Kto by się spodziewał, że to właśnie teraz Google zdecyduje się na tak poważny ruch, który może sugerować jedno – streaming jest na zakręcie.
Kto by się spodziewał, że to właśnie teraz Google zdecyduje się na tak poważny ruch, który może sugerować jedno – streaming jest na zakręcie.
Zwolnienie 150 ludzi i zamknięcie dwóch studiów nie wróży nic dobrego. Zwłaszcza w przypadku Google, które dopiero rozkręca się w branży, oferując innowacyjną usługę ciągle walczącą o to, aby przekonać do siebie graczy. Początki nie są łatwe, zwłaszcza jak chce się zrewolucjonizować sposób w jaki gramy w gry. Po tym jak światło dzienne ujrzały ostatnie wiadomości może się niektórym wydawać, że jest to pierwszy krok do zamknięcia Stadii. Ile w tym prawdy? A może jest wręcz przeciwnie i restrukturyzacja to krok w dobrą stronę? No cóż, sprawa jak widać nie jest prosta w ocenie.
Sytuacja Google jest podobna do tej, w której znalazł się Amazon. O tej firmie, chociaż nieoficjalnie, ostatnio również sporo się mówiło. Klasycznie w takich sytuacjach porcję newsów dostarczył Jason Schreier z Bloomberga. Według jego informacji firma Jeffa Bezosa pali niesamowite ilości gotówki (mówi się nawet o 500 mln dolarów rocznie!) na tworzenie gier. Efekt? Mimo ogromnych nakładów Amazon Game Studios zalicza coraz większe wpadki. Na koncie ma między innymi skasowanie Crucible, które umarło tuż po debiucie. Nie zapominajmy też o dwóch innych tytułach, które zostały pogrzebane, czyli Nova i Intensity. Oba były wzorowane odpowiednio na League of Legends oraz Fortnite. Już zresztą w 2019 roku Amazon zwolnił sporą część swojej załogi. Zbiegło się to z negatywną weryfikacją pierwszych projektów. W tym roku premierę ma mieć New World, a więc kolejne MMO technologicznego giganta. Jeśli tym razem też się nie uda, sytuacja zrobi się dramatyczna.
Nie lepiej było w Google. Jego dwa właśnie zamknięte studia, w Los Angeles oraz Montrealu, nie mają na koncie żadnych gier. Nie będzie więc zaskoczeniem jeśli okaże się, że one również przepaliły sporo budżetu. Niestety nie znamy szczegółów (jeszcze?). W przypadku Amazona wiemy za to, że czarnym charakterem podobno jest zarządzający grową dywizją Mike Franzzini. Wcześniej nie miał on kontaktu z branżą i niespecjalnie rozumie jej zależności. Jego przepisem na sukces miało być tworzenie gier wzorowanych na obecnie największych hitach. Pomysł totalnie nie wypalił. Amazon przekonał się o tym, że w tej branży nie da się od tak zbudować studia zdolnego do tworzenia tytułów AAA. Finanse wcale nie są największym problemem. Kluczowe jest zbudowanie odpowiedniej kultury organizacyjnej, która będzie wspierać kreatywność. Dopiero to w połączeniu z finansami i sprawnym zarządzaniem pozwoli osiągnąć sukces. Jak widać na przykładzie Google i Amazona, nawet zatrudnienie znanych nazwisk nie daje żadnej gwarancji (np. Jade Raymond w Google).
Duże korporacje ewidentnie nie radzą sobie z tematem. Tym bardziej rośnie presja na to, aby dokonać jakiegoś dużego przejęcia. Google i Amazon potrzebują własnych treści, a te może zapewnić inwestycja w któregoś z już istniejących wydawców. Na taki ruch (ale w znacznie mniejszej skali) zdecydowali się twórcy Stadii. W 2019 roku kupili kanadyjskie Typhoon Studios, twórców Journey to the Savage Planet. Na razie jednak nie wiemy czy ono również jest ofiarą zwolnień. Pewne jest za to, że Google chce się teraz skupić na rozwijaniu technologii, a nie tworzeniu gier. Na papierze brzmi to sensownie. Zaoszczędzone w ten sposób pieniądze lepiej przeznaczyć na zewnętrzne ekipy, które dofinansowane mogą przygotować gry na wyłączność. Pierwszy taki przykład już jest. Jest to horror Gylt od Tequila Works, twórców między innymi Deadlight czy Rime. Nowa strategia wydaje się więc mieć ręce i nogi. Phil Harrison, który zarządza całym streamingowym biznesem Google, może sam sobie przybić piątkę. On w tej sytuacji jest zresztą wygrany. Kierowana przez niego firma zmarnowała mnóstwo kasy, przez co pracę straciło 150 osób, a on nadal trzyma się stanowiska. Nowa strategia to pewnie kolejny kilkuletni kredytu zaufania. Patrząc po jego dorobku z okresu pracy w Sony, Microsoftcie czy Atari, aż trudno uwierzyć że ktokolwiek powierzył mu takie stanowisko.