Wydanie Persona 3 Portable na współczesne konsole to ważne wydarzenie dla fanów gatunku jRPG. Ale niestety także spory zawód, bo o ile sama gra pod wieloma względami broni się po latach, to sposób jej wskrzeszenia nie jest spełnieniem marzeń.
Japonia, rok 2009. Nastoletnia sierota płci wybranej przez gracza wraca po 10 latach do miasta, w którym spędziła wczesne dzieciństwo. Życie w internacie, nauka w Gekkoukan High School, nawiązywanie nowych znajomości to niełatwe zadania dla nastolatka z bagażem traumatycznych doświadczeń. Szczególnie, gdy dorzucimy do tego wizyty w równoległym świecie, walkę z demonicznymi istotami i odkrywanie mrocznych sekretów wespół z członkami pewnej tajnej organizacji.
Tak pokrótce przedstawia się rzeczywistość Persona 3. Gry wydanej oryginalnie na PlayStation 2 aż 17 lat temu. Atlus w swoim stylu wydał później “wersję reżyserską” (Persona 3 FES), a następnie przeportował “trójkę” na PlayStation Portable. Mamy rok 2023 i Atlus w końcu zdecydował się zaprezentować jedną z najlepszych (kiedyś) i najbardziej przełomowych gier w swoim dorobku posiadaczom współczesnych konsol i pecetów. Niestety Japończycy z sobie tylko znanych powodów zrobili to w sposób, który pozostawia wiele do życzenia.
Po pierwsze, Persona 3 Portable na PlayStation 4 (tę wersję otrzymałem do recenzji), Switcha, PC i dwie generacje Xboksa to jak sama nazwa wskazuje – gra przeniesiona z nieodżałowanej konsolki Sony PSP. I to nie jako godny remake, ale zrobiony po łebkach remaster, który ani nie zachwyca graficznie, ani nie wnosi nic poza minimalne usprawnienia systemowe.
GramTV przedstawia:
Wizualnie jest ślicznie i przyjemnie... jeśli patrzy się na grafiki przedstawiające bohaterów. Statyczne obrazki zastępujące przerywniki anime (sic!) są paskudnie rozmyte przez zachowanie niskiej rozdzielczości podobnie jak w remasterze Persona 4 Golden. Tła we właściwej grze niby są dostosowane do HD, ale na każdym kroku widać niedoróbki, niewyraźne elementy i miejscami brzydkie tekstury. W trakcie walki trójwymiarowe modele postaci są bardzo uproszczone i ich widok od razu przypomina, że mamy to do czynienia z grą przystosowaną do ograniczonych możliwości handhelda Sony sprzed lat.
Ale “Portable” w nazwie daje się we znaki nie tylko pod kątem graficznych uproszczeń i archaizmów. W przeciwieństwie do Persona 3 z PS2, która była pierwszą w pełni trójwymiarową odsłoną serii, wersja z PSP oferowała poruszanie się po statycznych lokacjach (poza lochami) za pomocą kursora niczym w przygodówce point and click. I właśnie taki model zaprezentowano posiadaczom współczesnych konsol i pecetów. O ile Persona 3 Portable bez problemu znalazła nowy dom na Switchu Nintendo (zwłaszcza niepodpiętym do telewizora), to sterowanie padem na dużym ekranie może odstraszyć spore grono potencjalnych fanów.
Rozumiem, że tak było łatwiej i taniej dla wydawcy, ale taka gra jak Persona 3 po prostu zasługuje na godne przypomnienie w formie remake’u. I wcale nie mam na myśli tego, co Square Enix zrobił z Final Fantasy VII. W przypadku Persona 3 naprawdę wystarczyłoby połączyć najlepsze cechy Portable (z alternatywną żeńską postacią na czele) z bogactwem podstawki i FES, zostawić świat w pełnym 3D, zadbać o sensowne graficzne odświeżenie i dorzucić garść nowoczesnych usprawnień, by wszyscy recenzenci i fani gatunku piali z zachwytu. A zamiast tego jest, jak jest.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!