Czy Akolita dowodzi, że Gwiezdne wojny są już bez mocy?

Jakub Piwoński
2024/08/24 17:00

Jaka jest kondycja marki Gwiezdne wojny pod rządami Disneya? Niedawno zakończony serial Akolita nie stawia słynnej sagi w korzystnym świetle.

Jakiś czas temu zakończyliśmy przygodę z Akolitą, najnowszym serialem z uniwersum Gwiezdnych wojen. Produkcja Disneya zebrała mieszane opinie. Na Rotten Tomatoes, będącym odbiciem głosów krytyków, Akolita wciąż bryluje z czerwonym pomidorem, ale opinie fanów są zgoła innego charakteru - z tej strony mowa głównie o wielkim rozczarowaniu. Z niekrywaną ulgą przyjąłem wieści o jego kasacji. To nie mogło się inaczej skończyć. Czy serial jest odbiciem kiepskiej kondycji kosmicznej marki?

Miałem wątpliwą przyjemność zapoznać się z Akolitą. Jakościowo to kompletnie inna galaktyka niż taki Andor, w mojej ocenie wciąż najlepszy serial Gwiezdnych wojen. Ba, ten serial nie dorasta nawet do poziomu bardzo przeciętnego Obi-Wana, choć jednego nie można mu odmówić - oryginalności. Scenarzyści chcieli dobrze chcąc odciąć się od mitologii Skywalkerów i przenieść akcję sto lat wstecz względem prequeli, do złotych czasów Republiki. Ale na chęciach się skończyło, bo rezultat jest nieudany, a momentami wręcz żenująco słaby. Słowo cringe pasuje tu jak ulał.

Gwiezdne wojny: Akolita
Gwiezdne wojny: Akolita

Akolita pozbawiony jest mocy

Chcąc krótko przedstawić główne problemy serialu, wypada wspomnieć o wyjątkowo stereotypowym przedstawieniu postaci (wątek bliźniaczek jest wyświechtany do granic), którym co gorsza, uniemożliwiono wiarygodny rozwój. Spodziewano się, że osoba zawiadująca taką serią Russian Doll poradzi sobie w świecie Gwiezdnych wojen, wpuszczając do tego świata sporo świeżego powietrza. Nie poradziła sobie. Postawiła na zmiany tylko iluzoryczne, które po głębszym zastanowieniu ukazują niechęć twórczyni do ryzyka i obnażają brak zrozumienia zasad tego świata. Szereg problemów realizatorskich oraz treść, które nie posuwają akcji w żadnym konkretnym kierunku, niestety utrudniają w dostarczaniu satysfakcji.

Słowa te nie muszą tylko określać Akolity. Mogą także stanowić ocenę wszystkiego tego, co dzieje się z filmowym światem Gwiezdnych wojen. Mamy obecnie do czynienia z czymś w rodzaju festiwalu bezpiecznych zagrań, w tym wysypu mizdrzących się do widza easter eggów (od których nagromadzenia czasem głowa boli). Jednocześnie, propozycje zmian są formułowane w tak koślawy, dalece niezręczny sposób, trudno podejść do tych kierunków poważnie. Akolita miał przełamać ten schemat, ale mu się to nie udało, bo koniec końców, zamiast przewietrzyć kanon, stał się względem niego obrazoburczy, przy jednoczesnym grzęźnięciu w fabularnych mieliznach.

Star Wars: The Old Republic
Star Wars: The Old Republic

Policzek wymierzony w stronę fanów

Wielu fanów musiało uznać to za policzek. Bo jak inaczej określić fakt, że w serialu poznajemy Sitha, który zdaje się zachowywać tak, jakby otwierał kartę historii wojowników z czerwonymi mieczami? Fani, znający choćby gry pokroju Old Republic i historie w nich zawarte, wyczują w tym wątku fałsz. To się nie dodaje, podobnie jak cudowne zmiany kolorów mieczów, które od teraz, są wynikiem… emocji osoby taką bronią władającą. A co się tyczy samej mocy - twórcy Gwiezdnych wojen konsekwentnie zaniżają jej wartość. W prequelach dowiedzieliśmy się o midichlorianach, które albo płyną w żyłach, albo nie, przez co moc stała się kwestią biologii. Tutaj pewne wiedźmy jeszcze bardziej skomplikowały sprawę, bo okazuje się, że moc może posiadać także dziecko, zrodzone w wyniku eksperymentu magicznego.

