Dzień Szakala - recenzja serialu. Pudło!

Jakub Piwoński
2025/02/04 16:00
7
3

Dzień Szakala to serial oparty na słynnej powieści sensacyjnej Fredericka Forsytha. Eddie Redmayne wciela się w zabójcę na zlecenie, któremu po piętach depcze MI6.

Najwyraźniej uległem zbiorowej iluzji. Zewsząd napływało wiele pozytywnych opinii, sam tytuł serialu także robił swoje, bo przywoływał wspomnienia związane z wcześniejszymi adaptacjami książki Fredericka Forsytha. Tak się składa, że przy jednej z nich, tej z udziałem Bruce'a Willisa, spędziłem sporo czasu, uruchamiając ją na magnetowidzie. Udział Eddiego Redmayne'a wydał mi się interesujący, bo to istny aktorski kameleon, co nie raz udowodnił. Dodatkową zachętą były Złote Globy, w których Dzień Szakala pojawił się z kilkoma zaskakującymi nominacjami.

Dzień Szakala
Dzień Szakala

Seria niefortunnych zdarzeń

Mówię jednak o zbiorowej iluzji, ponieważ po seansie tego serialu czuję się rozczarowany, choć wiele przesłanek przed i w trakcie jego oglądania przemawiało na korzyść tej produkcji. Spodziewałem się jednak czegoś znacznie więcej, a otrzymałem przeciętność. Scenarzyści popełnili kilka kardynalnych błędów, tracą przez to wiarygodność w moich oczach. Historia z początku wydawała się wciągająca. W pilotażowym odcinku (a łącznie jest ich dziesięć) produkcji dostępnej na SkyShowtime poznajemy bohatera, a właściwie antybohatera, moralnie niejednoznaczną postać, która wprowadza nas w tajniki swego fachu. Jest zabójcą na zlecenie. Tożsamość zmienia wedle uznania, czym przypomina postacie z Mission: Impossible – nie obce mu są maski doskonale imitujące ludzką twarz. Szakal jest perfekcjonistą. W jego profesji wszystko musi działać jak w zegarku, nie można sobie pozwolić na błąd. Kula musi trafić do celu.

Z jakichś bliżej nieznanych mi powodów na błąd, i to nie jeden, pozwolili sobie scenarzyści. To zaskakujące, że produkcja, która u swych podstaw buduje wizerunek profesjonalizmu, opowiadając o uznanym i skutecznym zabójcy, pozwala sobie na tak wiele uchybień. Jak inaczej interpretować scenę, w której samochód pełen żołnierzy zostaje wysadzony w powietrze za pomocą aparatury trzymanej w ręku, gdy jako widzowie nie otrzymujemy wcześniej żadnej informacji o pirotechnicznych zdolnościach zamachowca ani o czasie i miejscu podłożenia bomby? Musimy założyć, że zamachowiec ostatni czas spędzał z ofiarami, bo należał do tej samej kompanii.

Dzień Szakala
Dzień Szakala

Takich dziwnych, budzących zwątpienie decyzji scenariuszowych jest tu więcej. Wśród nich m.in. uprowadzenie campera i nieuważne obchodzenie się z jego właścicielami. Na szczycie listy absurdów znajduje się jednak ta jedna, która wydaje się psuć seans niemiłosiernie. Jak to możliwe, że Szakal, zabójca na zlecenie, który wykonuje ściśle tajne operacje, pozwala sobie uwicie gniazda? Ukrycie i zorganizowanie życia rodzinnego tak, by nikt go nie odnalazł, wymagałoby ogromnego wysiłku i jeszcze wiązałoby się z przyjęciem jeszcze większego ryzyka. Ten wątek może i jest rozczulający, ale jest też mało realny.

GramTV przedstawia:

Jeśli chodzi o głównego bohatera tej historii, kreacja Eddiego Redmayne'a jest czymś zaskakująco świeżym i nietuzinkowym. Nie spodziewałem się takiej interpretacji postaci Szakala. W pamięci mam zimnego jak lód Bruce'a Willisa, a tutaj mamy bohatera zdradzającego oznaki empatii. Fizjonomia aktora również odbiega od klasycznego wizerunku twardziela – nie jest to model męskości z lat 80. i 90., gdzie siłę mężczyzny mierzono obwodem bicepsa. Ale ta nieco przygarbiona, nieco wampiryczna postura Eddiego nic mu nie ujmuje, w spojrzeniu z kolei kryje się jakaś frapująca tajemnica. Choć jego postać wypada mało wiarygodnie w kontekście rodziny, to daje to szansę na znakomitą rolę hiszpanki Úrsuli Corberó, która jest po prostu zjawiskowa.

