Sprawdziły się moje najgorsze obawy – po kilkunastu czy nawet kilkudziesięciu godzinach spędzonych we wczesnej wersji Diablo 2 Resurrected wiem dla kogo jest ten remaster. Jest dla mnie. Oczywiście techniczna alfa to zbyt wczesny etap, by formułować w pełni uzasadnione opiniotwórcze wnioski, ale jeśli spodziewaliście się klapy na miarę Warcraft 3 Reforged, to szykujcie portfele. Z dużą dozą prawdopodobieństwa udało się jej uniknąć, co oznacza, że nadchodzi łakomy kąsek zarówno dla tych, którzy spędzili lata młodości, masakrując demony, jak i tych, którzy dotąd nie rozumieli, skąd ten zachwyt nad tytułem z 2000 roku. Jednak po kolei, zaczęło się klasycznie… błędem.
Resztki zdrowego rozsądku błagały bym tam nie wchodził...
Pierwsze ukłucie nostalgii odczułem jeszcze zanim na ekranie pojawiły się wizytówki Blizzarda i odpowiedzialnego za oryginał oddziału North. Gra zwyczajnie nie chciała się zainstalować, co akurat w moim przypadku niewiele różniło się od sytuacji, z którą musiałem się mierzyć dwie dekady temu. To nie jest żaden przytyk, mówimy przecież o technicznych testach alfa, ale trzeba przyznać, że już wtedy poczułem się jak w domu. Dalej było tylko lepiej i chociaż nowy projekt menu gry nieco zbił mnie z tropu, to po pierwszych słowach Warriva wszystko wróciło na właściwe tory.
Wczesna wersja Diablo 2 Resurrected pozwalała bawić się w dwóch pierwszych aktach podstawki, korzystając z możliwości trzech klas bohaterów – amazonki, barbarzyńcy i czarodziejki. Podczas testów odpaliłem każdą z nich, chociaż najwięcej uwagi poświęciłem władającej żywiołami czarodziejce, gdyż jej widowiskowe zaklęcia pozwalały najlepiej złapać potencjał zmierzającego na rynek remastera. I jeśli podobnie jak ja mieliście jeszcze wątpliwości, to pierwsze godziny z Diablo 2 Resurrected przekonały mnie, że – na dobre czy na złe – ale tytuł z 2000 roku nie zmienił się ani o jotę. Vicarious Visions zafundowało nam nostalgiczną wycieczkę podobną do wypadu ze StarCraft Remastered, gdzie oryginalne rozwiązania podano w odświeżonej oprawie graficznej, by trafić do serc (i portfeli) młodszej publiki.
Już na pierwszy rzut oka widać, że zaprezentowane na zapowiadającym remaster zwiastunie poprawki są głównym punktem programu i zostały wykonane z odpowiednią starannością. Niestety przygoda z techniczną alfą zakończyła się na drugim akcie, a to właśnie Kurast i otaczająca miasto dżungla byłaby najlepszą wizytówką dla świetnie odwzorowanej roślinności, która – obok efektów cząsteczkowych dedykowanych czarom żywiołów – jest ucztą dla naszych oczu.
Założenia ekipy tworzącej remaster wcielono nad wyraz sprawnie, ale zdaje się, że nie mogli oni zbytnio się rozkręcić – a winą za to należy obarczyć już samo Diablo 2. Chciałoby się chłonąć piękne lokacje, ale niestety te jeszcze w oryginale charakteryzowały się prostą jak budowa cepa konstrukcją i sporą powtarzalnością. Wszystko to ładniejsza oprawa wizualna znacznie uwypukla i chociaż nie obawiam się tu o starą gwardię, tak dla młodych graczy prehistoryczny tytuł może wyglądać monotonnie i prymitywnie.