To jeden z głośniejszych filmów tego roku. Zwycięzca festiwalu w Cannes. Jeden z głównych pretendentów do Oscara. Za reżyserię odpowiada Sean Baker, uznany przedstawiciel amerykańskiego neorealizmu. Nic, tylko oglądać – film jest już dostępny na VOD.
W filmie imię głównej bohaterki ma szczególne znaczenie. Nie tylko dlatego, że stanowi jego tytuł. Dziewczyna wyraźnie nie przepada za pełną formą imienia, jakby nie lubiła sama siebie. Woli, by zwracano się do niej skrótem. Biorąc pod uwagę, że pracuje jako striptizerka, trudno się jej nie dziwić - "Ani" jest sexy i brzmi zdecydowanie bardziej adekwatnie do pełnionej profesji. Ale to "Anora" kryje w sobie ciekawą tajemnicę, bo oznacza "światłość". W jednej ze scen filmu zwrócono nawet na to uwagę, ale bohaterka pozostaje na to obojętna, jakby bardziej z ciemnością była oswojona i w niej czuła się bezpiecznie.
Anora to film w istocie mało klarowny. Jest w nim raczej sporo kontrastów i skrętów w nieoczekiwanym kierunku, także gatunkowym. Nic w tym filmie nie jest takie, jakie się wydaje. Zweryfikowane zostały ponownie nasze filmowe przyzwyczajenia. Zwiastun, nie powiem, także i mnie wprowadził w manowce. Zakładałem, że Anora będzie kolejną historią o Kopciuszku; filmem o kobiecie krzywdzonej, niedocenianej, która w pewnym momencie otrzepuje się z kurzu, zakłada najlepsze wdzianko i idzie na bal, padając w ramiona ukochanego księcia. Wszystkie te elementy pojawiają się w Anorze. Nadano im jednak pikanterii i odwrócono ich znaczenie.
Pretty Woman bez lukru
Wbrew tytułowi imię bohaterki nie oznacza ani światłości, ani nadziei, ale raczej blask neonów, którymi oświetlane są jej nagie piersi. Anora prowadzi nocne życie, za sprawą swojej pracy - bycia maskotką płci męskiej. Ten Kopciuszek ma więc balowania pod dostatkiem. Podczas jednej z imprez wszystko się zmienia, bo Ani (zjawiskowa Mikey Madison) trafia na nietypowego klienta. Młody i obrzydliwie bogaty chłopak, syn rosyjskiego oligarchy, wydaje się być nią szczególnie zainteresowany. Brakiem ogłady nie przypomina księcia z bajki, ale przynajmniej wie, ile karatów powinien mieć pierścionek zaręczynowy. I jak ściągnąć ze stóp Anory pantofle.
Po seksualnych przygodach, litrach wypitego alkoholu, imprezach odbytych do utraty tchu, bohaterka postanawia wykorzystać okazję i ustatkować się u boku wyjątkowo majętnego, młodszego od niej chłopaka. Wbrew rozsądkowi, ale za to na fali silnych emocji. Plan wydaje się szalony, ale zakochani wyglądają na szczęśliwych. Co może się zepsuć? Okazuje się, że wszystko. Przebojowość księcia przysłania widok dalekiej jego nieodpowiedzialności.
GramTV przedstawia:
Wówczas przypominamy sobie, że za kamerą stanął Sean Baker i wszystko staje się jasne. Film zaczyna się od zera, fantazja pęka niczym balon, ustępując na scenie miejsce brutalnemu realizmowi. Amerykański reżyser słynie z kina bliskiego ludzi, w centrum stawiającego ich pragnienia. Nie ma dla niego tematów tabu, nie ma też profesji, na które nie dałoby się rzucić nieco, nomen omen, światła. Dość powiedzieć, że w wybitnym Red Rocket opowiedział fascynującą historię z udziałem byłego gwiazdora filmów pornograficznych. A seks był jednym z głównych narzędzi ekspresji tego filmu, przeplatając się z czarnym jak smoła humorem i życiową goryczą.
