Recenzja Destruction AllStars - miał być hit...

… a wyszło bardzo dziwnie. Destruction AllStars co prawda pod względem pomysłu i konceptu zachwyca, ale tego wszystkiego jest zdecydowanie za mało.

Recenzja Destruction AllStars - miał być hit...

Nie ukrywam, że brakuje mi w krajobrazie growym tytułów, które mogłyby być duchowymi spadkobiercami serii Twisted Metal. Nie mówiąc już o powrocie Sweet Tootha i jego “wesołych przyjaciół”, bo o ile nadal Sony stara się przypominać o kultowym bohaterze, a nawet pojawiają się gadżety z nim związane, to nowej produkcji z tak gęstym i pokręconym klimatem jak nie było, tak i nie ma.

Sony postanowiło na PlayStation 5 w jakiś sposób wypełnić tę pustkę serwując nam Destruction AllStars. Produkcję, która z jednej strony przypomina starego i dobrego Twisted Metala, a z drugiej jest utrzymane w klimacie PEGI 12 będącym na pograniczu Fortnite oraz Overwatcha. Co prawda gra miała trafić w ręce graczy w dniu premiery PS5, ale ostatecznie zdecydowano wydać ją w lutym i od razu wrzucić ją do usługi PlayStation Plus. A co jeśli ktoś nie zdąży zgarnąć swojej kopii? Zawsze pozostaje ruszyć do sklepu po pudełko. Tego to nawet w przypadku Bugsnax nie grali.

I tu pojawia się największy problem, bo rzeczywistość jest brutalna - w zależności do tego, którą drogę obierzecie to tak będziecie z Destruction AllStars zadowoleni. Jak dobrze bowiem wiemy “za darmo to i ocet słodki”, ale mając z tyłu głowy kilkanaście złotych abonamentu PS Plus w zestawieniu z pełną ceną pudełkową za grę na next-gena, to Destuction AllStars można odbierać na dwa różne sposoby.

Dlatego też postanowiłem recenzję podzielić na dwa różne spojrzenia na ten tytuł i odpowiedzieć sobie na pytanie - czy w obydwu przypadkach rzeczywiście warto po ten tytuł sięgnąć? I chyba już mniej więcej możecie się spodziewać, w którym kierunku to wszystko pójdzie…

PlayStation Plus:

Tutaj plusów (nomen omen) będzie najwięcej, bo mimo wszystko - Destruction AllStars jest dodatkową grą na PS5 w ofercie PlayStation Plus oraz dostępną nieco dłużej niż w przypadku pozostałych gier w lutym. Podobna sytuacja była z Bugsnax, które również dostępne aż do stycznia 2021 roku.

Całość skupia się w dużym stopniu na zabawie wieloosobowej. Twórcy oddają w ręce graczy cztery tryby (solowe Mayhem oraz Gridfall oraz 8v8 Carnado oraz Stockpile), 16 bohaterów z zestawami skórek oraz innych dodatków do odblokowania za walutę w grze oraz tę do kupienia w PlayStation Store, tryb arcade, treningu oraz wyzwania, które można uznać za taki mały tryb fabularny. W nim za darmo dostępny jest pierwszy epizod Ultimo, a drugi, związany z Lupitą, już trzeba wykupić za walutę dostępną w PS Store. Jest również i zapowiedź trzeciego… ale na razie musimy na niego poczekać.

Jak na “darmową” grę dostępną w usłudze jest w miarę przyzwoicie, bo i większość elementów do odblokowania nie wymaga zakupu dodatkowej waluty. A jako, że waluta dostępna w grze wpada za rozgrywanie meczy w trybach sieciowych (za każdy zdobyty poziom), to i zabawa singlowa spada na dalszy plan. Czy jest czego żałować? Nie za bardzo, bo ani ta historia mnie szczególnie nie porwała, ani też poszczególne zadania oraz wyzwania za nimi stojące nie są na tyle interesujące, aby zachęcić mnie do kupienia kilku dodatkowych żetonów. Dlatego bez większego bólu raczej odpuszczę sobie dalsze poznawanie historii stojących za bohaterami Destruction AllStars.

