Będzie kolejny hit od From Software? Na to wygląda, bo po trzech godzinach wypełnionych akcją chciałoby się nadal eksplorować ogarniętą wojną o surowce planetę Rubicon 3.
Od pierwszej zapowiedzi Armored Core VI: Fires of Rubicon minęło już trochę czasu, a From Software zbytnio nie rozpędzało się z promocją gry. Mimo, że minęło od premiery Elden Ring trochę czasu nadal mam wrażenie, że kurz po tamtej premierze nadal nie opadł. Zwłaszcza, gdy jeszcze jakiś czas temu pojawiły się pierwsze doniesienia na temat pierwszego rozszerzenia do gry. Z drugiej strony to również reżyserski debiut Masaru Yamamury, który wcześniej był głównym designerem gry Sekiro: Shadows Die Twice – o lepsze referencje biorąc pod uwagę liczbę nagród gry roku oraz zapadające w pamięć momenty trudno.
Nadal można mieć jednak z zewnątrz wrażenie, że o ile fani serii Armored Core to bardzo oddana i wierna grupa, to sama marka nie jest aż tak bardzo znana szerszemu gronu graczy. Głównie ze względu na to, że szał na pozostałe gry From Software był na tyle duży, iż trzeba było 10 lat, aby Japończycy powrócili do tematu. Jest więc całkiem spore pole do popisu oraz szansa na to, że wielu graczy (podobnych do mnie) chętnie sięgnie po coś nieco innego, bo jak dobrze wiemy – wielkich mechów, chaosu i rozwałki w gęstym uniwersum nigdy za mało.
To co jednak najważniejsze to fakt, że po trzech godzinach spędzonych na evencie w Cenedze powiedziałem sobie „szkoda, że to tylko tyle”. Głównie dlatego, że Armored Core VI: Fires of Rubicon wciąga od pierwszych minut i trzyma momentami w napięciu. Nie tylko od strony fabularnej, ale również od strony dynamicznych starć z innymi mechami.
Powoli, krok po kroku:
Tak właściwie to w ramach buildu mogliśmy rozegrać kilka misji wraz z pełnym fabularnym tłem. I o ile wydarzenia, które miały miejsce były ułożone chronologicznie, tak całość wyglądała raczej tak jakbyśmy mieli grać w misje 1-4-6 niż po kolei, krok po kroku. Pojawiło się również kilka smaczków fabularnych wyjaśniających nieco bardziej główny cel naszego najemnika wyposażonego w Armored Core’a. Niestety, na ich temat zbytnio rozmawiać nie możemy, ale powiem tylko tyle – fabularnie może się to podobać. Zwłaszcza, że opowiadana historia jest podawana głównie w stylu podobnym do serii Ace Combat prezentując wszelkie niezbędne informacje przed lub po misjach, ale również w rozmowach między innymi pilotami sojuszniczych czy wrogich mechów.
Warto jest słuchać nie tylko po to, aby wiedzieć kto z kim kręci i jakie ma zamiary, ale także poznać bliżej jaki jest stan walki o Rubicon 3. Głównie dlatego, iż jest również kilka frakcji, z których każda ma również zupełnie inne motywacje surowców znajdujących się na planecie. Pod tym względem niewiele się to różni od innych gier From Software i trudno ślepo nie wierzyć w to, że lore tego świata będzie momentami bardzo gęste od przeróżnych detali jak w przypadku pozostałych produkcji nawet ze świata Armored Core.
To co jednak jest w tym wszystkim najważniejsze to gameplay oraz to, ile w ramach warsztatu możemy robić, aby nieco gorszą sytuację na polu bitwy zmienić w zależności od stylu.
Na samym początku można mieć wrażenie, że wcale nie jest tak źle i bazowa broń oraz opancerzenie spokojnie dadzą radę z większością przeciwników oraz niektórymi bossami. Mimo wszystko jednak im dalej w las tym tego żonglowania sprzętem jest zdecydowanie więcej. Okazuje się bowiem, że każdy wybór ma jakieś konsekwencje – może mieć dość lekkiego i zwinnego mecha, ale będzie zdecydowanie łatwiej zachwiać nim w przy zbyt dużym ostrzale wroga. Można również postawić w żywotność oraz pancerz, ale to wpłynie zdecydowanie na szybkość oraz możliwość wzbicia się w powietrze. A jakby tego było mało, to generatory również mają różną moc i trzeba uważać, aby nie doprowadzić do niedoborów mocy przy wykorzystywaniu konkretnych broni.