Sean Baker znowu to zrobił
Anora zdaje się być duchowym spadkobiercą Red Rocket. Znowu postać na pierwszym planie pracuje swoim ciałem i jest moralnie niejednoznaczna. Znowu poznajemy kulturę, w której rządzi etykieta. W Red Rocket bohater z przeszłością pornograficzną miał problem ze znalezieniem pracy. W Anorze z kolei nikt nie wierzy, że cokolwiek dobrego może zrodzić się ze związku z prostytutką. Siłą twórczości Bakera jest to, że wydobywa człowieczeństwo z tych, którzy są postrzegani jako ludzie z wadą ukrytą, pozbawieni ambicji, zmęczeni, służący jako zabawki innych. Baker z tego grzebania w brudzie ludzkiej duszy uczynił wręcz nadrzędną cechę swojego stylu i chwała mu za to. Nie ma nic bardziej odświeżającego niż film, który stawia na głowie stereotypy.
Baker na głowie stawia także narrację. Przyzwyczajeni do konwencji komedii romantycznych, znający schemat kultowego Pretty Woman, wyobrażamy sobie pewien typowy początek, środek i koniec Anory. Otwarcie tej historii, nie powiem, w dużej mierze było przewidywalne, ale już to co dzieje się w drugim akcie w żadnym razie do przewidzenia nie było. To nie jest tzw. feel good movie. Ten film nie "robi dobrze", choć obfituje od scen seksu. Samo ich ukazanie oddaje jednak pewną machinalną, rutynową czynność, wypracowaną przez bohaterkę do perfekcji. Wypraną jednak z głębi, bo bohaterowie tak jak są sobie bliscy, tak są też dalecy. Ich miłość nie jest maratonem, a raczej biegiem na krótkim dystansie - wszystko dzieje się szybko i intensywnie, jak na narkotycznym haju. A to nie wróży nic dobrego.
Pod tym względem postrzegam Anorę, jako film, który opowiada o światłości, do której nie potrafimy sięgnąć. Widzimy ją, ale jest poza zasięgiem. Przez ułomność, emocjonalne blokady i wynikającą z nich naiwność. Bohaterka jest naiwna wierząc w bajkę. My z kolei jesteśmy naiwni patrząc na jej uśmiech i zakładając, że już zawsze będzie nim wymalowana jej buzia. W kluczowej dla filmu scenie ślubu dochodzi do euforii uczuć, której sami, jako widzowie, stajemy się ofiarą. Zwiedziono nas. Baker udowadnia, że wystarczy kolorowy otoczka, skoczna muzyka i dwoje ściskających się ludzi, byśmy uwierzyli, że Anorze przeznaczony jest już happy end. Ale to tak nie działa, a Baker ponownie po mistrzowsku tę prawdę wyłapuje, rzucają nam w twarz siarczystym - fuck you. W ustach bohaterki brzmi to niemal jak poezja.
8,0
Pozbawiona krzty nadziei historia Kopciuszka, który był zdecydowanie za długo na swoim balu i pomylił się w wyborze księcia.
Plusy
Mikey Madison jest zjawiskowa, życzę jej nominacji do Oscara
Cały drugi plan filmu także wypada błyskotliwie, wyróżniłbym szczególnie Yura Borisova
Fabuła zawiera kilka niespodzianek, to nie jest typowe love story
Bardzo wiarygodne, reżyserskie spojrzenie na świat pracownic seksualnych
Wszystko można powiedzieć o Anorze, ale nie to, że jest to film nudny
Zaskakujący, siarczysty humor
Minusy
Nieco się środkowy akt dłuży i traci w pewnym momencie tempo
To nie jest film, po którym poczujesz się dobrze, brak też uczucia katharsis
Zwiastun zapowiada inny film, przygotuj się na zaskoczenie
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!