Po prawie dwudziestu latach Egzorcysta powrócił z nowym filmem. Oceniamy, czy to godna kontynuacja kultowej serii.
Najdroższe egzorcyzmy świata
To był zbyt dobry rok dla horrorów, żeby coś po drodze miało się nie wysypać. Dopiero co chwaliłem bardzo przyzwoitą Piłę X, mając nadzieję, że ta tendencja utrzyma się do końca roku. Z tego względu sporo obiecywałem sobie po Egzorcyście: Wyznawcy, licząc na kolejny udany powrót słynnej serii grozy. Niestety, tym razem można mówić w kategoriach sporego niewypału i wielki powrót słynnej marki sprzed lat nie należy do udanych. Na szczęście nowemu Egzorcyście daleko od tragedii, ale na seansie niejednokrotnie będziecie ziewać i patrzeć na zegarek, żeby z przerażeniem odkryć, że oglądacie film już tyle czasu, a w zasadzie nic ciekawego się jeszcze nie wydarzyło.
Angela (Lidya Jewett) i Katherine (Olivia O'Neill) uciekają ze szkoły, aby w pobliskim lesie odprawić rytuał, który ma pomóc skontaktować się ze zmarłą matką pierwszej z dziewczynek. Gdy Victor (Leslie Odom Jr.) odkrywa, że Angela nie wróciła do domu, kontaktuje się z rodzicami Katherine – Mirandą (Jennifer Nettles) i Tonym (Leo Butz), organizując wspólne poszukiwania swoich dzieci. Mija kilka dni, zanim nastolatki zostają przypadkowo odnalezione. Rodzice dziewczynek szybko odkrywają, że zarówno z Angelą, jak i Katherine coś jest nie tak i wróciły odmienione. Ich stan szybko się pogarsza, daleko wykraczając poza dziedzinę medycyny. Pielęgniarka Ann (Ann Dowd) postanawia pomóc swoim sąsiadom i organizuje egzorcyzmy, aby pomóc nastolatkom. Nie wszystko idzie po ich myśli, a siły ciemnością okazują się silniejsze, niż można byłoby przypuszczać.
Po umiarkowanym sukcesie powrotu Halloween David Gordon Green otrzymał szansę na przywrócenie do łask Egzorcysty. Na papierze wydawało się, że będzie to strzał w dziesiątkę, nawet pomimo wydania przez Universal Pictures 400 mln dolarów za prawa do franczyzy. Od razu zaplanowano całą trylogię (podobnie jak w przypadku Halloween), licząc na pozyskanie wielu nowych fanów. Plany te mogą się jednak okazać przedwczesne i Egzorcysta: Wyznawca już w pierwszej części nowej trylogii ujawnia wiele problemów i przeszkód na drodze, które znów mogą pogrzebać tę markę na długie lata.
Przez pierwszą godzinę film bardziej przypomina kryminał o poszukiwaniu zaginionych dzieci, niż rasowy horror, którym Egzorcysta: Wyznawca miał być. Tempo prowadzenia akcji jest więc powolne, a cała atmosfera grozy budowana jest wyłącznie na mrocznym klimacie. Na domiar złego twórcy nie wykorzystują tego czasu na lepsze poznanie bohaterów, którzy od początku do końca są papierowi, przez co ciężko jakkolwiek emocjonować się ich losami. W narracji popełniono sporo nietrafionych decyzji, które wywołują co najwyżej opad powiek, a nie szczęki. Rozumiem, że temat egzorcyzmów nie jest łatwy, szczególnie w kontekście niepowielania schematów i klisz z innych podobnych filmów, ale nowy Egzorcysta i tak w nie wpada.
Jak nie robić fanserwisu – poradnik
Nieco lepiej pod względem akcji i czysto horrorowych elementów wypada druga połowa. Otrzymujemy jedną całkiem niezłą scenę opartą na jump scare’ach, a samo finałowe egzorcyzmowanie, choć zdecydowanie za długie, to ma swoje momenty i zwroty akcji. Problem w tym, że twórcy dwoją się i troją, aby uatrakcyjnić swój film niepotrzebnie kuriozalnymi dialogami, czy też niedziałającym fanserwisem, który nic ciekawego nie wprowadza. Najlepszym tego przykładem jest cały wątek Chris MacNeil, bohaterki pierwszego Egzorcysty. Nie dość, że potraktowano postać po macoszemu, to jeszcze bez należytego szacunku. Równie dobrze można by całkowicie wyciąć bohaterkę graną przez Ellen Burstyn, a film kompletnie nic by na tym nie stracił.
GramTV przedstawia:
Egzorcysta: Wyznawca rywalizuje z innymi filmami o opętaniach, takimi jak Egzorcysta papieża, czy Zakonnica II. Na ich tle wypada jednak bardzo słabo, niewiele mając do zaoferowania widzowi. Nie tylko biorąc pod uwagę nudną historię, mało scen akcji, czy tym bardziej typowych „straszaków”, które mogłyby choć na chwilę podnieść ciśnienie, ale również antagonisty filmu. Produkcja długo każe nam czekać na poznanie jakichkolwiek szczegółów dotyczących przeciwnika, z jakim przyjdzie się mierzyć bohaterom, ale nawet po zrzuceniu kurtyny, jest on dużo mniej ciekawy niż demony, z którymi przyszło walczyć ojcu Gabrielowi Amorthowi z Egzorcysty papieża, czy siostrze Irene z Zakonnicy II.
Jak łatwo się domyślić również aktorsko Egzorcysta papieża nie potrafi się obronić. Leslie Odom Jr. gra na autopilocie, a Jennifer Nettles i Norbert Leo Butz są co najwyżej poprawni. Nawet główne aktorki, czyli Lidya Jewett i Olivia O'Neill niczym nie zaskakują i dużo większe wrażenie robi ich charakteryzacja, niż sama gra aktorska.
Nie o takim powrocie marzyli fani Egzorcysty. Najnowsza część dużo lepiej działa, przynajmniej do pewnego momentu, jako kryminał, niż horror o opętaniach i demonach. Mogłoby się wydawać, że David Gordon Green wyspecjalizował się w horrorach, ale poza poprawną realizacją, ciężko wskazać na jakikolwiek udany punkt tej produkcji. Egzorcysta: Wyznawca przełamuje więc tegoroczny trend udanych horrorów, będąc bodaj największych zawodem ostatnich miesięcy dla fanów tego gatunku. Oby twórcy wysnuli prawidłowe wnioski z porażki tego filmu i naprawili je w kontynuacji. Ta seria zasługuje na o wiele lepsze filmy.
4,0
Nowy Egzorcysta raczej nie znajdzie zbyt wielu swoich wyznawców.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!