W ramach odtrutki po Akolicie, zdecydowałem się uruchomić Jedi: Ocalały. To kolejna odsłona przygód Cala Kestisa, młodego Jedi, który przeżył słynny Rozkaz 66. I niby wszystko w niej okej, bo granie w Ocalałego faktycznie daje wiele frajdy. Mówiąc wprost - mechanika gry jest zaprojektowana tak, by nie pozwolić graczowi na nudę. Świat jest duży, różnorodny, akcja zapiera dech, aura cieszy oczy. Aczkolwiek… przy głębszej refleksji, trudno nie dostrzec, że to kolejny przejaw umizgów do fanów (choć zdecydowanie lepiej formułowanych).

Star Wars Jedi: Ocalały
Star Wars Jedi: Ocalały

Jedi: Ocalały to odtrutka po seansie przeciętnych seriali?

Twórcy przeróżnych odsłon Gwiezdnych wojen walczą o uwagę dość zaciekle i jak tylko potrafią, dostarczając nam mnóstwo smakowitych kąsków. Galaktyka Georga Lucasa cierpi dziś, mam wrażenie, nie tyle na to, że jej treści są źle (i tu wstaw dowolny wyraz: głupio, mało oryginalnie, itp.) formułowane, ale przede wszystkim dlatego, że jest ich za dużo. Gwiezdne wojny się rozwadniają. Ta marka traci pierwiastek wyjątkowości, kosztem tego, że fani mogą tą niegdyś ukochaną błyskotkę oglądać z każdej z możliwych stron. Owszem, to wciąż przyjemne, móc podróżować przez odległą galaktykę, ale nie ma to już w sobie tej magii, efektu "opadu szczęki", czyli czegoś, czym wypełniona była Nowa nadzieja z 1977 roku.

GramTV przedstawia:

Pamiętam doskonale to uczucie. Gdy w latach 90 zapoznawałem się z odświeżonymi cyfrowo filmami pierwszej trylogii, marzyłem naiwnie, by ktoś kiedyś wpadł na pomysł nakręcenie kontynuacji tej historii (choć podskórnie czułem, że to raczej mało prawdopodobne). Nie minęło kilka lat i proszę bardzo, George Lucas zaprezentował nam trylogię prequeli. Wtedy - uznano trzy nowe filmy za nadto krzykliwe i pstrokate zabawki. Dziś, w świetle tego, do jakich rozmiarów rozrósł się ten świat, ma się wrażenie, że zbyt krzywdząco traktowaliśmy Mroczne widomo, Atak klonów i Zemstę Sithów. Pomimo realizacyjnych nowości, oszołamiającego wykorzystania CGI itp., w warstwie przesłań i tonacji była to wciąż historia o człowieku, który zmagał się z ciężarem misji, która na niego spadła. Jak w rasowym fantasy.

Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie
Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie

Gwiezdne wojny się rozwadniają

Nowa trylogia, zapoczątkowana przez J.J. Abramsa, była już tworem korporacji Disneya, która przejęła kontrolę nad tym światem. Fani podzielili się na dwa obozy - na tych, którzy bronią obecnej linii Disneya i starają się rozumieć wszelkie inicjatywy z filmami i serialami na czele, akceptując też wszelkie ruchu niekanoniczne, i na tych, którzy widzą w tym znamiona przesytu oraz zadawaniu kłamu temu, co kiedyś pokochali.

Osobiście stoję gdzieś pośrodku. Skywalker: Odrodzenie był dla mnie filmem kontrowersyjnym, którego fabuła z jednej strony odświeża mitologię, a z drugiej, staje się tej samej mitologii ofiarą. Z kolei wspominany już Akolita jest dla mnie przykładem tego, że twórcy szukają metod wyprowadzenia tych historii z kontinuum Skywalkerów. Doceniam, choć niekoniecznie chwalę obraną metodę, opartą na niedopracowanym i dalekim od ducha Gwiezdnych wojen scenariuszu. Taki Andor też był daleki od Gwiezdnych wojen, owszem, ale rozwijał interesujące wątki i wniósł do tego świata wiele świeżości, także z punktu widzenia konwencji.

