Też zauważyliście, że wielki, otwarty świat w obietnicach dewelopera nie rozpala już wyobraźni graczy?
Też zauważyliście, że wielki, otwarty świat w obietnicach dewelopera nie rozpala już wyobraźni graczy?
Kiedyś lubiłem sandboksy. To był nawet jeden z moich ulubionych typów gier. Dzisiaj na samą myśl o otwartym świecie czuję się odrobinę znudzony. Wiem co mnie czeka. Zbyt duży świat, mnóstwo kropek i zaangażowanie, na które nie jestem gotowy. Nie mam na to czasu ani ochoty. Przede wszystkim jednak nie czuję tej dawnej magii. Gatunek, który kiedyś bardzo ceniłem poszedł w kierunku, który mi kompletnie nie odpowiada. Rozwój w tym przypadku dotyczy nie tego czego byśmy oczekiwali. Odnoszę też wrażenie, że deweloperzy nie do końca wiedzą co stanowi siłę takich gier. Mam nadzieję, że po lekturze tego artykułu podzielicie moją opinię.
Regres gier z otwartym światem świetnie pokazuje ostatni, bardzo rozczarowujący Far Cry. Z drugiej jednak strony mamy dobrze oceniane Horizon: Forbidden West i Dying Light 2 (oraz Elden Ring, ale to nieco inna historia). Myślę, że nie przeczy to mojej tezie. Problem jest nieco szerszy i dotyczy też tych dwóch tytułów. Pierwszym jego objawem była… popularność sandboksów. Coraz większa liczba studiów tworzących takie gry spowodowała zwiększenie konkurencji. Każdy więc starał się stworzyć coraz większą i bardziej różnorodną mapę. Ten wyścig doprowadził do tego, że dzisiaj wirtualne światy są po prostu zbyt duże. Ostatnio mocno to odczułem w Horizon: Forbidden West. Guerrilla Games stworzyło ogromną planszę pełną ciekawych miejsc. Wolałbym jednak, aby była ona mniejsza i bardziej skondensowana, aby częstotliwość odwiedzania interesujących lokacji była większa. Przykładowo pustynia jest w fabule odwiedzana przez tak krótki czas, że spokojnie mogłoby jej nie być.
Pamiętam dawne czasy i granie w Vice City oraz San Andreas. W pierwszej z gier spędziłem tyle czasu, że znałem na pamięć nawet nazwy ulic. Co ciekawe, nawet w swoim rodzinnym mieście mam czasami z tym problem. W kontynuacji już aż tak dobrze nie było, ale i tak mapa nie miała przede mną tajemnic. Dla mnie był to szczyt. Większy obszar jest już zbyt przytłaczający. Lepiej poświęcić więcej czasu na stworzenie różnorodnych lokacji i ewentualnie dodanie większej liczby zamkniętych miejscówek. To akurat sposób na to, aby nawet stosunkowo małej mapie zapewnić odpowiednią liczbę ciekawych miejsc.
Zwróćcie jednak uwagę na jedną rzecz. Sandboksów powstaje dużo, ale ich twórcy unikają jak ognia miasta. Oprócz Watch Dogs nikt w ostatnim czasie nie zdecydował się na taki ruch. Wszyscy idą w kierunki otwartych przestrzeni, gór, małych wiosek i ewentualnie pojedynczych, niewielkich miasteczek. Taki jest Ghost Recon, Far Cry, Horizon, Assassin’s Creed, Red Dead Redemption 2, Days Gone czy Ghost of Tsushima. Co więc kieruje studiami przy podejmowaniu takich decyzji? Moim zdaniem winne są ogromne koszty produkcji. Kawałek łąki to jednak dużo mniej pracy niż taki sam fragment miasta. Na szczerym polu nie ma mnóstwa NPC, pojazdów, sygnalizacji świetlnej czy animowanych reklam. Do tego trzeba dodać bardziej zaawansowaną fizykę i AI. Przekonał się o tym CD Projekt RED, któremu wiele rzeczy nie wyszło przy tworzeniu Night City. Miasto potrafi być spektakularne, ale z drugiej strony nie jest zbyt duże, do tego pełne błędów i pozbawione licznych systemów wymaganych w takich produkcjach (np. realistyczne zachowanie policji). Nic więc dziwnego, że nikt nie chce się w to pchać. Czekamy na nowe GTA. Może kiedyś się doczekamy.
Sytuacja jest o tyle niekorzystna, że naprawdę nie mamy prawa liczyć na kolejny sandbox z akcją w mieście. Nowe GTA, jak już powstanie, też na pewno będzie musiało starczyć na kolejne 10 lat. Nawet powracające Saints Row miesza średniej wielkości mieścinę z otwartymi przestrzeniami. To dla mnie jeden z głównych powodów, dla których nie podoba mi się kierunek rozwoju gatunku. Spójrzcie zresztą. Ileż można jeździć na koniu? Ja wolałbym zamienić je na nocne pościgi ulicami miasta. Zamiast kolejnego odbijania posterunków preferuję napady na bank. Można tak długo wymieniać. Bardzo chciałbym, aby jakiś duży wydawca zdecydował się na zapełnienie tej luki. Wbrew pozorom dzisiaj jest najlepszy moment na próbę rywalizacji z GTA. Może nie bezpośrednio, ale jednak. Od premiery „piątki” minęło tyle czasu, że cokolwiek na dobrym poziomie znalazłoby wielu wygłodniałych fanów. Wiem, że to trudny gatunek, wymagający ogromnych nakładów i przede wszystkich wielkiego doświadczenia. Być może to ostatnie jest największych problemem, bo żaden przelew tego nie rozwiąże. Oczami wyobraźni widzę Microsoft/Activision, którzy reaktywują serię True Crime. Sandbox z ciekawym miastem i historią policjanta pracującego pod przykrywką. Jeśli GTA wychodzi tak rzadko, aż prosi się o powstanie drugiej serii, która będzie się pojawiać w międzyczasie. Myślę, że rynek chętnie by to przyjął.