Diabeł za kierownicą - recenzja Sand Land

xguzikx
2024/05/12 11:30
0
1

Sand Land wygląda jak spełnienie marzeń fanów Dragonballa i Mad Maxa. Niestety nie wszystko zagrało tak, jak powinno.

Diabeł za kierownicą - recenzja Sand Land

1 marca 2024 r. odszedł Akira Toriyama. Niespełna dwa miesiące później, dokładnie w 69. rocznicę jego urodzin, konsolowa i pecetowa brać mogła wkroczyć do świata Sand Land. Do niedawna był to zapomniany tytuł jednotomowej mangi ojca Dragonballa, która po ponad 20 latach doczekała się najpierw pełnometrażowej adaptacji anime, a następnie serialu. Trzynastoodcinkowa produkcja pod tym samym tytułem ukazała się w Polsce na Disney+ i z miejsca urzekła mnie stylem i humorem. Jako stary fan przygód Goku i spółki, wychowany na mangach JPF i anime w RTL7, nie mogłem się doczekać zagrania w Sand Land. I choć ostatni twór, przy którym pracował mistrz Toriyama, nie jest li tylko odcinaniem kuponów od aktualnie popularnej marki, to zewsząd wyłażą niedociągnięcia i brak konsekwencji.

W Sand Land przenosimy się do pustynnego świata zamieszkałego przez ludzi i demony. Oba gatunki cierpią z powodu permanentnego deficytu wody. Życiodajny płyn praktycznie zniknął z powierzchni ziemi po tajemniczej katastrofie i dziś można go albo kupić za horrendalne kwoty, albo ukraść, w czym specjalizują się demony pod wodzą różowoskórego Belzebuba.

Beluś, jak go sympatycznie zdrabniano w polskiej wersji anime, jest księciem demonów i synem samego Lucyfera. Nasz bohater nie ma jednak wiele wspólnego z biblijnym diabłem, bo choć próbuje sprawiać wrażenie groźnego i bezlitosnego, to w rzeczywistości jest pomocny, przyjacielski i wielkoduszny. Co nie znaczy, że nie potrafi siać grozy w szeregach wroga. Ale gdyby musiał się spowiadać, to głównie z okradania wojskowych dostaw wody (w stylu Robin Hooda) i zarywania nocek przed konsolą, co nie podoba się tatusiowi z piekła rodem.

Taki właśnie Belzebub w pelerynie i krótkich spodenkach jest głównym bohaterem Sand Land. W historii nawiązującej do mangi i anime (nie jest to wierna adaptacja serialu - niektóre sceny pominięto, inne dodano) Beluś wyrusza na poszukiwania legendarnego źródła wody, o którym dowiaduje się od ludzkiego szeryfa imieniem Rao. Mężczyzna nosi w sobie bolesną tajemnicę, którą będziemy poznawać w trakcie rozgrywki. Nie liczcie jednak na to, że Sand Land wciągnie was fabułą i przytrzyma na długie godziny. Choć jest to gra wpisująca się w standardy action jRPG z półotwartym światem, to ukończenie głównego wątku zajmuje zaledwie kilkanaście godzin. A odblokowanie i odkrycie wszystkiego, co możliwe, to zabawa na maksymalnie 30+ godzin.

Było to dla mnie sporym zaskoczeniem, bo Sand Land z początku sprawia wrażenie wypchanej po brzegi, nomen omen, piaskownicy. Ciągnące się po horyzont pustkowia zdają się zachęcać do odkrywania kolejnych fragmentów mapy, co i rusz trafia się grupka przeciwników do ubicia lub zostawienia w spokoju, gdzieniegdzie trafiamy na surowce do zebrania czy NPC-ów czekających na interakcję. Ta wielkość i rozmach są jednak bardzo pozorne. Jak na prawdziwej pustyni, w Sand Land poza głównym wątkiem dzieje się bardzo niewiele. Misje poboczne oferowane w obozach i innych miasteczkach są w większości na jedno kopyto. Grając, miałem wrażenie, że twórcom zabrakło weny i/lub zasobów (trochę jak w niedawno recenzowanym Endless Ocean Luminous), by pokazać i zrobić coś więcej. Mówiąc inaczej: jako gra liniowa jest bardzo spoko, ale licząc na jRPG z otwartym, wielkim i bogatym światem, będziecie srodze zawiedzeni, sięgając po Sand Land.