Mój stosunek do Gwiezdnych wojen jest jednak taki, jak granie w Ocalałego. Owszem, dalej uznaje, że uczestnictwo w tym świecie nie daje już takiej satysfakcji jak kiedyś. Czasem marzenie o czymś, czyni byt bardziej wartościowym, a z chwilą urzeczywistnienia tego marzenia, byt ten powszednieje i staje się czymś nadto oczywistym. To się właśnie stało z Gwiezdnymi wojnami. Trudna jest to miłość, bo, no właśnie, jakkolwiek zdaje sobie sprawę z tego, że ten świat na moich oczach rozmienia się na drobne, to nie przeszkadza mi to w kliknięcia przycisku PLAY, zawsze wtedy, gdy pojawia się w jego ramach coś nowego. Krytyka krytyką, ale dziecko we mnie chce zażyć trochę mocy.

Komentarze
13
wolff01
Gramowicz
27/08/2024 01:19
dariuszp napisał:

Ja wyrosłem na prequelach. Byłem zbyt głupi żeby zrozumieć jak kiepskie są dialogi i zbyt zafascynowany muzyką i walkami na miecze świetlne. Dopiero jak byłem trochę starszy to zaczęły mi drewniane dialogi dokuczać.

Ja też. Mi pewne aspekty się podobały. Mieli parę naprawdę fajnych pomysłów (szczególnie pojazdy, lokacje). Ale najbardziej siadła mi chyba animowana seria od Tartakovsky'ego która komplementowała filmy.

Są dobre strony prequeli plus dużo memów wyprodukowały. Moge większości młodych powiedzieć "Hello there" i będą dokładnie wiedzieli do czego pije. 

I to nie jest tak że ludzi zaczęli je lubić. Po prostu nowa trylogia jest znacznie gorsza.

Ja raczej powiem w drugą stronę - ludzie przeginali z hejtem na prequele. To chyba wtedy wykrystalizowało się pojęcie najbardziej toksycznego fandomu w sci-fi :D

Postaw przeciętną dziewczynę koło brzydala, będzie wydawać się znacznie ładniejsza.

Trochę śmiechłem, bo to trochę tak mi się nasunęło jaką teraz się lansuje idee piękna np. w grach takich jak Concord :D

To że Disney ma parcie na DEI to nie tajemnica. Większość problemów DEI z tego wynika. Widzisz - Disney non stop pieprzy produkcje w ostatnich kilku latach. A że promują ostro DEI to wszyscy obwiniają DEI.

I słusznie.

Ale realia są takie że Disney robi zbyt dużo i nie mają talentu a jak robią beztalencia to takie są efekty. Zresztą same efekty są fatalne, na poziomie gorszym niż studentów w niektórych momentach (sławna głowa dziecka z Love & Thunder) bo nie dość że nie mają rąk do pracy to jeszcze niektóre studia wolą pracować z kimś innym.

Tak, problem rozmycia "talentów" jest poważny w Disneyu. Mi się ogólnie wydaje że bardzo spadł poziom talentu w kinematografi. Ciężko trafić na dobrze napisany, nie-niszowy film. Teraz rządzą wymoczki wychowane na social mediach i lewackich college-ach. Dochodzą też problemy z oszczędnościami w departamencie CGI i wyzysk pracowników (a CGI jest fatalne). Dla mnie np. porażką jest że tacy ludzie jak JJ Abrams czy Filoni za tyle odpowiadają, a takie taborety jak showrunnerzy Wiedźmina czy Rings of Power dostają kontrakty.

Realia są takie że DEI nie ma z tym wiele wspólnego. Daj 100 milionów każdemu kogo znasz i zobacz ilu z nich dobry film nakręci. 

Ma dużo wspólnego - skupiają się na swojej agendzie zamiast na scenariuszach. Wszystko jest pod to podporządkowane. Acolyte jest po prostu przypadkiem gdzie aktywistka dostała kupę kasy, ale przecież mamy też takie perełki jak She-Hulk które też nie było tanie itd. Zresztą ostatnie filmy Disneya to pralnie pieniędzy, bo nikt nie pojmuje jak mogą tyle kosztować.  

