Wizualne blaski i cienie…

Graficznie natomiast można powiedzieć, że jest dość dziwnie. Już wyjaśniam dlaczego…
Dead Space Remake to idealny przykład tego, jak można odświeżyć kultową grę sprzed lat i dodać kilka elementów, które pozwolą wycisnąć z niej jeszcze więcej.
Graficznie natomiast można powiedzieć, że jest dość dziwnie. Już wyjaśniam dlaczego…
Remake Dead Space hula na Frostbite Engine, który tak naprawdę jest już znakiem firmowym Electronic Arts. Za tym (niestety) idzie zarówno to, co najlepsze w tym silniku oraz to, co najgorsze. Zacznę jednak od tego, co dobre, bo trzeba to powiedzieć jasno – Dead Space Remake wygląda momentami naprawdę wybornie, a odświeżone miejscówki ociekają gęstym klimatem. Tutaj szybko pojawia się w głowie obraz tego, że czasami nasze wyobrażenia na temat tego, jak prezentowały się niektóre tytuły w przeszłości zupełnie odbiegają od tego, jak prezentowały się w rzeczywistości, bo nie ma co się tutaj oszukiwać czy owijać w słodkości… ale oryginalny Dead Space próbę czasu przeszedł średnio. Dlatego też zdecydowanie lepszym wyborem było stworzenie remake’u niż remasterowanie tego, co już powstało. Nie tylko ze względu na zmiany o których pisałem wcześniej, ale również i przemodelowanie tego wszystkiego tak, aby gracz wracający do tego tytułu poczuł, iż jest to właściwie to samo miejsce co przed laty. Może nawet poczuł się właściwie tak samo, jak w momencie ogrywania gry po raz pierwszy. To co jednak jest największym minusem graficznym w przypadku Dead Space Remake jest fakt, że momentami w trakcie podróżowania lub też przybliżenia kamery w kierunku bohatera całość staje się mocno niewyraźna. Nie chodzi mi tu o różne halucynacje czy też efekty nałożone przez grę, bo te da się spokojnie odróżnić, ale o losowe momenty, w których całość prezentuje się tak, jakby była w gorszej rozdzielczości na ekranie. I to tak naprawdę jeden minus, który rzeczywiście rzucił mi się w oczy i nie dawał spokoju na dystansie prawie 10 godzin w trakcie jednego przebiegu gry.
Podobnie jest w przypadku wykorzystywania trybów quality i performance. Dead Space Remake to bowiem chyba pierwszy tytuł w tej generacji, który świadomie odpaliłem w trybie quality ze zdecydowanie lepszą jakością tekstur, cieni oraz wsparciem ray-tracingu w 30 FPS. Głównie dlatego, że trybowi performance jakby brakowało… pewnej głębi. Nie jest to rzecz, którą nazwałbym kwestią życia i śmierci, ale mimo wszystko jednak lepiej w tym wypadku postawić na jakość. Pod względem udźwiękowienia natomiast potrafi mocno działać na wyobraźnię. Tutaj duża również zasługa tzw. Intense Directora, który według Motive jest w stanie wygenerować ok. 1200 różnych kombinacji związanych z grą światłem i dźwiękiem w taki sposób, aby przemieszczanie się po Ishimurze momentami zaskakiwało nie tylko tym, że przeciwnik wyskoczy, ale również nie było poczucia tego monotonii w mijaniu tych samych miejsc (właściwie dodatkiem do tego jest fakt wprowadzenia kart dostępu, które otwierają nowe miejscówki oraz skrytki z przedmiotami).
Mimo pewnych minusów i niedoskonałości graficznych, o których pisałem wcześniej Dead Space Remake to bardzo udana próba odrestaurowania tytułu, który dla wielu graczy na stałe wpisał się w kanon klasyków growego survival horroru.
Powiem zupełnie szczerze – gdy zobaczyłem napisy końcowe odświeżonego Dead Space powiedziałem sobie głośno pod nosem „no to teraz przydałaby się dwójka…”. Oczywiście, mogę sobie włączyć oryginał sprzed lat na dowolnej platformie, ale nie ukrywam, że po tym co zaprezentowało mi Motive chciałbym zobaczyć podobnie odrestaurowane pozostałe odsłony cyklu. Tutaj nawet w przypadku ostatniej części chętnie zobaczyłbym jak ekipa rozegrałaby niektóre tematy na świeżo i ile zmieniłoby się w stosunku do oryginału, bo jak dobrze wiemy – Dead Space 3 wypadło w najlepszym wypadku tylko przyzwoicie.
To, co jest głównym rdzeniem rozgrywki oraz fabuły nadal potrafi trzymać w napięciu na skraju fotela lub kanapy, a wprowadzone zmiany wydobywają z oryginału kilka dodatkowych smaczków oraz głębi, które powinni docenić fani przygód Isaaca Clarke’a. Tym bardziej, że nowości w przypadku ulepszeń sprzętu oraz trybu New Game Plus z dodatkowymi atrakcjami potrafi zachęcić do jeszcze jednego przebiegu na tym samym lub nowym poziomie trudności. Tutaj jedyną rzeczą dyskusyjną dla wielu graczy będzie zapewne fakt ceny za zestaw w wydaniu standardowym lub deluxe. Biorąc jednak pod uwagę pracę włożoną przez ekipę Motive oraz przez wzgląd na to, jak pierwsza odsłona wpłynęła na moje uwielbienie dla kosmicznych survival horrorów… to bym się jednak skusił i miał nadzieję, że ta cegiełka wpłynie również na ewentualne plany odświeżenia Dead Space 2, a potem również Dead Space 3.
No, już wszystko wiecie? To zakładać RIGi, przecinaki w dłoń i widzimy się na Ishimurze!
P.S.: Taka mała adnotacja ode mnie, bo prawdę mówiąc to nie jest minus… ale niektórych może to zaskoczyć – Dead Space Remake nie ma czegoś takiego jak “menu główne” w rozumieniu osobnego ekranu przed rozpoczęciem faktycznej zabawy. Tak właściwie to w momencie włączenia gry automatycznie będziecie w drodze na Ishimurę, a kontynuując zabawę gra domyślnie wczyta naświeższy stan zapisu. Warto o tym pamiętać na wypadek, gdybyście wpadli na pomysł pójścia po herbatę czy kawę tuż po włożeniu płyty do napędu, a gra przeskoczyłaby za was ten fragment startowy.