Rozważania o tym, co takiego sprawia, że granie jest tak pociągające i czy uleganie tej pokusie zbyt często, nie jest obciążające.
Przyznaję - tytuł felietonu może brzmieć prowokacyjnie. Odpowiadam zatem, przechodząc do rzeczy - nie, gry same w sobie nie szkodą zdrowiu. Nie są bowiem pokarmem jelit, a mózgu. Ale to także wiąże się z pewnym obciążeniem. Wszystko ma swoje jasne i ciemne strony. Gry są produktem kultury, komunikatem, który podawany w nadmiarze, może zaszkodzić, przytłoczyć, zmęczyć. Ważne by wiedzieć, kiedy nadchodzi moment, by wyłączyć prąd. Z grami jest zresztą jak z każdym rodzajem konsumpcji - co za dużo, to nie zdrowo. Pokropcie wodę cytryną. Da się? A teraz wypijcie sok z całej cytryny, bez udziału wody. A po nim, jeszcze jeden. Czujecie to? Istota leży w proporcjach.
Co za dużo, to nie zdrowo?
Od pewnego czasu wytrwale przyglądam się mojemu synowi w czasie gdy walczy on z padem. Robi to nawet teraz, gdy piszę te słowa. Nic tak go nie zajmuje, jak granie. W niczym się tak nie zatraca, jak w świecie Minecrafta. Tato, nie chce kopać piłki, chce jeszcze grać - słyszę nierzadko, ciesząc się, że chociaż z rowerem nie ma u nas problemu. Naturalnym odruchem rodzica jest zadanie sobie pytania, czy aby czynność, jaką syn wykonuje, niesie ze sobą jakieś korzyści. W mig przypomniały mi się własne dylematy. Lata temu taką psychoanalizę dokonałem względem siebie, po tym jak kilka razy zdarzyło mi się odmówić kumplom wyjścia na dwór, bo akurat ogrywałem drugie Wrota Baldura. Potem przyszedł też "moralniak", związany z tym, czy aby na pewno jako ktoś, kto uważa siebie za dobrego człowieka, powinien uczestniczyć w tym, co nazywa się Grand Theft Auto. Dawno wyleczyłem się z tych wątpliwości, choć temat nie przestawał mnie frapować.
Czymś co zdecydowanie pomogło mi nabrać do gier komputerowych nieco dystansu i docenić ich wartość były badania, na które natknąłem się kilka lat temu. Ich aktualizację można znaleźć w tym artykule. Fascynujący temat, który otwiera oczy i pozwala spojrzeć na gry z zupełnie innej perspektywy. Nie tylko jako źródło emocjonującej zabawy, ale jako coś, co faktycznie przyczynia się do lepszej pracy mózgu. Badania wskazują, że gry komputerowe polepszają umiejętności kognitywne. Co to oznacza? Rzecz w tym, że grając robisz wiele rzeczy na raz i ćwiczysz rozwój funkcji poznawczych. Kryją się w tym iście życiowe umiejętności, takie jak rozwiązywanie problemów oraz podejmowania szybkich, możliwie najlepszych decyzji.
W rozróżnieniu na gatunki, warto uzupełnić, że np. strategie czasu rzeczywistego charakteryzują się ćwiczeniem umiejętności planowania, związanego z problematyczną sytuacją. Jeszcze dynamiczniej wygląda to w przypadku shooterów, które pobudzają uwagę wzrokową i śledzenie wielu obiektów jednocześnie. Symulacje - osobny temat, czyli iluzja konkretnych sytuacji, które możemy doświadczyć i przećwiczyć. Wspomniany Minecraft byłby jedną z tych gier, które z pewnością pobudzają kreatywność, dają upust wyobraźni i jednocześnie... zachęcają do wzięcia odpowiedzialności za swój los. Owszem, mamy tu do czynienia z ćwiczeniem inteligencji, także tej emocjonalnej - szczególnie, gdy w innej grze musisz zadbać o towarzyszącego ci pupila.
Granie poprawia umiejętności kognitywne
Ostatnio natrafiłem na ciekawy podcast, w którym Przemek Górczyk rozmawiał z dr hab. Aneta Brzezicką. Interesująca rozmowa potwierdziła moje przypuszczenia. Pani psycholog zajmuje się badaniem szeroko rozumianych zmian neuroplastycznych u osób wystawionych na działanie zmiennych modyfikujących zachowanie, szczególnie zaś działanie ważnych funkcji poznawczych (w tym pamięci roboczej). Brzmi skomplikowanie? Rzecz jest prosta. Mowa o stymulowaniu mózgu do lepszego działania. Pani psycholog pracuje np. z osobami dotkniętymi chorobą Alzheimera. Podczas jednych badań zastosowano grę StarCraft 2. Nieprzypadkowo właśnie strategię czasu rzeczywistego, bo celem było pobudzenie umiejętności poznawczych. RTSy dają możliwość wykonywania kilku zadań jednocześnie. Badano przede wszystkim pamięć roboczą, funkcje uwagowe, ale także funkcje hamowania. Dołożono do badań także Counter Strike'a 2 i co się okazało - każda z tych funkcji po niemal 30 minutach gry skoczyła w górę. Autentycznie - gry poprawiły sprawność intelektualną badanych osób.