DEI ma też kolejny aspekt o którym w ostatnich latach się nie mówi - wywalanie kompetentnych/przynoszących kasę ludzi, bo komuś się uroiło że mają "złe" poglądy lub nieakceptowalne zachowania (lub wymyślone zarzuty) w czasach metoo i polowania na czarownice jak np. cudotwórcy Lassatera z Pixara który odpowiadał za złoty okres studia - z uwagi na pomówienia, które nie zostały nawet udowodnione (gość przecież nie siedzi). Albo Joss Whedon.

Tyle że wszystko sprowadza się do jednego. Oni myśleli że to im przyniesie pieniądze. Kupili kłamstwo. Tak samo jak w gamingu ludzie kupowali kłamstwa Sweet Baby Inc i podobnych. 

Powiedz mi jak tępym trzeba być żeby odrzucić ludzi którzy w zębach przynosili im pieniądze i szukać mitycznej publiczności która stanowi ułamek populacji? 

Nie możesz twierdzić że Disney z jednej strony jest twardo nastawiony na DEI kiedy jednocześnie usuwają Boyegę z plakatów Star Wars w Chinach, Nie możesz lewą ręką walczyć z rasizmem kiedy prawa bije czarnych. 

Disney czy inni to korpo, oni nie mają wartości. Mnie bardziej zastanawia aspekt że tak długo dawano/daje się wolną rękę ludziom którzy przynoszą im straty jak Kathleen Kennedy. Chyba że ona naprawdę ma na nich haki.

Mają. Ty po prostu tego nie widzisz. Bo poparz. Jeżeli zainwestuję w firmę i ona zyska na wartości to zyskam pieniądze na różnicy prawda? Tak samo mogę zyskać jak firma wypłaca dywidendy.

Ale jak wydoję firmę i wiem kiedy zacznie padać to na tym też mogę zarobić. Wynajmuje od kogoś akcje. Sprzedaje po 100. Czekam aż spadną. Odkupuje po 80. Oddaje akcje. 20 mam w kieszeni. Robię tak aż firma padnie.

A jak firma padnie to zaczynam proces z kolejną. Firm chcących szybki wzrost dzięki inwestorowi nie brakuje. 

​No tak, ale ty mówisz o typowo rabowniczym podejściu do biznesu. A biznes można też prowadzić inwestując pieniądze odpowiednio i pomnażając zyski. Za to ile kasy mogli robić dalej na MCU a ile stracili poleciało za mało osób.

Bo korporacje niczego nie robią szybko. Jak pracowałem w małych firmach to miałem płacone przeciętnie i miałem dużo pracy.

Pracując dla korporacji mam płacone tyle że byś nie uwierzył a jednakowo czuje się jak na wakacjach. 

Bo jednocześnie będą robić wszystko by się nie przyznać że popełnili błąd. 

To się zgadza.

dariuszp
Gramowicz
26/08/2024 23:00
wolff01 napisał:

Tutaj się z tobą zgodzę że ST ma dużo Legacy serialów. Rozumowanie z tak bogatymi franczyzami jest takie, że skoro teraz tworzą szajs, zawsze mogę wrócić "do lepszych czasów" i obejrzeć coś ponownie. 

No właśnie Strange New Worlds sugeruje że tam ktoś jeszcze wie jak to się robi. 

Ze Star Wars... ciężko powiedzieć. Andor był przyzwoity i 2 pierwsze sezony Mandaloriana ale to w zasadzie tyle. 

Z tym że ja wyraźnie podkreślam, że mówiąc "franczyza jest w słabym miejscu" odnoszę się do jakości najnowsyzch filmów czy seriali. No tylko pytanie ile taki Paramount zarobi na takich "widzach oglądających stare seriale". W sumie moze trochę, bo ludzie tacy choć zapewne mają kolekcje DVD, figurki itd, to dalej będą oglądać serial na streamie, bo jest to wygoda.

Nie tylko to. W zasadzie mnóstwo tych seriali jest na wypożyczeniu do innych usług. Np. Netflix płaci im za originalną serię, TNG, Voyager, DS9, Enterprise i Animated series włacznie.

Obstawiam że Paramount nie daje licencji na nowe serie bo chcą ściągnąć subskrybentów do siebie. I też możliwe że Netflix chciał po prostu to co najlepsze.

