Chęć oddzielenia arcade’owego podejścia od symulacji – taka myśl mogła przyświecać twórcom DiRT 5. Mimo eksperymentów to nadal kawał dobrego ścigania.
Chęć oddzielenia arcade’owego podejścia od symulacji – taka myśl mogła przyświecać twórcom DiRT 5. Mimo eksperymentów to nadal kawał dobrego ścigania.
Przed oficjalnym ogłoszeniem prac nad DiRT 5 byłem na bieżąco z DiRT Rally 2.0 - grą, która moim zdaniem jest jednym z najlepszych tytułów traktujących o szybkiej jeździe na szutrze od dawna. Od czasów świetności serii Colin McRae Rally czy one-shota w postaci Richard Burns Rally ostatnia gra ze stajni Codemasters dostarczyła najlepszych rajdowych emocji od lat. W międzyczasie pojawiły się informacje o tym, że Mistrzowie Kodu przejmują licencję na gry WRC od Kylotonn, a także powstaje DiRT 5… i byłem przerażony. O ile zawsze miałem z tyłu głowy to, że główna linia serii coraz śmielej idzie w kierunku gracza niedzielnego, a podseria Rally do tego hardkorowca, tak tutaj Codemasters poszło o spory krok dalej. Nawet w stosunku do dość luźnego i arcade’owego DiRT 3.
Całość niezwykle kolorowa, mająca niewiele wspólnego nawet z DiRT 4 i dla wielu kojarząca się czy to z Forzą Horizon, czy to serią Motorstorm. Trzeba przyznać, że Codies dość mocno zagrali na emocjach graczy, większość wyobrażeń poszła w zupełnie różnych kierunkach, a rajdowi puryści głosili wszem i wobec, że to koniec ich ukochanej serii.
Prawda natomiast jest taka - DiRT 5 jest inny. Inny, ale nie oznacza, że mniej grywalny od swoich poprzedniczek. Dla fanów ścigania się, solowego czy w co-opie, to jedna z tych propozycji, która łączy luz z niesamowitą frajdą z jazdy. Nawet, jeśli daleko temu wszystkiemu do symulacji totalnej znanej z DiRT Rally.
DiRT 5 swoją strukturą przypomina to, pojawiło się w pewnym stopniu w innej grze Codemasters - GRID z 2019 roku. Mamy całą masę wyścigów do przejechania, a te podzielone zostały na różne kategorie. Co najważniejsze - nie trzeba ich robić jeden po drugim, ponieważ ich rozłożenie sprawia, że mamy wybór, który zawsze prowadzi do Main Eventu oraz popchnięcia fabuły do przodu. Bez względu na to, którą ze ścieżek obierzemy i tak dotrzemy do końca, a do pominiętych etapów w każdej chwili można wrócić.
Ktoś zada pytanie: “Fabułę, w grze wyścigowej?”. Tak, DiRT 5 posiada dość prostą linię fabularną związaną z rywalizacją A.J.’a - naszego mentora w świecie DiRT (w tej roli Troy Baker) z Bruno Durandem (w tej roli Nolan North). Wszystko to jednak jest prowadzone w postaci… podcastów Donut Media, które pojawiają się między wyścigami.
Pomysł z podcastami jest ciekawy, intrygujący i być może nawet wystarczający dla tego typu gry, choć miałem wrażenie, że można byłoby z niego wyciągnąć o wiele więcej. Nawet, jeśli byłyby to proste cutscenki zbudowane na engine gry, gdzie dwa samochody się ścigają i jeden nie dociera do mety lub gdyby nasz główny przeciwnik odezwałby się raz na jakiś czas do głównego bohatera przez radio. Tak czy inaczej, mimo zaznaczenia fabularnej części DiRT 5 nie dominuje ona nad całą grą. Wręcz przeciwnie - stanowi ona tło i pewien powód, dla którego się ścigamy, ale nie angażuje ona zbyt mocno.
Swoją drogą - nawet znalazło się miejsce dla mistrzyni W Series - Jamie Chadwick, co mnie niesamowicie ucieszyło! Innym dodatkowym smaczkiem jest to, że wyścigi z trybu kariery można rozgrywać na splitscreenie. Dobra wiadomość dla tych, którzy chcieliby kanapowo przejść ze znajomymi całą grę.
Wszystko to rozgrywa się w dziesięciu różnych lokacjach, które łącznie oferują ponad 70 różnych tras. Od klasycznych wyścigów i Gymkhany po walkę na skutych lodem rzekach, sprinty na owalach i jeziorach w trybie Ice Breaker oraz karkołomych wspinaczkach w Pathfinderze. Szczególnie ten ostatni, wymieniony przeze mnie tryb jest sporym zaskoczeniem, bo mimo zamkniętej struktury trasy potrafi ona zaskoczyć niespodziewanymi wybojami wykluczającymi pęd na złamanie karku. Cała reszta natomiast to agresywne ściganie się na szutrze w najlepszym wydaniu. Jeśli dołożymy do tego fakt, że DiRT 5 oferuje zmienne warunki pogodowe oraz możliwość przyspieszenia upływu czasu, to powstaje dość efektowna mieszanka.
