Oczekiwany film fantasy z gwiazdą Stranger Things zadebiutował już na Netflixie. Oceniamy, czy warto poznać tę historię.
Dama w opałach, ale wybroni się sama
Netflix to nie tylko fabryka filmów i seriali, ale również talentów. Chociaż nie brzmi to zbyt dobrze, to Millie Bobby Brown stała się kolejnym produktem platformy. Aktorka rozpoczęła swoją karierę od Stranger Things, żeby poza epizodami w dwóch filmach o Godzilli, na dobre zadomowić się u Netflixa. Dwie części Enoli Holmes (trzeci jest już w drodze), a teraz Dama udowadniają, że związek między Brown a streamerem jest bardzo silnym i żadna ze stron nie planuje jej zerwać. Netflix w ostatnich latach wykreował kilka znanych twarzy, które podejmują się kolejnych projektów dla platformy. Nie zawsze jest to słuszna droga, co w przypadku Millie Bobby Brown właśnie osiągnęło swój poziom krytyczny. Dama to feministyczna rewizja fantastycznych legend o dzielnych rycerzach i groźnych smokach, która nieprzypadkowo zadebiutowała właśnie w Dzień Kobiet. Ale czy to film idealnie skrojony na tę okazję? Już niekoniecznie.
Księżniczka Elodie (Millie Bobby Brown) dostaje propozycję małżeństwa z księciem Henrym (Nick Robinson) z odległego królestwa, które dysponuje takim złotem, że nie mieści im się w skarbcu. Po namowie ojca Lorda Bayforda (Ray Winstone) i jego żony Lady Bayford (Angela Bassett), dziewczyna decyduje się wyruszyć w podróż, aby wyjść za mąż i ocalić swoich poddanych przed zimnem i głodem. Na miejscu wita ich Królowa Isabelle (Robin Wright), która chce jak najszybciej sfinalizować zaślubiny. Lady Bayford przeczuwa groźny spisek i zachęca Elodie do rezygnacji ze ślubnego kobierca. Księżniczka decyduje się spełnić swoją powinność wobec ojca i jego królestwa. Tuż po ceremonii zostaje zabrana przez swojego świeżo upieczonego męża do tajemniczej góry, która okazuje się smoczą jamą. Henry wrzuca dziewczynę do środka, która odkrywa straszliwą historię rodziny swojego męża. Elodie nie tylko musi uciec przed niebezpieczną Smoczycą, ale również zrobić wszystko, aby powiadomić resztę o okrutnych planach królowej Isabelle.
Dama nie dekonstruuje legend osadzonych w średniowiecznych realiach, a raczej przystosowuje je do feministycznych motywów, gdzie dzielny rycerz zostaje zastąpiony odważną księżniczką, a zamiast głodnego smoka porywającego nomen omen księżniczki, mamy Smoczycę, pragnącą zemsty za krzywdy wyrządzone jej przez ludzi. Pewne schematy pozostają jednak te same, więc w gruncie rzeczy nowy film Netflixa to klasyczne fantasy, które oferuje prostą, ale efekciarską historię, pozwalającą czerpać trochę rozrywki. O ile przymkniecie oko na mnóstwo fabularnych głupotek, które ten film dosyć często serwuje.
Żeby nie wdawać się w zbytnie spoilery, to w drugiej części filmu dochodzi do sporej liczby nonsensów i pozbawionych logiki fabularnych rozwiązań, które psują odbiór całości. Jednym z najlepszych przykładów jest postać Lorda Bayforda, który wyraźnie zna choć skrawki szczegółów całej intrygi, a i tak posyła swoją córkę na (niemal) pewną śmierć. I mógłby to być całkiem ciekawy wątek, gdyby zrobiono z niego kolejnego niejednoznacznego antagonistę, tudzież antybohatera, który poświęcił swoje dziecko w imię ochrony całego królestwa. Ale bohater powraca, aby uratować Elodie z łap Smoczycy, nie mając nawet pewności, czy bestia od razu nie zabiła dziewczyny.
Mniejsze i większe przypadki można niestety mnożyć, a kolejny otrzymujemy nawet w samym finale. Twórcy wyraźnie mieli problemy z określeniem czasu trwania całej historii i pod koniec filmu książę Henry bierze kolejny ślub, tym razem z inną księżniczką. Ma to fabularny sens, ale to wszystko zbiega się w czasie, jakby zostało precyzyjnie ustawione, gdzie mowa o fantastycznym świecie, w którym jedynymi środkami transportu są łodzie i konie. Zupełnie burzy to logikę całego świata, przez co ciężko nie być rozczarowanym po seansie.