A pamiętaj że te licencje kupują tylko w Polsce. Dla każdego kraju muszą kupić pewnie osobno. 

Dodatkowo sam Paramount chyba widzi że nic co robią nie przebija popularności TNG i DS9. Wydaje mi się że właśnie dlatatego po Discovery postanowili wrócić do korzeni ze Strange New Worlds. 

Jednym z najśmieśniejszych motywów z Disneyowskimi SW jest to że dawniej fani jechali po Prequelach, a teraz w świetle ostatnich lat mówią - "w sumie to nie było takie złe" xD. Na kanwie prequeli powstało też dużo fajnych rzeczy które są hitami w fandomie jak np. Lego z Clone Wars które po tylu latach wciąż wypuszcza serie z tym związane.

Ja wyrosłem na prequelach. Byłem zbyt głupi żeby zrozumieć jak kiepskie są dialogi i zbyt zafascynowany muzyką i walkami na miecze świetlne. Dopiero jak byłem trochę starszy to zaczęły mi drewniane dialogi dokuczać.

Są dobre strony prequeli plus dużo memów wyprodukowały. Moge większości młodych powiedzieć "Hello there" i będą dokładnie wiedzieli do czego pije. 

I to nie jest tak że ludzi zaczęli je lubić. Po prostu nowa trylogia jest znacznie gorsza. 

Postaw przeciętną dziewczynę koło brzydala, będzie wydawać się znacznie ładniejsza. 

Ok, tu ci przyznam rację że widownia Discovery raczej rosła. No tylko czy to są wyniki na miarę ambicji tej franczyzy i możliwości jakie dostała w ostatnich latach? Na tle konkurencji?

Chyba nie bo po Discovery postanowili spróbować wrócić do korzeni ze Strange New Worlds. Discovery nawet nie skończyłem oglądać. SNW oglądałem 2x. 

Masz tylko w połowię rację. Tak chodzi o pieniądze. Znam twoje stanowisko. Ale ty pomijasz jedno bardzo istotne zjawisko. Studiami filmowymi rządzą kretyni, nie świetni stratedzy jak się czasem może wydawać (zobacz sobie wpadkę execa Disneya który w ustawionej randce, z nowo poznaną dziewczyną, zdradził jaka agenda jest w Disneyu https://www.youtube.com/watch?v=AhnlUcdSQ5o albo babkę execa która przyznaje otwarcie że ma "gejowską" agendę

To że Disney ma parcie na DEI to nie tajemnica. Większość problemów DEI z tego wynika. Widzisz - Disney non stop pieprzy produkcje w ostatnich kilku latach. A że promują ostro DEI to wszyscy obwiniają DEI.

Ale realia są takie że Disney robi zbyt dużo i nie mają talentu a jak robią beztalencia to takie są efekty. Zresztą same efekty są fatalne, na poziomie gorszym niż studentów w niektórych momentach (sławna głowa dziecka z Love & Thunder) bo nie dość że nie mają rąk do pracy to jeszcze niektóre studia wolą pracować z kimś innym.

Realia są takie że DEI nie ma z tym wiele wspólnego. Daj 100 milionów każdemu kogo znasz i zobacz ilu z nich dobry film nakręci. 

 https://www.youtube.com/watch?v=pvlwzJ3aEuw). Szefostwo daje sobie wmówić że ludzie tego chcą, zatrudniają aktywistów którzy wmawiają im że trzeba więcej aktywistów (mają w tym cel bo przecież lepiej się pracuje w środowisku gdzie wszyscy ci przytakują, a nie mówią "wiecie co, może to nie najlepszy pomysł żeby z lubianego bohatera zrobić tło dla nowej, postępowej bohaterki?"). A później się dziwią że akcje im lecą. Dopiero niedawno się "obudzili". Zajęło im to tylko mniej więcej osiem lat.

Tyle że wszystko sprowadza się do jednego. Oni myśleli że to im przyniesie pieniądze. Kupili kłamstwo. Tak samo jak w gamingu ludzie kupowali kłamstwa Sweet Baby Inc i podobnych. 

