Pełnometrażowy debiut Sashy Rainbow to body horror, który nawiązuje nie tylko do kwestii piękna i akceptacji, ale i horroru, jakim bywa proces dorastania.
Film Grafted w reżyserii Sashy Rainbow i wedle scenariusza współtworzonego przez Lee Murray, Mię Maramarę i Hweiling Ow bywa porównywany do słynnej Substancji wykreowanej przez Coralie Fargeat. Czy słusznie? Do punktów wspólnych na pewno należy wizualne i muzyczne szaleństwo, dekadencka zabawa groteską i pesymizmem bijącymi z obrazu, jak również częściowo tematyka. W obu przypadkach mamy opowieść, w której głównym motywem jest relacja kobiety z własnym ciałem, problemy psychologiczne i społeczne wynikające z jego niedostatków oraz chęć przemiany. Substancja opowiada przede wszystkim o przemijaniu życia i urody, uzależnieniu pozycji kobiety od oceny jej wyglądu (głównie przez mężczyzn) oraz budowaniu poczucia własnej wartości na sławie i „miłości” tłumu. Dla odmiany Grafted koncentruje się na dorastaniu dziewczyny i odrzuceniu jej przez otoczenie (głównie przez kobiety) z powodu mankamentów fizycznych, wprost uznanych za „szpetotę”. Atrakcyjność ma zapewniać dominację, a przynajmniej miejsce w grupie. To rzecz o tragicznej obsesji dotyczącej wyglądu, a raczej pragnieniu pełnej akceptacji i przynależności, jakie ów miałby bezwzględnie zapewnić. Mając to wszystko na uwadze, trzeba też wyraźnie powiedzieć, że oba filmy niestety wyraźnie różnią się poziomem przenikliwości historii, jak również wykonania.
Marzenie szalonego naukowca
Jako punkt wyjścia twórczynie Grafted wykorzystują wciąż popularny, choć już nieco przykurzony motyw szalonego naukowca. Wszystko zaczyna się od Liu (Sam Wang) – ojca głównej bohaterki imieniem Wei (Yoyena Sun). Oboje cierpią na chorobę skóry, fioletowo-bordowe plamy na twarzy, co zapewne jest po prostu malformacją naczyniową czy formą układowego zapalenia naczyń, jako że jednak w filmie padają słowa o klątwie wiszącą nad rodziną, a zachowanie postaci centralnej cechuje narastający obłęd, widzowie mogą i tak to sobie tłumaczyć. Jak by nie było, mężczyzna poświęca się pracy nad zlikwidowaniem rzeczonych skaz – idealnym przeszczepem zdrowej skóry, który ma umożliwić tajemnicza, nomen omen, substancja. Jak łatwo się domyślić, eksperyment mający stanowić ukoronowanie jego wysiłków doprowadza do tragedii.
Mijają lata, Wei zamierza kontynuować dzieło Liu. Zdobywa stypendium w naukach biologicznych, dzięki czemu może opuścić Chiny i studiować w Nowej Zelandii, mieszkając u swej ciotki Ling (Xiao Hu), która wyemigrowała tam dawno temu. W nowym domu bohaterce nie wiedzie się zbyt dobrze, ma problem ze społeczną aklimatyzacją i zawieraniem znajomości, w czym nie pomagają jej chińskie nawyki i zwyczaje, a także brak wyczucia co do garderoby i emocji osób w swoim wieku. Zostaje szybko odrzucona przez kuzynkę Angelę (Jess Hong) i jej przyjaciółki (w zasadzie to jedną), tworzące klikę „popularnych” w stylu Wrednych dziewczyn wyreżyserowanych przez Marka Watersa. Jednakże ma ona niezaprzeczalny talent do nauki i notatnik z badań swego ojca, który notabene przypomina tajemniczą księgę alchemika lub badacza terenowego z Miscatonic University. Obie kwestie przyciągają uwagę jednego z wykładowców, Paula (Jared Turner), niegdysiejszej nastoletniej nadziei nauki. Niestety, „młody geniusz” okazał się nie taki znów genialny i skończył jako pechowiec, któremu cofają granty... W rezultacie Paul – podobnie jak Wei – staje się ofiarą swojej własnej obsesji. Dziewczyna wiąże wielkie nadzieje z pracą w laboratorium, w którym króluje wyrachowany wykładowca, lecz sytuacja zaczyna się komplikować, tym bardziej że ulegają zmianie jej priorytety, napędzając zarówno fabułę, jak i postępujące szaleństwo postaci.
