Twórcy serii Warcraft, Starcraft i Diablo bardzo długo opierali się cyklowi życia dewelopera i nie rozmieniali się na drobne. Niestety, ich również dopadła korporacyjna choroba.
Twórcy serii Warcraft, Starcraft i Diablo bardzo długo opierali się cyklowi życia dewelopera i nie rozmieniali się na drobne. Niestety, ich również dopadła korporacyjna choroba.
Jestem wielkim fanem Starcrafta, Warcrafta, a swego czasu jak wszyscy zagrywałem się w Diablo II, później kilkadziesiąt godzin spędziłem również w Diablo III. Podobał mi się nawet Overwatch z którym spędziłem radosnych kilkadziesiąt godzin, zanim pogodziłem się z faktem, że moje umiejętności strzeleckie pozwalają na przejście kampanii w Call of Duty, a nie na wymiatanie w trybie online (stąd grałem głównie supportami). Z radością łupałem w Hearthstone, stąd na łamach Gram.pl mogliście przez długi czas czytać opisy kolejnych dodatków, kampanii i rozszerzeń. Znałem nazwiska czołowych postaci z firmy, śledziłem życie community, swego czasu wkręciłem się w e-sport i oczywiście najbliższe mojemu sercu były rozgrywki w Starcrafta II. O Blizzardzie mogłem z czystym powiedzieć, że jestem fanem, wręcz fanboyem.
No właśnie “mogłem”. Niestety, polityka firmy, ostatnie wpadki i podupadająca jakość oferowanych przez nich produktów sprawiła, że Blizzard w moich oczach przestał być tworem mitycznym, przestał czarować, za zaczął rozczarowywać. Przestałem z utęsknieniem czekać nowych wieści od deweloperów, przestałem myśleć o kolejnych premierach jako o prawdziwych świętach gamingu, przestałem kojarzyć datę Blizzconu. Przestałem zakładać, że nowa gra będzie świetna, że będzie doskonale wypolerowanym diamentem, najlepsza w swojej klasie. Pamiętacie jeszcze jak daleko World of Warcraft przesunęło granice dla całego gatunku MMORPG? Ile oryginalnych rozwiązań wprowadzało? Jak dalece szokujące było rozbudowanie tej produkcji? Pamiętacie przełomy w usługach sieciowych, w budowaniu siły danego tytułu wokół społeczności, które to elementy pojawiły się wraz z pierwszym Starcraftem? Pamiętacie jak dalece wciągającą, a jednocześnie jak niespotykaną cechą była repetytywność Diablo II w momencie pojawienia się tej produkcji na rynku?
To nie znaczy, że uważam, żę na obecną chwilę Blizzard nie jest w stanie wypuścić dobrego produktu. Jest w stanie. Wciąż pracuje tam mnóstwo utalentowanych ludzi, a i kierownictwa nie mają zupełnie najgorszego. Wciąż w pewnym stopniu wsłuchują się w głos graczy, chcąc wypuszczać w porozumieniu z nimi porządne tytuły, wciąż chcą rozwijać marki. No właśnie… problem w tym, że Starcraft, Warcraft czy Diablo to już produkty i marki w portfolio megakorporacji, której celem ewidentnie jest głównie spełnianie oczekiwań inwestorów i śrubowanie wyników finansowych. Dzieje się tak z prostego powodu - w listopadzie 2016 roku Bobby Kotick, założyciel Activision i jego CEO podpisał umowę wiążącą jego i spółkę na pięć lat która dawała mu duży udział w zyskach, a także potężne bonusy, uzależnione od wyników spółki. Skupienie się na “wyciskaniu” wszystkiego co się da ze swoich gier ma więc sens nie tylko dla akcjonariuszy (którzy zarabiają nie tylko na dywidendach, ale także na różnicy w kursie w momencie wyjścia z inwestycji), ale także dla ścisłej kadry kierowniczej, w tym wspomnianego dyrektora zarządzającego, który w Activision zarabia 319 razy tyle co przeciętny pracownik. W tym samym czasie Blizzard redukuje zatrudnienie w kolejnych oddziałach firmy.
Niestety takie postępowanie dewelopera żyjącego w symbiozie z jednym z największych wydawców na świecie, odbija się, z punktu widzenia graczy, na jakości wypuszczanych produktów. Bolesna prawda jest taka, że biznesowo tworzenie produktów wybitnych, dopieszczanie ich latami, przekraczanie granic, podejmowanie odważnych decyzji, rzadko kiedy przekłada się na wymierny zysk. Zwłaszcza kiedy inwestuje się w firmę, która ma już bardzo wierną bazę fanów, gotowych przez jakiś czas akceptować produkty drugiej jakości, tak długo jak zostanie zaspokojona potrzeba obcowania z ukochaną serią.
Sam byłem tą osobą. Sam przez długi czas wmawiałem sobie, że Blizzard postępuje wedle jakiegoś starannie opracowanego planu, a później pokornie akceptowałem kolejne rozczarowania, wmawiając sobie, że potknięcia zdarzają się najlepszym. Najpierw broniłem sensu rozwleczenia Starcrafta II na trzy niby-samodzielne gry, wydawane na przestrzeni pięciu lat, podczas gdy w rzeczywistości dwie z nich były materiałami na dodatki, a nie samodzielne produkcje. Później dawałem się karmić kolejnymi dodatkami do Hearthstone, aż gra w moich wyobrażeniach niemalże zupełnie się rozmyła - przestałem zapamiętywać i rozróżniać kolejne kampanie i rozszerzenia. Rozumiem, że gry karciane rządzą się swoimi prawami, ale istny zalew nic nie wnoszącej zawartości po prostu mnie przytłoczył. Blizzard wreszcie zupełnie zdołował mnie fatalnym remasterem mojego ukochanego Warcrafta III (recenzja tutaj), którego okaleczył i śmiał za niego żądać sporych pieniędzy, jednocześnie blokując usługi sieciowe oryginalnego wydania, podczas gdy absolutnie nic poza pogonią za zyskiem nie tłumaczyło takiego zachowania.
Swego czasu byłem prawdziwym fanem, niemalże fanboyem Blizzarda. Jednym z moich postanowień noworocznych jest jednak przestać odstawiać pelikana w tym zakresie. Kochałem wracać do klasyków, regularnie robiłem sobie weekendy z trybem dla wielu graczy w Starcrafcie II, z Heroes of the Storm, z Overwatchem. Na dzień dzisiejszy moje zainteresowanie tym co robi niegdyś ukochana przeze mnie firma spadło do tego poziomu, że pisząc ten artykuł musiałem zrobić sobie moment przerwy i sprawdzić w internecie czy Overwatch 2 już wyszło czy jeszcze na nie czekamy. Nie świadczy to dobrze o mnie jako o dziennikarzu piszącym o grach wideo, ale weźcie proszę poprawkę na kontekst. Produkcje Blizzarda nie tylko mnie nie grzeją, ale nawet staram się unikać czegokolwiek z nimi związanego, żeby nie zepsuć sobie resztek sentymentu. Moja pamięć to ostatni bastion. Nie oznacza to, że nie wierzę, żeby firma nie była w stanie już stworzyć czegokolwiek dobrego. Po prostu Blizzard stał się producentem jak wielu innych, zdolnym zarówno do wypuszczenia dobrych, jak i złych produkcji. Niestety, przestał być stworzeniem mistycznym, jednorożcem czy wróżką oferującym cuda. Wielka szkoda, bo niewiele zostało już takich firm.