Nie możesz twierdzić że Disney z jednej strony jest twardo nastawiony na DEI kiedy jednocześnie usuwają Boyegę z plakatów Star Wars w Chinach, Nie możesz lewą ręką walczyć z rasizmem kiedy prawa bije czarnych. 

No i tym samym potwierdza się że większość z nich nie ma pojęcia o swoim biznesie, albo skupiają się na agresywnej strategi monetyzacji bo wolą krótkofalowe korzyści (nie interesuje ich że spada zaufanie do marki). Tak, to przynosi kupę pieniędzy - ale przychodzi moment gdy ludzie przeniosią się na coś innego, bo uznana marka "nie jest już tym czym była dawniej". A fani już dawno postawią na nich krzyżyk.

Mają. Ty po prostu tego nie widzisz. Bo poparz. Jeżeli zainwestuję w firmę i ona zyska na wartości to zyskam pieniądze na różnicy prawda? Tak samo mogę zyskać jak firma wypłaca dywidendy.

Ale jak wydoję firmę i wiem kiedy zacznie padać to na tym też mogę zarobić. Wynajmuje od kogoś akcje. Sprzedaje po 100. Czekam aż spadną. Odkupuje po 80. Oddaje akcje. 20 mam w kieszeni. Robię tak aż firma padnie.

A jak firma padnie to zaczynam proces z kolejną. Firm chcących szybki wzrost dzięki inwestorowi nie brakuje. 

Tylko czemu takim kosztem... i nie zrobili tego tak łatwo jak to przedstawiasz. Wywalanie aktywistów to proces który de facto dopiero niedawno zaczął się rozkręcać. O wiele za późno. A niektórzy dalej przy tym trwają - Amazon i ich Rings of Power naprzykład.

Bo korporacje niczego nie robią szybko. Jak pracowałem w małych firmach to miałem płacone przeciętnie i miałem dużo pracy.

Pracując dla korporacji mam płacone tyle że byś nie uwierzył a jednakowo czuje się jak na wakacjach. 

Zgadzam się, niemniej poraża skala zjawiska. Tyle wytwórni (i to zarówno filmowych jak i gamedevowych) dało sobie to wmówić, jest to przerażające. Teraz trzeba robić "plany naprawcze". Masz rację że "długo skręcają" ale to też pokazuję niekompetencję szefostwa. I najgorsze że za to nie odpowiedzą, tylko dostaną odprawy i tyle.

Bo jednocześnie będą robić wszystko by się nie przyznać że popełnili błąd. 

wolff01
Gramowicz
26/08/2024 11:42
dariuszp napisał:

Dodatkowo Star Trek jest nadal w bardzo dobrym miejscu. Zwłaszcza w porównaniu do takich franczyzn jak Star Wars. Bo dosłownie Star Trek to 2 kiepskie seriale i 2 średnie. I cała linia dobrych, wręcz legendarnych seriali. 

Tutaj się z tobą zgodzę że ST ma dużo Legacy serialów. Rozumowanie z tak bogatymi franczyzami jest takie, że skoro teraz tworzą szajs, zawsze mogę wrócić "do lepszych czasów" i obejrzeć coś ponownie. Z tym że ja wyraźnie podkreślam, że mówiąc "franczyza jest w słabym miejscu" odnoszę się do jakości najnowsyzch filmów czy seriali. No tylko pytanie ile taki Paramount zarobi na takich "widzach oglądających stare seriale". W sumie moze trochę, bo ludzie tacy choć zapewne mają kolekcje DVD, figurki itd, to dalej będą oglądać serial na streamie, bo jest to wygoda.

Podobnie z filmami. Większość filmów Star Wars jest uznawana jako słabe. Wiekszość filmów Star Trek jest uznawana za dobre. 

Jednym z najśmieśniejszych motywów z Disneyowskimi SW jest to że dawniej fani jechali po Prequelach, a teraz w świetle ostatnich lat mówią - "w sumie to nie było takie złe" xD. Na kanwie prequeli powstało też dużo fajnych rzeczy które są hitami w fandomie jak np. Lego z Clone Wars które po tylu latach wciąż wypuszcza serie z tym związane.

Section 31 powstaje niestety dlatego że Discovery przyciągnęło widzów i własnie powstaje dla fanów Discovery. Po prostu nie jest to dla mnie. Ale dla mnie robią równocześnie Strange New Worlds. 