Metaforyczne warstwy filmowej tkanki
Analizując Grafted studia Shudder, łatwo dojść do wniosku, że tematyka przeszczepu i rozmaite elementy fabuły zawierają lub sugerują szereg metaforycznych odniesień. Nowozelandzka reżyserka oraz współscenarzystki z Nowej Zelandii, Filipin i Malezji poruszyły kwestię różnic kulturowych. Mamy tu zatem problem „przeszczepu” imigrantów, którzy chcą się dopasować do nowego środowiska, a zarazem zachować to, co dla nich ważne, a także wewnętrzny konflikt, jaki prędzej czy później zachodzi między tymi postawami. Zasygnalizowana została konfrontacja między świeżymi przybyszami a ludźmi o tym samym pochodzeniu, lecz wrośniętymi już w inną kulturę, i drugim pokoleniem, którzy nie chcą być kojarzeni z tymi przynoszącymi wstyd „dziwakami”. Jest relacja władzy i zależności z racji statusu, jaki wynika z pozycji społecznej, dorobku, wieku, koloru skóry i płci, połączona z kwestią niedoceniania możliwości i zagrożenia ze strony kogoś, kim się w gruncie rzeczy gardzi, jak również desperackich prób awansu takiej osoby.
W ramach problemów dorastania, prób ustawienia się w życiu i walki o swoją pozycję Sasha Rainbow i współscenarzystki złośliwie punktują hipokryzję i chęć brutalnego zdławienia domniemanej lub rzeczywistej konkurencji. No i oczywiście nie zapominajmy o wspomnianej wyżej kwestii odrzucenia przez rówieśników, niskiej samoocenie i fizycznej atrakcyjności jako atrybucie, który odpowiada za sukces, ale też prowokuje nieadekwatne do sytuacji postępowanie. Ważnym wątkiem produkcji jest także więź ojca i córki, która nie przestała wpływać na bohaterkę. Wei potrafiła wytłumaczyć sobie coraz bardziej wynaturzone czyny przez zdeformowany pryzmat pamięci ojca i chęci, by był z niej dumny (ciekawą symboliczną kwestię stanowi fakt, że sprawy zaczęły się pogarszać wraz z kolejnymi naruszeniami ołtarzyka dla zmarłych). Właściwie można podejrzewać, że Liu do pewnego stopnia zaindukował dziewczynie poczucie skrajnej niepewności i wstydu, niewspółmierne do rzeczywistości przekonanie, że jest odpychająca, co ochoczo podchwyciło otoczenie, często wykorzystujące słabość niedostosowanych, aby podbić własną wartość ich kosztem. Oglądając Grafted, ciężko nie zdziwić się, że psychika dziewczyny, której jedynym poważnym mankamentem jest względnie łatwa do zatuszowania plama (czy to kosmetykami, czy to choćby udawaną postawą z gatunku „A patrzcie sobie, nic mnie to nie obchodzi”), a za to ma czym się szczycić intelektualnie, tak łatwo ulega erozji. To również można odczytać jako swoisty komentarz społeczny i zwrócenie uwagi na horror, jakim jest dorastanie przy braku akceptacji, a przede wszystkim samoakceptacji.
