Po świetnej „podstawce” i bardzo udanym pierwszym DLC czas na drugie rozszerzenie, które – jak się okazało – jest lepsze od poprzedniego.
Czas na kolejną opowieść
W mojej recenzji SpellForce 3: Soul Harvest napisałem, że jest to dodatek, który przywraca wiarę w twórców DLC. Nie wiem, co mogę powiedzieć teraz, skoro SpellForce 3: Fallen God podnosi poprzeczkę jeszcze wyżej. Jeśli zagrywaliście się „w podstawkę” i zaliczyliście ubiegłoroczne rozszerzenie, to właściwie możecie dalej nie czytać. Po prostu kupcie jutro SpellForce 3: Fallen God, rozsiądźcie się wygodnie w fotelu z kubkiem ciepłej herbaty i dajcie się porwać przygodzie.
I jest to historia dla wszystkich
O ile SpellForce 3: Soul Harvest zdaniem producenta i wydawcy nie wymagał znajomości fabuły SpellForce 3, bo był samodzielnym dodatkiem, tak w istocie okazało się, że warto najpierw przejść główną kampanię, a dopiero potem zainstalować rozszerzenie. W przypadku SpellForce 3: Fallen God również informowano, że nie trzeba wiedzieć, co wydarzyło się we wcześniejszych przygodach, bo gra opowiada zupełnie oddzielną historię. I tutaj zgoda – grając w SpellForce 3: Fallen God od samego początku nie ma żadnych istotnych nawiązań do SpellForce 3.
Nie musicie również obawiać się, że po uruchomieniu SpellForce 3: Fallen God będziecie zagubieni. Grę zaprojektowano z myślą o nowicjuszach, bowiem zawiera ona mnóstwo istotnych wskazówek w samouczkach. Nie wszystkie pojawiają się od razu, więc przez pierwsze dwie godziny tak naprawdę uczymy się rozmaitych mechanik. Brzmi to naprawdę dobrze i zachęca do tego, by wkręcić się w ten świat.
Co nowego?
SpellForce 3: Fallen God wprowadza kolejną rasę. Gra opowiada o trollach, którymi sterujemy podczas rozgrywki. Ponownie trafiamy do świata Eo, lecz tym razem eksplorujemy Urgath, czyli niewielki kontynent, gdzie poznajemy młodego wodza, Akroga, który wspólnie z członkami swojego ludu został wygnany, a jednocześnie polują na niego (oraz jego podopiecznych, rzecz jasna), kłusownicy. Jest jednak coś, co bohater może zrobić, by ocalić swój lud… Ale to my podejmujemy decyzje i my wpływamy na przebieg zdarzeń, więc z pewnością kiedyś wrócę do SpellForce 3: Fallen God i przejdę dodatek raz jeszcze, co pozwoli mi odblokować inne zakończenie.
GramTV przedstawia:
Można powiedzieć, że zarys historii jest dość typowy. Przebieg zdarzeń również, ale nie oznacza to, że w SpellForce 3: Fallen God nie warto interesować się historią. Wprost przeciwnie: czasem niektórych wydarzeń nie da się przewidzieć. Poza tym dialogi są bardzo dobrze napisane i jeszcze lepiej zagrane. Podobało mi się także polskie tłumaczenie oddające charakter rozmaitych postaci. Trolle porozumiewają się ze sobą specyficznym językiem, często popełniają gramatyczne błędy, co zostało uwzględnione przez osoby (osobę?) zajmujące się rodzimą wersją językową. Oczywiście nie ma tutaj polskiego dubbingu i bardzo dobrze, bo oryginalny voice-acting idealnie pasuje do klimatu produkcji, a polskie głosy mogłyby to popsuć.
Świetnie pomyślana, klasyczna rozgrywka
Przechodząc kolejne misje kampanii fabularnej SpellForce 3: Fallen God byłem pod wrażeniem tego, jak Grimlore Games potrafi bawić się konwencją. Owszem, nadal mamy do czynienia z połączeniem cRPG-a z RTS-em i zabawa skupia się na eksplorowaniu świata, przeprowadzaniu dialogów, rozbudowie bazy, rekrutowaniu jednostek oraz walce z armią przeciwnika. W tej materii nie da się odkryć nic nowego, ale można żonglować pomysłami tak, by zaprojektować różnorodne, wciągające misje. I właśnie taka sztuka udała się twórcom recenzowanego DLC. A to zajmujemy się ekspansją mapy, a to dostarczamy surowce, by naprawić most, a to ruszamy na poszukiwania wskazanych przedmiotów… Cały czas jest co robić.
W gram.pl od 2008 roku, w giereczkowie od 2002. Redaktor, recenzent. Podobno dużo gra w Soulsy, choć sam twierdzi, że to nieprawda. To znaczy gra, ale nie aż tak dużo.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!