Ok, tu ci przyznam rację że widownia Discovery raczej rosła. No tylko czy to są wyniki na miarę ambicji tej franczyzy i możliwości jakie dostała w ostatnich latach? Na tle konkurencji?

Czy Ty naprawdę myślisz że Disney jest tak naiwny? Czy myślisz że firma która wymazuje czarnego aktora z Chińskich plakatów licząc na ekstra zarobek z tego powodu ma agendę dotyczącą inkluzywności? 

Masz tylko w połowię rację. Tak chodzi o pieniądze. Znam twoje stanowisko. Ale ty pomijasz jedno bardzo istotne zjawisko. Studiami filmowymi rządzą kretyni, nie świetni stratedzy jak się czasem może wydawać (zobacz sobie wpadkę execa Disneya który w ustawionej randce, z nowo poznaną dziewczyną, zdradził jaka agenda jest w Disneyu https://www.youtube.com/watch?v=AhnlUcdSQ5o albo babkę execa która przyznaje otwarcie że ma "gejowską" agendę https://www.youtube.com/watch?v=pvlwzJ3aEuw). Szefostwo daje sobie wmówić że ludzie tego chcą, zatrudniają aktywistów którzy wmawiają im że trzeba więcej aktywistów (mają w tym cel bo przecież lepiej się pracuje w środowisku gdzie wszyscy ci przytakują, a nie mówią "wiecie co, może to nie najlepszy pomysł żeby z lubianego bohatera zrobić tło dla nowej, postępowej bohaterki?"). A później się dziwią że akcje im lecą. Dopiero niedawno się "obudzili". Zajęło im to tylko mniej więcej osiem lat.

Nie. Oni myśleli że na tym zarobią. Microsoft też tak myślał a jak się okazało że tylko tracą kasę to nagle cały dział DEI został wyrzucony na pysk. 

No i tym samym potwierdza się że większość z nich nie ma pojęcia o swoim biznesie, albo skupiają się na agresywnej strategi monetyzacji bo wolą krótkofalowe korzyści (nie interesuje ich że spada zaufanie do marki). Tak, to przynosi kupę pieniędzy - ale przychodzi moment gdy ludzie przeniosią się na coś innego, bo uznana marka "nie jest już tym czym była dawniej". A fani już dawno postawią na nich krzyżyk.

Ci ludzie o których mówisz myślą że robią coś dobrego co ludzie będą kochać co sprawi że zarobią kupę kasy. I szefostwo musiało myśleć tak samo jeżeli im dali zielone światło. 

I szefostwo bez problemu skasowało serial jak ten nie zarobił a ekipa która tak się dumnie wypowiadała w mediach teraz płacze że nie wyszło i dalej wierzą w sukces swoich pomysłów ale to dlatego że mało kto jest w stanie przyznać że nie miał racji.

Tylko czemu takim kosztem... i nie zrobili tego tak łatwo jak to przedstawiasz. Wywalanie aktywistów to proces który de facto dopiero niedawno zaczął się rozkręcać. O wiele za późno. A niektórzy dalej przy tym trwają - Amazon i ich Rings of Power naprzykład.

Tego typu kino ma jeden cel. Robić pieniądze. W momencie jak nie zarabia to wiesz co się dzieje? Firma zmienia kierunek. I dokładnie to się stanie. Tylko Disney to duża korporacja więc dłużej skręca. 

Pamiętaj że Disney w 2010 miał całe komiksy zainfekowane tymi durnymi pomysłami a wystartowali z klasycznymi bohaterami. Wiesz dlaczego? Bo zależało im na pieniądzach i pieniądze dostali. 

Po prostu myśleli że w ten sposób co teraz zarobią więcej. No i się nie udało. Na efekty trzeba poczekać. 

Zgadzam się, niemniej poraża skala zjawiska. Tyle wytwórni (i to zarówno filmowych jak i gamedevowych) dało sobie to wmówić, jest to przerażające. Teraz trzeba robić "plany naprawcze". Masz rację że "długo skręcają" ale to też pokazuję niekompetencję szefostwa. I najgorsze że za to nie odpowiedzą, tylko dostaną odprawy i tyle.




Trwa Wczytywanie