Inną kwestią jest to, że model jazdy, mimo pewnego uproszczenia względem poprzednich odsłon, nadal sprawia niesamowitą frajdę w każdym z trybów. Najlepszym tego przykładem jest fakt, że o ile jazdę w kategorii Rally GT w DiRT Rally 2.0 można było rozpatrywać w kontekście easter egga i ominąć szerokim łukiem, tak w DiRT 5 sprawdza się ona znakomicie! W połączeniu z tym, że rozgrywka opiera się na kosmetycznym modelu zniszczeń pojazdów powoduje to niesamowity chaos na ekranie. Do tego stopnia, że samochody dosłownie fruwają przed maską.
Odchodząc jednak nieco w bok, choć nadal zostając przy trybie kariery - DiRT 5 oferuje nie tylko całą masę ścigania, ale również i korzystanie ze wsparcia sponsorów, dzięki którym można zgarnąć dodatkowe malowania, naklejki oraz fundusze na nowe samochody. Przykładowo, osiągnięcie maksymalnego poziomu wsparcia Michelin odblokowuje malowanie do Forda Fiesta R5 MKII z klasy Modern Rally, a u Beats by Dr. Dre do Astona Martina V8 Vantage GT4 z Rally GT. Dodatkowo każdy ze sponsorów posiada inny zestaw zadań, dzięki którym pojawia się szansa na zmaksymalizowanie nagród za wyścig.
Łącznie DiRT 5 oddaje w ręce gracza 63 maszyny, które możemy dostosować do swojego stylu przeróżnymi malowaniami, a także wykorzystując naklejki sponsorów. Co prawda na samym początku wydawało mi się, że całość jest niezwykle uboga, ale wraz z postępami w karierze, tych możliwości pojawia się więcej. Edytor pozwala na stworzenie naprawdę fajnych malowań, choć szkoda, że w kwestii wzorów trzeba się nieco nagimnastykować, aby wykorzystać cały ukryty potencjał. Z drugiej strony brakuje nieco większej swobody w kwestii ich wykorzystania. Co prawda można konkretne warstwy wyłączyć, ale przydałoby się więcej możliwości dostosowywania ich kształtu tak, aby stworzyć coś idealnego.
Zwłaszcza, że Codies rzucają w pewnym stopniu graczy na głęboką wodę prezentując nam pojazdy bez jakiegokolwiek stylu, a te stworzone na podstawie kreacji sponsorów są zablokowane przez ich poziomy. Jedynym wyjątkiem jest Aston Martin - samochody brytyjskiego producenta mają domyślnie odblokowane malowania Aston Martin Racing, co jest w pewnym stopniu miłe, bo uwielbiam ten zespół wyścigowy, ale brakuje zestawu domyślnych malowań dla tych, którzy niekoniecznie mają głowę do zabawy edytorem.
Nie mniej jednak pochylenie się chwilę czy dwie nad malowaniami daje piorunujący efekt. Zwłaszcza, gdy zaczyna się zabawa trybem foto - wtedy właściwie można wyczarować niezwykłe rzeczy, które możecie oglądać na niektórych screenach w tej recenzji.
DiRT 5 oferuje również kilka dodatkowych trybów poza karierą. Jednym z nich jest Playground, w którym gracze mogą dowolnie tworzyć swoje własne trasy i zagadki. Kilka etapów przedpremierowo już się pojawiło i zapewne szaleństwo tych, którzy położą łapki na edytorze nie będzie znało granic. Choć przyznam zupełnie szczerze, że raczej z niego korzystał nie będę. Nawet, jeśli całość wydaje się w miarę prosta w obsłudze, to nie mam aż takich pokładów cierpliwości, aby dłubać kolejne mapy.
Dodatkowo w grze pojawiło się kilka dodatkowych trybów do zabawy wieloosobowej takich jak tryby Vampire, King czy Transporter, w których bawić może się maksymalnie 12 graczy w serii. Nie mówiąc już o tradycyjnych wyścigach, które można odbywać również na splitscreenie. Z drugiej strony, patrząc na listę wyścigów w karierze właściwie to jest tego tyle, że w połączeniu z zapowiedzianymi wcześniej dodatkami (które podobno mają dodać z jakieś 60 dodatkowych wyścigów), to na brak zabawy raczej nie można narzekać.
Jeśli chodzi o graficzne aspekty DiRT 5 to można na całość spojrzeć z dwóch perspektyw.
Pierwsza to ta, którą widać na pierwszy rzut oka po włączeniu gry i jest… średnio. W wersji na PlayStation 4, bez względu na to czy skupimy swoją uwagę na trybie Quality czy Performance, można mieć wrażenie, że coś jest nie tak. Jest pstrokato, pojawia się wrażenie chaosu, a jakby przyjrzeć się niektórym elementom, a zwłaszcza kibicom, to jest biednie. Nie pomaga temu fakt braku wcześniej wspomnianych malowań domyślnych, bo można mieć wrażenie, jakby nie wszystko załadowało się poprawnie. Ile można zrzucić na karb ewolucji silnika graficznego oraz chęci wykreowania stylu, a ile na brak doszlifowania graficznego? Trudno powiedzieć.