GramTV przedstawia:

Natomiast sama rozgrywka oraz łatwość, z jaką przychodzi wejście do zabawy i rozbijanie się pojazdami po arenach sprawia, że na kilka niezobowiązujących partii po ciężkim dniu sprawdza się idealnie. Dodając do tego takie smaczki jak model zniszczeń wpływający na kontrolowanie pojazdów oraz specjalne umiejętności bohaterów (czy to pieszo, czy to specjalnymi samochodami) całość nabiera głębi podobnego do tej z Overwatch - łatwo jest w temat wejść, ale jeśli chodzi o wykorzystanie pełni możliwości, jakie oferuje gra to już trzeba się trochę nagłówkować.

Problem w tym, że mała liczba aren oraz trybów rozgrywki (pod dwa dla fanów grania solo oraz zespołowo) podcina grę już na samym jej starcie. O ile jeszcze umieszczenie aren w różnych miejscach na świecie powinno nadać całości charakteru, tak ostatecznie całość wydaje się do siebie łudząco podobna i zapewne większość nie będzie zwracała uwagi na to, czy jest akurat w Barcelonie czy Londynie.

Ściągnięte ze sklepowej półki:

Tutaj zaczynają się problemy, bo gdybyśmy mieli do Destruction AllStars podejść jak do każdej next-genowej produkcji, która również swoje kosztuje, to zestaw wypada bardzo, bardzo biednie. Co prawda gameplay oraz otoczka jest naprawdę przyjemna, ale od strony zawartości jest tego zwyczajnie za mało jak na start gry przeznaczonej głównie do grania sieciowego.

Za taką cenę (320 zł w dniu premiery) można mówić o sporym rozczarowaniu, a dokładając do tego fakt, iż jest to jedna z gier na wyłączność na PlayStation 5 i tytuł startowy konsoli, to trudno byłoby mi ukryć, że liczyłem na o wiele więcej. Zwłaszcza, że bez względu na to czy kupicie wersję pudełkową lub zgarniecie swoją kopię z PS Plusa to nadal tkwią w grze te same mikrotransakcje. Co prawda część z nich związana jest z dodatkami kosmetycznymi, a “kampanię” można spokojnie odpuścić, ale nadal - dostajemy zdecydowanie za mało za dość wysoką cenę.

Swoją drogą ciekawostka – kiedyś mignęło mi to, że wersja Digital Deluxe zawierała 10 000 monet waluty z gry i kilka dodatków, ale nie zawierała waluty do zakupienia chociażby kampanii dla jednego gracza…

Nie wiadomo również jak będzie wyglądał plan rozwoju gry na kolejne miesiące czy lata. Czy twórcy będą chcieli urozmaicić rozgrywkę, czy będą nowi bohaterowie, czy ktoś nie wpadnie na pomysł zaimplementowania przepustki sezonowej i tak dalej, i tak dalej. Jest tu zbyt wiele niewiadomych, aby móc spokojnie wydać te ponad trzysta złotych.

Pomysł jest przedni, wykonanie dobre, ale po rozegraniu kilku sesji na tych samych arenach w głowie pojawia się pytanie “ale to tylko tyle, to już więcej nie ma?”.

Dlatego też o wysokiej ocenie raczej mowy nie ma, a w przypadku Destruction AllStars byłaby ona niebezpiecznie niska gdyby nie fakt, że można ją zgarnąć z abonamentu za śmieszne pieniądze. Nie zmienia to jednak tego, iż kiedyś ten tytuł z oferty zniknie i zostanie na półkach. Wtedy raczej wypada czekać na bardzo, bardzo, baaaaardzo solidne obniżki cen. Może do tego czasu zawartości w grze będzie więcej, chociaż obawiam się, że kampania znajdująca się na pokładzie zawsze będzie za ścianą z różowych żetonów.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!