Smocza piękność
Największym problemem jest jednak kontrast między nieudaną drugą połową, a tą obiecującą z pierwszej. Wtedy otrzymujemy całkiem niezłe podstawy budujące ciekawą (do czasu) historię, która może nie oferuje niczego świeżego, to wraz z niezłymi, jak na taki film, aspektami wizualnymi i muzyką Davida Fleminga, przy której pracował również Hans Zimmer, ogląda się bez żadnego skrzywienia. Reżyser Juan Carlos Fresnadillo również dobrze sobie radzi z budowaniem samej intrygi i stojącej za nią tajemnicy, która napędza całą historię.
GramTV przedstawia:
Tego samego nie da się powiedzieć o scenach akcji, które do najlepszych nie należą. Widać, że Fresnadillo nie czuje się w nich pewnie, więc są krótkie i oszczędne. Nie liczcie więc na równie długie ucieczki przed przerośniętym gadem plującym ogniem co w drugiej części Hobbita, czy też równie angażujące interakcje między ludzkim a smoczym bohaterem. Zresztą samo pierwsze starcie Elodie ze Smoczycą jest na tyle mroczne, że niewiele widać na ekranie. Widzowie Gry o Tron i Rodu smoka poczują się więc jak w domu.
Aktorsko Dama również wypada co najwyżej średnio. Millie Bobby Brown brakuje charyzmy, która pozwoliłaby bardziej zaangażować się w losy jej postaci. Z kolei pozostałe postacie pozostają głównie w tle, więc to na barkach głównej gwiazdy filmu spoczęło uniesienie tej produkcji, co nie bardzo się udało.
Dama nie jest aż tak złym filmem, żeby bez żadnego żalu można było ją pominąć. To przede wszystkim rozczarowująca produkcja pełna fabularnych problemów, które psują pozytywne wrażenia. Mimo to film potrafi dostarczyć trochę rozrywki, a fani klasycznego fantasy znajdą tu coś dla siebie. Jeżeli gdzieś szukać plusów, to przede wszystkim w warstwie audiowizualnej, w której widać, na co poszedł wysoki budżet Damy. Gdyby jeszcze dopracowano scenariusz, a za kamerą stanął reżyser potrafiący lepiej poprowadzić sceny akcji, teraz moglibyśmy mówić o sukcesie filmu Netflixa.
4,0
Dama to jeden z tych filmów, o których zapomina się już na napisach końcowych.
Nie no bez przesady, 4/10 to zbyt niska ocena, dałbym 7/10. Dobre kino fantasy, dobre efekty, jakaś fabuła jest, ze dwa twisty i spoko muzyka. O wiele ciekawszy niż ten ostatni z Chrisem Pinem Dungeons & Dragons: Złodziejski honor. Na pewno nie jest tak, że do zapomnienia po 5 minutach.
Ava Ax
Gramowicz
09/03/2024 20:40
Meli Beli, grać nie umie. Obsadzają ją, bo to jest modne. Film to nudy bez polotu...
wolff01
Gramowicz
09/03/2024 09:23
Nie rozumiem trochę tak niskiej oceny. Owszem film nie jest czymś co zostanie w pamięci na dłużej, ale biorąc pod uwagę crap jaki dostajemy w ostatnim czasie jeśli chodzi o fantasy to film ten wyróżnia się tym że jest... po prostu solidny. Wiadomo że film ma feministyczny przekaz i normalnie możnaby go spisać na straty, gdyby nie fakt że odwrócenie motywu "niewiasty w opałach" ma tu jednak fabularny sens, i nie ma standardowego "wszyscy faceci są źli", bo największym złolem jest w sumie królowa-teściowa, a pozytywną postacią jest król-ojciec Elodie który choć popełnia duży błąd, to na koniec wdg mnie go odkupuje swoją postawą. Sam film to nawet udane połączenie standardowego fantasy z horrorem. I w sumie poza wrzaskami głównej bohaterki film ani razu mnie nie zirytował, albo nie spowodował, że przewracałem oczami słysząc kolejne moralizatorstwo (np. nie ma cringe-owych girlboss-owych haseł). Dla mnie to rzadkość w dzisiejszych czasach :)
Film też dostaje dużego plusa za jedną z najładniejszych scenografii jakie widziałem w ostatnim czasie w filmach fantasy - królestwo w którym znajduje się jama to wypisz wymaluj Toussaint z Wiedźmina 3. A no i końcowy twist choć przewidywalny to w sumie bardzo fajny.