Rozgrywka w Sand Land to nierówna mieszanka kilku składników, z których najważniejsze to jeżdżenie pojazdami, walka wręcz, proste zagadki i sekcje skradankowe. Są też aktywności poboczne takie jak wyścigi, zbieranie surowców czy urządzanie własnych czterech kątów. Zdecydowanie najwięcej czasu spędza się za kierownicą lub sterami rozmaitych pojazdów, co nie powinno być zaskoczeniem dla nikogo, kto zna animowany pierwowzór. Belzebub i jego towarzysze mogą korzystać z kilku rodzajów wehikułów, które różnią się specyfiką i zastosowaniem: jest szybki i zwrotny motocykl, skoczny robot, bojowy mech, czołg i poduszkowiec. Kiedy odblokujemy wszystkie rodzaje pojazdów, możemy błyskawicznie (wybieramy z kołowego menu) przesiadać się z jednego do drugiego, co stanowi jeden z fajniejszych patentów w całej grze.

GramTV przedstawia:

Sprawdza się to znakomicie nie tylko w trakcie eksploracji, ale także podczas walk. Szybkie objechanie przeciwnika motocyklem i zamiana w czołg, by przywalić mu z grubej rury, to jeden z wielu manewrów, które można sobie wymyśleć i zrealizować. Twórcy dali graczom bardzo fajne zabawki i dużo swobody w graniu na własnych zasadach. I choć nie ma tu takiej głębi w kreatywności jak chociażby w The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom, to odkrywanie i uczenie się możliwości pojazdów sprawia masę radości. Trzeba się przy tym przyzwyczaić do pewnych dziwnych zachowań i praw fizyki (np. wybijanie się z każdej kupy kamieni jak ze skoczni).

Raz z armaty, raz z piąchy

Pojazdy zdobywamy stopniowo, a następnie możemy je ulepszać. Wprowadzone zmiany to nie tylko wizualna kosmetyka, ale realna modyfikacja możliwości naszych wehikułów. Aż przypomniał mi się Mad Max od Avalanche Studios, z którym Sand Land ma też wspólną walkę wręcz i rozwój postaci.

Niestety Japończycy pokpili ten element, co brzmi skandalicznie w odniesieniu do gry współtworzonej przez ojca Dragonballa. Belzebub nieraz musi stanąć do walki, używając dwóch podstawowych ciosów (słaby, mocny) i specjala. Ma proste drzewko rozwoju, na którym odblokowujemy nowe ataki i inne akcje. Podobnie rzecz wygląda z pomagierami, którzy kręcą się w okolicy i automatycznie robią swoje. Niestety cały system walki jest nudny i prostacki. Zupełnie nie czuć w tym duszy pojedynków, do których przyzwyczaił nas Toriyama czy jakakolwiek gra z uniwersum Dragonballa. Walki wręcz w Sand Land wyglądają jak dodane na siłę do gry, w której dominują starcia w pojazdach. Bardzo zawiodłem się na tym elemencie i jedyna pociecha, że na piechotę walczy się dużo rzadziej niż za sterami mecha czy czołgu.

Sand Land to gra, która z jednej strony bardzo fajnie rozwija świat mangi/anime (jest zupełnie nowa lokacja, dodane wątki i sceny), a z drugiej sprawia wrażenie zrobionej bez pomysłu i polotu. Technicznie jest co najwyżej poprawna – cel-shadingowa grafika pasuje do klimatu kreskówki, ale nie ma się czym zachwycać. Sand Land doczekał się polskiej wersji językowej w formie napisów, co zawsze jest dużym plusem. Humorystyczne dialogi robią robotę i dopełniają absurdalnie śmieszne pomysły Toriyamy jak gang pływaków w czepkach i kąpielówkach, którzy grasują na pustyni.

Pozytywne wrażenia psuje na pewno Sztuczna Inteligencja przeciwników, która nawet na wysokim poziomie trudności jest po prostu głupia (a jedynie bardziej odporna/silniejsza). Różnorodność wrogów również pozostawia wiele do życzenia i jedynie bossowie są “jacyś”. Co nie zmienia faktu, że walki z nimi to schematy powielane do bólu i znane na pamięć z innych gier.

Szkoda mi Sand Land, bo choć nie jest to gra zła czy nawet przeciętna, to mogła być naprawdę wyjątkowa. Chociażby przez świetne pomysły z używaniem i modyfikowaniem pojazdów. A tak, dostajemy action jRPG z nawalenim w dwa przyciski (walka wręcz), nudnym światem i beznadziejnym AI. Fani komiksowego/animowanego oryginału na pewno powinni spróbować, ale ktoś, kto po prostu szuka gry akcji w estetyce anime, powinien skierować swe kroki pod inny adres.

7,1
Ku pamięci mistrza Toriyamy
gram poleca
Plusy
  • Pojazdy
  • Rozwinięcie mangi/anime
  • Nowa lokacja
  • Humor
  • Polska wersja językowa
Minusy
  • Walka wręcz
  • Nudny świat
  • SI wrogów
  • Schematyczność i powtarzalność
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!