Bayonetta 3 - recenzja - Genialne szaleństwo

Jakub Zagalski
2022/10/28 12:00
0
1

Bayonetta 2 była doskonała, więc po trzeciej części wielu spodziewało się niemożliwego. Osiem lat oczekiwania nie poszło na marne, choć magia Bayonetty nie zadziałała w każdym miejscu.

Bayonetta 3 - recenzja - Genialne szaleństwo

Bayonetty, jednej z najbardziej oryginalnych bohaterek w historii gier wideo, nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Każdy, kto ją zna z poprzednich dwóch odsłon serii, z pewnością ostrzył sobie zęby na “trójkę” i odliczał dni do premiery. Jeżeli jednak nie mieliście wcześniej styczności z ponętną czarownicą odzianą we własne włosy, to po pierwsze - najwyższy czas zmienić ten stan rzeczy. I po drugie – Bayonetta 3 nadaje się idealnie do tego, żeby zacząć.

Posiadacze Switcha mogą oczywiście sięgnąć po wydaną cztery lata temu składankę z Bayonetta 1 i 2 (albo odkurzyć wersję na Wii U), która technicznie jest już leciwa, ale pod kątem rozgrywki i dostarczanych wrażeń pozostaje bezkonkurencyjna. Bayonetta 3 nie wymaga jednak od gracza znajomości poprzednich części. Co prawda w pierwszych minutach rzuca nas na bardzo głęboką wodę, ale w kolejnych wszystko zaczyna się wyjaśniać i można tę grę traktować jako oddzielną opowieść, a nie kolejny sequel.

Znajomość wcześniejszych przygód Bayonetty i jej znajomych popłaca w niewielkim stopniu, jako że motywem przewodnim “trójki” jest popularne ostatnio w popkulturze zagadnienie multiwersum. Nasza czarownica skacze więc między alternatywnymi rzeczywistościami, odwiedza Nowy Jork, Tokio, Chiny, Paryż i wiele innych zakątków, gdzie czeka na nią zupełnie nowy typ przeciwników. Fabuła Bayonetta 3 zaczyna się jak u Hitchcocka i z początku obiecuje mocną, wyrazistą opowieść z barwnymi postaciami. Niestety po kilkunastu godzinach okazuje się, że scenariusz to najsłabszy (albo jeden z dwóch najsłabszych) element w całej grze. Czuć zmarnowany potencjał, niektóre wątki zasługują na dużo ciekawsze i dokładniejsze przedstawienie. Oczywiście nie spodziewam się, że ktokolwiek kupi Bayonettę 3 dla fabuły, ale trzeba postawić sprawę jasno, że poprzednie części pod tym kątem wypadły lepiej.

Fani Bayonetty nie powinni jednak lamentować, gdyż to, co najważniejsze, jest absolutnym mistrzostwem świata i klasą samą w sobie. Mowa oczywiście o systemie walki, za który po raz kolejny odpowiadają japońscy geniusze z PlatinumGames. Twórcy Vanquish i Mad World tym razem nie byli tak konserwatywni jak przy projektowaniu Bayonetta 2. Tamta gra była (i jest!) genialna, ale trzecia część jest dużo bardziej ambitna pod kątem zmian i nowości wprowadzonych w mechanice. Efekt – Bayonetta 3 ma jeden z najlepszych systemów walki, jaki widziałem w konsolowych hack and slashach.

Fundament, na którym budowano walkę w “trójce”, jest z grubsza niezmieniony. Podstawowe ataki, unik i Witch Time (spowolnienie czasu, gdy odskakujemy w odpowiednim momencie) nie sprawią problemu weteranom serii. A i nowicjusze w mig nauczą się podstaw. Spece z PlatinumGames nie próżnowali jednak przez ostatnie 8 lat, dzięki czemu Bayonetta 3 odznacza się nie tylko rozbudowanym, ale mocno zmienionym sposobem zdobywania i działania broni, nowych zdolności, technik czy nawet używania magii.

GramTV przedstawia:

Tym razem Bayonetta nie używa broni jako ekwipunku przypisanego do rąk i nóg, który zmieniamy w trakcie walki po wciśnięciu spustu. Zamiast tego nowe oręże to oddzielne zestawy ciosów i ruchów. Arsenał wiedźmy jest oczywiście równie imponujący, co absurdalny. Nie chcę psuć niespodzianki w samodzielnym odkrywaniu owoców chorej wyobraźni Japończyków, więc wspomnę jedynie o Dead End Express. Czyli nieślubnym dziecku piły tarczowej i lokomotywy, która jeździ po przeciwnikach jak kolczasty walec. Jakieś pytania?

Rewolucja zbrojeniowa to jedno, ale największą i najciekawszą nowością jest Demon Slave. Bayonetta jak zwykle może polegać na demonicznych pomagierach, tym razem ich rola jest jednak dużo bardziej znacząca właśnie dzięki Demon Slave i Demon Masquerade. Potężne istoty (Infernal Demons) pokroju wielkiej ropuchy, pająka czy kaiju są “przypisane” do danej broni. Kiedy wciśniemy spust, wypuszczamy takiego demonicznego pokemona na wolność i korzystamy z jego unikalnych zdolności.

Bayonetta może przez cały czas wydawać komendy demonowi, który sieje wówczas spustoszenie w szeregach wroga. Demon Slave ma jednak swoją cenę i ograniczenia. Po pierwsze, wydająca rozkazy wiedźma tańczy (sic!) w jednym miejscu niemal jak zagrzewająca do boju cheerleaderka. Jest wtedy wystawiona na ataki wrogów, a jedno trafienie odsyła demona do domu. Po drugie, trzeba uważać na wskaźnik Rage Meter, bo gdy pasek się zapełni, zniewolony pomocnik obróci się przeciwko nam i nie będzie go można przyzwać.

W czasie korzystania z Demon Slave Bayonetta nie musi jednak stać (tańczyć) bezczynnie. Po wklepaniu dłuższej sekwencji, gdy demon robi swoje, wiedźma może robić uniki albo (po puszczeniu ZL) pobiec w inne miejsce i kontynuować wydawanie rozkazów. Co najlepsze, korzystanie ze zdolności demonów nie jest ograniczone do pola walki, gdyż można na nich polegać także w trakcie eksploracji. Tutaj z pomocą przychodzi nam Demon Masquerade. Bayonetta “przebrana” za jednego z trzech dostępnych w danym momencie demonów jest w stanie docierać do miejsc, które normalnie byłyby poza jej zasięgiem. Ten mechanizm sprawdza się również przy rozwiązywaniu terenowych zagadek, dających chwilę wytchnienia między kolejnymi walkami.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!