GramTV przedstawia:
Problem, na jaki jednak chciałbym zwrócić uwagę, polega na tym, że w górę skoczyła także umiejętność hamowania. Gry, w momencie gdy jesteśmy w nie maksymalnie zaangażowani, pobudzają nas do działania, a to może sprawiać, że stajemy się bardziej impulsywni. Jestem przekonany, że między innymi dlatego właśnie gry pomimo swych trudnych do podważenia zalet, wciąż cieszą się w mediach głównego nurtu opinią czegoś, co "miesza młodym ludziom w głowach". Bardzo dotykały mnie te wszystkie szkalujące medium gier i społeczność graczy materiały tworzone przez telewizję TVN, a było ich sporo. Wyciąga się w nich na wierzch jeden fakt, np. że nastolatek, który dopuścił się morderstwa, był też zaciekłym graczem i piętnuje się na bazie tego całe medium, widząc w nim źródło wszelkiego zła, a nie dostrzegając zła w samym człowieku. A te opowiadanie o siedzącym w więzieniu Andersie Breiviku, faszystowskim mordercy, który narzeka, że w celi nie ma konsoli nowej generacji? Pozazdrościć umiejętności prowokacji.
W ten sposób gry stały się łatwym celem. Czasem kino też nim jest, ale środowisko filmowe to establishment, którego trudno ruszyć. Zawsze jednak zastanawia mnie, czym różni się brutalność w grach, od brutalności wczesnych opowiadań Edgara Allana Poe, lub kryminalnych rubryk w gazetach. Czy mrok pokazany, a mrok wyobrażony, to dwa różne światy? Czy jeśli ktoś czyta książkę, z którego wyłania się zło, to jest od tego zła wolny, a jeśli już je zobaczy na własne oczy, pod wpływem iluzji filmu czy wirtualnej rozgrywki, jest już tym złem przesiąknięty? Pozostawiam tę kwestię do zastanowienia.
Granie może wpływać na naszą impulsywność
Gry mają na nas wpływ, jak każde medium. Gry szkodzą zdrowiu, temu duchowemu zdrowiu, tylko wtedy, gdy nie znając umiaru w ich korzystaniu, zatracimy się w graniu tak, że stracimy kontakt z rzeczywistością. Jeśli uważasz, że twoje umiejętności poznawcze są słabe, doskwierają ci problemy z pamięcią, masz problem ze skupieniem uwagi – zagraj. Ale jeśli jednocześnie jesteś osobą łatwo ulegającą emocjom i impulsywną, trudno by gra nauczyła cię powściągliwości i cierpliwości. Wtedy graj z umiarem, albo nie graj wcale. Wspomniane badania określiły nawet, że takim bezpiecznym kryterium jest podejmowanie rozgrywki maksymalnie do 6 godzin w tygodniu (akurat temu limitowi jestem wierny, choć słyszę ten śmiech wszystkich graczy, bo pewnie regularnie wam się zdarza go przekraczać). By jednak od gier nie zwariować, warto przynajmniej mieć świadomość istnienia także górnej granicy - badania wskazują, że przekraczając 40 godzin w tygodniu bardzo łatwo o wrażenie… ucieczki od rzeczywistości i zaniedbywanie ważnych elementów życia, jak praca, edukacja, relacje. To już uzależnienie, które się leczy.
Ważne jednak by mieć na uwadze jedną rzecz. Nasz mózg jest mięśniem, który też potrzebuje treningu. Jeśli oczywiście zależy nam, by jako organ niezwykle władczy funkcjonował przez lata w dobrej kondycji, musi być regularnie ćwiczony. Możesz rozwiązywać krzyżówki, możesz czytać, ale możesz też grać. Jak w przypadku każdego treningu i ten także może dać sporo satysfakcji, ale może też zmęczyć. Gry to komunikat, który w nadmiarze przytłacza. Gry to przygoda, która fascynuje, jednocześnie odciągając uwagę od wyzwań codzienności. Gry to dopamina, która daje satysfakcję, ale w momencie, gdy na jej zdobywaniu oparty będzie dzień, bardzo łatwo o uczucie uzależnienia. Gry to w końcu iluzja, która zaprasza do czegoś, co tak naprawdę nie istnieje. Napis "mission complete" to ułuda, w prawdziwym życiu nikt nas po plecach nie klepie w momencie, gdy wyniesiemy śmieci. Ale byłoby miło, wiem.