ograniczanie gracza w tego typu produkcjach też nie jest żadną niespodzianką, tak koszty aktywowania wspomnianych atrakcji są stanowczo za wysokie. Ba, jeśli chodzi o najdroższe luksusy, w niektórych przypadkach musimy liczyć się z wydatkiem na poziomie 60 punktów Original Resin – czyli, dla przykładu, jeśli chcemy wykonać dwie aktywności wymagające od nas tylu punktów, to następnie musimy poczekać 16 godzin, aby cokolwiek innego w grze zrobić (co wymaga od nas żywicy, oczywiście).
Albo zapłacić. W Genshin Impact istnieje przedmiot o nazwie Fragile Resin, który pozwala przywrócić 60 punktów żywicy. Fragile Resin zdobywamy jednak tylko za kolejne poziomy Adventure Rank i w ramach przepustki bitewnej w wersji premium. Ponadto z opcji przywrócenia punktów możemy skorzystać maksymalnie sześć razy – i za każdym razem musimy przy tym wydać coraz większą liczbę Primogemów.Jest w tym wszystkim jednak plus, w dodatku całkiem spory. Jak na razie przynajmniej, jedną z największych zalet Genshin Impact jest to, że deweloperzy słuchają społeczności. Kilka dni temu dowiedzieliśmy się, że maksymalna liczba punktów żywicy zostanie zwiększona do 160, a jedno z zadań w przepustce bitewnej, które do wypełnienia wymaga od gracza zużycia odpowiedniej ilości Original Resin również zostanie zmienione tak, aby łatwiej było je zrobić. Inna sprawa, że wielu graczy, którzy najbardziej krytykują systemy w Genshin Impact to również osoby, które po raz pierwszy mają do czynienia z produkcją typu gacha. Dla weteranów żaden z systemów nie jest nowością czy też zaskoczeniem.
Jeszcze jedną wadą, o której muszę wspomnieć, jest tryb kooperacji. W praktyce Genshin Impact to gra dla jednego gracza – ja współpracowałam z przypadkowymi osobami tylko wtedy, kiedy w grze uruchomiono specjalne wydarzenie skupiające się właśnie na tym trybie. Poza tym jednak staram się tego trybu unikać, bo bardzo ogranicza zabawę.
Pomijając fakt, że nie jesteśmy w stanie wejść w interakcję z postaciami niezależnymi, kiedy ktoś jest w naszym świecie, tryb w zasadzie nie jest do niczego potrzebny – ogranicza się do aktywności wymagających od nas wydania punktów żywicy. Statystycznie rzecz biorąc, wydanie całego zapasu (120 punktów) zajmie nam maksymalnie pół godziny. Tyle też możemy spędzić z innymi graczami. Chyba że nie zależy nam na nagrodach i chcemy po prostu pomachać sobie bronią, to możemy się pobawić dłużej.
Podsumowując (wreszcie!), Genshin Impact to bardzo dobra gra, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że mówimy o produkcji darmowej. To także gra, która nie zmusza nas do wydawania jakiejkolwiek ilości realnych pieniędzy, hojnie obdarowując za samą zabawę. Jeśli deweloperzy rzeczywiście zamierzają udostępnić łącznie siedem regionów i jeżeli te regiony będą podobnej wielkości, co dwa obecne już w grze, będzie co robić. Jeśli deweloperzy zamierzają również słuchać swojej społeczności (co na razie robią), będzie coraz lepiej.
Ja będę grać i obserwować rozwój produkcji – bo po prostu chcę grać. I polecam Genshin Impact w zasadzie każdemu, kto szuka ucieczki od rzeczywistości, a przy okazji lubi otwarte światy, bo, mimo problemów oraz w niektórych przypadkach irytujących kwestii, powinniście bawić się doskonale.