Techniczne kwestie przeszczepu
Grafted został zrealizowany częściowo w ponurej estetyce neo-noir, częściowo zaś w stylu rozbuchanego przemocą, pulsującego światłem i jaskrawymi barwami gore, w jakim lubuje się Takashi Miike. Tę chwilami mroczną, chwilami „neonową” historię dodatkowo ilustruje ostra, nabuzowana energią ścieżka dźwiękowa, która oddaje poszarpane emocje i patologiczne plany bohaterów, niestety pod koniec pogłębia zmęczenie frenetycznymi i chaotycznymi działaniami postaci centralnej. Konwencja dosyć pretekstowego science fiction i body horroru stanowi obiecującą podstawę dla opowieści, o ile jednak reżyserka Sasha Rainbow dostarczyła solidny produkt (pokręcony horror) w sensie klimatu i kierunku artystycznego (wrażenie czegoś onirycznego; krwawego, a zarazem nieco nierealistycznego, groteskowego koszmaru), o tyle sama historia każe zadać parę pytań o scenariusz. Może zaszła klasyczna sytuacja, którą odzwierciedla porzekadło: Gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść. Momentami bowiem rzecz idzie na skróty, a nawet – pomimo zgrabnej warstwy metaforycznej – wydaje się naiwna i głupiutka, momentami zaś otrzymujemy sekwencje interesujące pod względem psychologii lub przynajmniej grozy. W scenariuszu pozytywnie uderza fakt, że im bardziej rozpędza się akcja, tym bardziej bohaterka, którą charakteryzowała empatia wobec osób pokrzywdzonych i walczących o przetrwanie, staje się egoistyczna i niezrównoważona. Ci, którzy chcieli pomóc Wei, padli ofiarą jej szaleństwa i popełnianych błędów – ta ironia lepiej działa niż tylko „kara dla tych złych”.
W immersji odnośnie do owego, jak się zaraz okaże, przesadnego przeszczepu przeszkadza między innymi to, że nie mamy całkowitej pewności, jak działa substancja, nad którą pracowali bohaterowie filmu Sashy Rainbow. Czy uprzednio potraktowany prawidłową formułą, a następnie dostarczony kawałek skóry modyfikuje informację genetyczną w ciele osoby, która przyjmuje przeszczep, dostosowując ją do dawcy? Sugerowałyby to konwulsje całego ciała. Ale jeśli nowa twarz, jaką otrzymuje biorca, może zmienić także kolor skóry i wzrost, to dlaczego pozostał krzywy zgryz oryginalnej wersji? Tu mamy albo pójście na łatwiznę w kwestii efektów specjalnych (po co walczyć ze wzrostem aktorki, która ma odegrać inną postać...), albo postawienie na wspomnianą oniryczność. Tak czy owak, nie jest to zbyt udana zagrywka. Ponadto dlaczego w Angelę wciela się kobieta, która wygląda wyraźnie dojrzalej, by nie rzec, starzej, od Wei?Należy dodać, że generalnie sceny początkowe obiecują nam dużo więcej, aniżeli oferuje cała historia, natomiast sekwencja zamykająca w gruncie rzeczy zachęca, by na wszelki wypadek porzucić próby logicznego pozszywania wszystkich detali, i prowokuje pytanie, czy aby nie została spreparowana głównie po to, żeby wywołać skojarzenia z Substancją...
Na koniec warto wspomnieć, że Sasha Rainbow zdobyła za Grafted Dark Matter Jury Award 2024 dla najlepszego reżysera podczas zeszłorocznego Brooklyn Horror Film Festival i wygląda na to, że opłaci się śledzić jej karierę, natomiast recenzowany obraz miał o wiele większy potencjał, jeśli chodzi o artystyczny poziom i inteligentną rozrywkę, niż ostatecznie zaprezentowana produkcja. Niektóre osoby stwierdzą, że ten przeszczep się nie przyjął, ale dajmy badaczce (reżyserce) pewien kredyt zaufania.
6,0
Obraz ciekawy, aczkolwiek w wielu aspektach nie spełniający pokładanych weń nadziei.
Plusy
Obszerna i ciekawa warstwa metaforyczna...
Porządna gra aktorska...
Z jednej strony konwencja, estetyka i klimat, dzięki którym można wiele wybaczyć...
.Niezła reżyseria...
Świetna scena otwierająca...
Szalone tempo i wizualia, które cieszą oko fana/fanki body horroru
Minusy
...ale też nic szczególnie odkrywczego
...choć dziwi wiek/wygląd aktorki obsadzonej w roli kuzynki Angeli
...z drugiej zaś elementy ewidentnie utrudniające immersję
...lecz zdecydowanie gorszy scenariusz
... natomiast zamykająca (która sprawia wrażenie nawiązania do Substancji) wygląda na efekt braku samonośnego pomysłu
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!