Wszystko się zmienia natomiast w momencie, w którym gra rusza z kopyta. W trakcie wyścigów całość wygląda niesamowicie w połączeniu z efektami pogodowymi czy porami dnia. Najbardziej podobało mi się połączenie nocnych wyścigów Ice Breaker z podświetloną taflą lodu, a gdy doda się do tego śnieżycę oraz chromowane malowanie samochodu - jest pięknie! Podobnie jest w przypadku każdej z miejscówek - każda z nich ma swój niepowtarzalny klimat. Problem w tym, że tu również jedne wyglądają świetnie, a inne nieco gorzej. Brakuje w tym wszystkim po prostu wykończenia, aby całość prezentowała się równo i nie było niedomówień.
DiRT 5 ma dwa oblicza, z czego najlepiej byłoby skupić się na tym drugim, o wiele bardziej urodziwym. Głównie dlatego, że ostatecznie i tak większość czasu spędza się pędząc przed siebie, a co najważniejsze - całość, bez względu na wybraną opcję wyświetlania działa niezwykle płynnie i bez spadków klatek w trakcie zabawy.
Natomiast jeśli chodzi o warstwę dźwiękową, to odchodząc od całej gamy dźwięków związanych z samochodami (te są świetne)... soundtrack do DiRT 5 jest skrojny wręcz perfekcyjnie. Ostatni raz z tak dobrym doborem wykonawców i utworów miałem styczność chyba po włączeniu Need For Speed: Most Wanted w 2005 roku. Na soundtracku znaleźli się tacy wykonawcy jak The Prodigy, The Chemical Brothers, The Killers, Foals czy nawet Pearl Jam! Dla każdego coś miłego, a płynące w tle melodie świetnie komponują się z szalonymi wyścigami na torze.
Aktualizacja PlayStation 5:
Tutaj trzeba wspomnieć o jednym – wersja na PlayStation 5 działa naprawdę dobrze i zaskakująco lepiej w porównaniu do tego Xbox Series X/S. Jeszcze z rozmów z jednym z kolegów i porównując czasy ładowania okazywało się czasami, że były one na korzyść PS5, natomiast co do jakości – jest ona dość porównywalna. Na korzyść PS5 również wpływa to, że zarówno wsparcie haptics feedback, jak i adaptive triggers jest świetnie odwzorowana w rozgrywce, przez co DiRT 5 zyskuje i to całkiem sporo. Nie mniej jednak do tych atrakcji warto się przyzwyczaić. Na początku jest pewne zmieszanie, ale z czasem w zależności od wybranego typu wyścigu oraz pojazdu wrażenia są zupełnie inne.
Jak dla mnie spokojnie można dodać jeden punkt do ogólnej noty.
Podsumowując DiRT 5 miło mnie zaskoczyło. Głównie dlatego, że pamiętam bardzo dobrze moje narzekania na to, co “zrobili z moim DiRTem”, a ostatecznie wyszła z tego naprawdę porządna gra wyścigowa. Co prawda hardkorowi rajdowcy będą narzekać na brak klasycznych odcinków specjalnych czy licencjonowanego Rallycrossu, ale od czego jest DiRT Rally 2.0?
Mam wrażenie, że Codemasters tym tytułem stara się postawić dość wyraźną granicę między serią przeznaczoną dla wszystkich (czyli DiRT), a tą dla wymagających rajdowych wrażeń hardkorowców (DiRT Rally, a w przyszłości pewnie również gry traktujące o WRC), co jest dobrym znakiem. Można mieć tylko nadzieję, że zarówno ci, którzy lubią niedzielne ściganie się ze znajomymi i ci, którzy na pamięć znają wszystkie OSy Rajdu Monte Carlo będą w przyszłości zadowoleni.
Żeby jednak nie było tak miło - DiRT 5 nie jest idealne. Zabrakło wykończenia niektórych elementów, które poza naprawdę świetnym ściganiem w luźniejszym stylu mogą tych bardziej wrażliwych graczy zakuć w oczy. Oczywiście można tutaj doszukiwać ewentualnych wytłumaczeń w dość trudnym czasie dla tworzenia gier, ale dodatkowe miesiące prac nad grą wcale nie gwarantują, że wszystko byłoby poprawione do premiery. Liczę jednak, że kilka łatek wypuszczonych w międzyczasie sprawi, że DiRT 5 zyska w oczach.
Głównie dlatego, iż po ukończeniu głównej nitki fabularnej zapewne z chęcią wrócę i wykończę wszystkie wyścigi, a później również poczekam na dodatki. Tym bardziej, że DiRT 5 ma w miarę prostą i przyjemną listę trofeów, więc może to być dla wielu zachęta do “calakowania”. Z drugiej strony natomiast, podobnie jak w przypadku GRID, ta gra po prostu wciąga, a to w wyścigach często jest najważniejsze.
Po prostu czasami trzeba wrzucić na luz i pójść bokiem, szeroko… a jak trzeba, to zepchnąć przeciwnika z toru, bo historia pamięta tylko zwycięzców.