Twórcy Until Dawn wymieszali historie o czarownicach z Silent Hill i zatrudnili aktorów filmowych, by zagrali w ich interaktywnym filmie. Co mogło pójść nie tak?
Twórcy Until Dawn wymieszali historie o czarownicach z Silent Hill i zatrudnili aktorów filmowych, by zagrali w ich interaktywnym filmie. Co mogło pójść nie tak?
Rok temu w recenzji Man of Medan pisałem, że The Dark Pictures Anthology to ciekawie zapowiadający się projekt, który warto śledzić mimo wpadek pierwszego odcinka. Po zagraniu w drugi, zatytułowany Little Hope, mój entuzjazm drastycznie zmalał. Cóż, może w takim razie do trzech razy sztuka? The Dark Pictures Anthology ma się podobno składać aż z ośmiu fabularnie niezależnych gier, a trzecia już jest zapowiedziana na 2021 rok.
Pod Little Hope podpisało się studio Supermassive Games, znane i cenione przede wszystkim za Until Dawn. Udany horror/slasher, czerpiący pełnymi garściami z filmowej konwencji. Gry z serii The Dark Pictures Anthology powstają na tym samym fundamencie, ale technicznie są takim Untli Dawn w wersji Light. Czyli jest o wiele krócej, taniej (pudełkowe wydanie na PS4 można mieć za około stówkę), z mniejszą liczbą wątków i skromniejszą obsadą użyczającą głosów i twarzy w sesjach motion capture. Dla porównania, w Until Dawn występowały takie gwiazdy filmu i telewizji jak Hayden Panettiere, Rami Malek czy Peter Stormare. A w Little Hope jedynym szerzej znanym aktorem jest Will Poulter (ostatnio grał m.in. w "Midsommar" i interaktywnym odcinku "Black Mirror: Bandersnatch").
The Dark Pictures Anthology: Little Hope, podobnie jak Man of Medan, prowadzi historię różnymi torami, pozwala wcielać się w kilku bohaterów, a przede wszystkim przeskakuje w czasie. I to o kilka wieków, gdyż szybko wychodzi na jaw, że całe zamieszanie w czasach współczesnych determinują wydarzenia, które rozegrały się w Nowej Anglii pod koniec XVII stulecia.
W grze poznajemy czwórkę studentów i ich profesora w trakcie wyprawy autobusowej. W pewnym momencie natrafiają na policyjną blokadę. Kierowca słyszy od mundurowego, że musi skorzystać z objazdu przez tytułowe miasteczko. "To tylko kilka dodatkowych kilometrów" – zapewnia. "Lada moment będziecie u celu". Ciemna noc, przymusowy objazd, nietęga mina kierowcy – nie trudno zgadnąć, że optymizm pana z drogówki to tylko przykrywka dla horroru, który zmieni (a może nawet zakończy) życia naszych bohaterów.
Tak, zgadliście. Little Hope to klasyczne nawiedzone miasteczko, które nie ma nic wspólnego z bezpiecznym i szybkim objazdem. Nie będę zdradzał szczegółów, bo zwroty akcji i odkrywanie tajemnic Little Hope to główne danie tej gry. Ale nie jest tajemnicą, że twórców drugiej części The Dark Pictures Anthology inspirowały takie utwory jak Silent Hill, Blair Witch Project, The Witch: A New England Folktale i wszystko, co kojarzy się z procesami czarownic z Salem.
Formalnie The Dark Pictures Anthology: Little Hope jest kolejnym przedstawicielem gatunku przygodówek, który zaciera granice między filmem a grą wideo. Interakcja służy tu wyłącznie odpalaniu kolejnych wyreżyserowanych sekwencji filmowych, które tworzą widowisko rozpisane na około cztery godziny. Zadania do wykonania to sztampowe "znajdź i użyj" albo "pogadaj z kimś". Co jakiś czas wyskakuje Quick Time Event, ale podstawowe zadanie gracza polega na dokonywaniu decyzji, które symbolizują opcje dialogowe.
Od niektórych wyborów może zależeć życie danego bohatera. "Moralnych" rozwidleń jest sporo, ale odgrywając drugi raz tę samą scenę, szybko wychodzi na jaw, że wiele decyzji ma znikome lub wręcz zerowe znaczenie dla dalszego ciągu przygody. Little Hope to w gruncie rzeczy zwarta i prostolinijna opowieść, więc jeśli liczycie na dialogowe eksperymenty, budowanie relacji między bohaterami, by osiągnąć ileś tam diametralnie różnych zakończeń, to będziecie zawiedzeni.