Dobrego słowa jednak nie powiem na temat reszty obsady, która tonie w nijakości. Lashana Lynch, która przebojem wdarła się do kina szpiegowskiego dzięki roli w Nie czas umierać u boku Daniela Craiga, tu nie spełnia pokładanych w niej nadziei. Jeśli jest przeciwnym kolorem karty granej przez Redmayne'a, to jest zarazem kartą o wyjątkowo niskim nominale. Jej postać przegrywa zawsze, gdy pojawia się na ekranie. W Dniu Szakala jej rola jest wręcz jak piasek w oku, przeszkadza i irytuje, zakłócając nam odbiór wydarzeń.

Dzień Szakala
Dzień Szakala

Relatywizm moralny

Najbardziej oryginalny w tej wersji Dnia Szakala jest moralny relatywizm. Poznajemy człowieka, z którym nie chcielibyśmy mieć nigdy do czynienia, a jednak zostaje on przedstawiony tak, byśmy zrozumieli jego motywację. Mają w tym pomóc retrospekcje z poprzedniego życia, gdy dzielnie służył w armii. Ma w tym pomóc również jego rodzina, która uzupełnia wizerunek Szakala o gamę ludzkich cech. Nie mam problemu z tym, że chciano pokazać zabójcę tak, by dało się go lubić – vide John Wick. Ale niestety, w ten sposób historia siłą rzeczy obrała niewiarygodny kierunek, a sama tytułowa postać, zamiast zachwycać chłodnym profesjonalizmem i wyrafinowaniem, jak w niedawnym Zabójcy Davida Finchera, przez szereg popełnianych błędów zaczęła sprawiać wrażenie osoby, która nie zasługuje na renomę, którą się cieszy.

Wydaje się pewne, że taki był cel scenarzystów – skomplikować losy Szakala. Nie jestem jednak pewny, czy historia stała się dzięki temu głębsza, czy może po prostu głupsza. Na pewno zyskał na tym Eddie Redmayne, który mógł pokazać szerszą paletę emocji, zamiast ograniczać się do jednej beznamiętnej miny. Sądząc po otwartym zakończeniu serialu, można przewidywać, że w drugim sezonie bohater będzie już bardziej zgorzkniały i bliższy wizerunkowi zabójcy znanego z wcześniejszych adaptacji. Być może wtedy, pozbawiony rozpraszających wątków, skoncentruje się na celu – bo w gruncie rzeczy na tym polega istota tej historii: by trafić w punkt.

6,0
Stylowa, choć bardzo nierówno poprowadzona współczesna historia kultowego zabójcy. Kula nie zawsze trafia do celu.
Plusy
  • Eddie Redmayne robi wszystko, by uniknąć porównań do poprzednich odtwórców roli Szakala. Udaje mu się stworzyć coś innego
  • Úrsuli Corberó ma w sobie coś przyciągającego uwagę
  • Da się wyczuć "bondowski" vibe
Minusy
  • Lashana Lynch jest irytująca
  • Fabuła to "seria niefortunnych zdarzeń"
Komentarze
7
Yarod
Gramowicz
06/02/2025 16:41
Mikołaj napisał:

Szakal? Coś tym tam narobił?? to znaczy że ty go kilim???

"Kiler is dead", "jak to zdechł?!" :D jakoś jak oglądałem cały czas miałem te teksty z - prawdziwie kultowego - dzieła w głowie :D

Mikołaj
Gramowicz
06/02/2025 14:02

Szakal? Coś tym tam narobił?? to znaczy że ty go kilim???

Yarod
Gramowicz
06/02/2025 08:22
BruceD napisał:

Witam w Hollywood 21-go wieku. Zawsze jak protagonista jest czarny, to zły zawsze musi być biały i często robi się z niego idiotę oraz fajtłapę. Zresztą czytałem opinie, że i murzynka też taka święta nie jest i jest niewiele lepsza od Szakala.

Yarod napisał:

na początku szakal byl mega przygotowany itp nie popełniał błędów wygladalo to realistycznie, sensownie...a potem zaczął robić błędy tak głupie i proste, fabuła szła już w takim coraz głupszym kierunku że ciężko było uwierzyć że to ten "To jest szakal, za którego ja place taką fure piniendzy, to jest ten debeściak?" Cyt klasyka. Im dalej w las tym więcej bylo dziur fabularnych plus wszędzie pokazywał gębę nawet gdy mogl się przygotować

Właśnie wcale lepsza nie była, za to zdecydowanie grała większego hipokrytę.

Zresztą to byl akurat mocny punkt tego serialu: czyli fakt ze nie możemy uciec od tego kom jesteśmy.




Trwa Wczytywanie