Dlatego też zmienianie przeróżnych elementów wyposażenia prowadzonego przez gracza Armored Core’a jest kluczowe. Głównie dlatego, iż misje również wymagają nie tylko prowadzenia walki na płaszczyźnie horyzontalnej, ale również i tej wertykalnej. Tutaj najlepszym przykładem była misja z wielką maszyną kroczącą, która stawiała zdecydowanie bardziej na umiejętności poruszania się w pionie niż poziomie oraz manewrowania w trudnych warunkach z wykorzystaniem bardzo limitowanych możliwości dopalaczy.
GramTV przedstawia:
Podobnie jest w trakcie starć z bossami, ponieważ o ile można próbować wykorzystywać jedno konkretne ustawienie względem broni, to w pewnym momencie zaczyna czegoś brakować. I tutaj przychodzi dylemat: wrócić do hangaru, przeładować się i zacząć całą misję od nowa? A może po prostu próbować dalej i korzystając z checkpointu nie kombinować zbyt mocno? W ramach trzech godzin z Armored Core VI: Fires of Rubicon cofnąłem się właściwie dwa razy na samym końcu. Głównie po, aby sprawdzić czy rzeczywiście nie ma możliwości na sprawniejszą eliminacji przeciwników, którzy pojawiają się nieco dalej w kampanii fabularnej.
W przypadku starć z bossami lub innymi AC, na które możemy polować, chodziło głównie o rozpoznanie ruchów przeciwnika oraz jego słabych punktów. W odróżnieniu od innych gier From Software tutaj trzeba zdecydowanie mocniej kombinować, aby te słabości wykorzystywać, a mocno limitowane moduły naprawcze oraz liczba pocisków do broni sprawiają, że strzelanie na oślep tylko po to, aby trafić potrafi kompletnie nie zdawać egzaminu. Liczy się bowiem precyzja w działaniu nawet w bardzo chaotycznych momentach krytycznych, gdy czasu na zaplanowanie kolejnych ruchów jest niewiele.
I to był moment, w którym Armored Core VI mnie oczarowało i w pełni kupiło tak, jak miały to robić w zwyczaju poprzednie gry tego studia. Nawet, jeśli to moja pierwsza, świadoma styczność z tym uniwersum. Głównie dlatego, że całość jest zrobiona z niesamowitym rozmachem, a w połączeniu z wszelkimi efektami specjalnymi oraz udźwiękowieniem robi ogromne wrażenie. Pozostaje tutaj tylko kwestia tego na jak długo wystarczy kampania dla jednego gracza oraz jak często będziemy wracać w niektóre miejsca w poszukiwaniu dodatkowych zleceń oraz polowania na mechy innych najemników. Dodatkowo również przewidywane są pojedynki 3v3 między graczami. To jest ten moment, w którym wchodzi niepewność… chociaż jeśli weźmiemy pod uwagę poprzednie gry z serii oraz inne tytuły z portfolio From Software, to w żadnym wypadku nie przeradza się ona w nieufność. Po prostu o tym, jak to będzie wszystko działało w ruchu dowiemy się dopiero po premierze.
Mechy oliwić, do wojny się szykować!
O tym, że niełatwa jest praca najemnika z świecie Armored Core dowiemy się już niedługo, ale to co najważniejsze – chcę więcej. I nawet nie myślę o tym w kontekście faktu, iż jest to gra twórców wielu moich ulubionych gier i śmiało można byłoby powiedzieć, że From Software praktycznie nie chybia. Klimat i rozgrywka w tym kawałku kodu była tak miodna, że trudno nie być spokojnym o efekt końcowy oraz to, że całość przyciągnie do ekranu na długie godziny.
Również poniekąd rozumiem dlaczego twórcy czekali tak długo z tym, aby zacząć w ogóle o Fires of Rubicon myśleć. Rozmach, z którym stworzony jest ten świat oraz możliwości sprzętowe dzisiejszych maszyn sprawiają, że można w tym aspekcie zdecydowanie mocniej zaszaleć niż kilkanaście lat temu. Biorąc pod uwagę to, co już widziałem mam wrażenie, że totalnie nie widziałem wszystkiego i jest spora szansa, że From Software zaszaleje i pokaże coś, o czym będziemy rozmawiać przez kolejne miesiące… może i lata. Z kolei być może to również świetny sposób na to, aby wskrzesić kolejną markę, która przez ostatnie lata zaginęła bez wieści.
A żeby było ciekawiej, to w Armored Core VI: Fires of Rubicon mogliśmy zagrać z polskimi napisami, więc nie martwcie się – nie zagubicie się w gąszczu powiązań oraz technikaliów. Czas powoli smarować maszyny, przygotowywać tony ołowiu – za kilka tygodni będzie się działo!
Premiera Armored Core VI: Fires of Rubicon już 25 sierpnia 2023 na PlayStation 5, Xbox Series X/S oraz PC. Gra pojawi się również na konsolach poprzedniej generacji – PlayStation 4 oraz Xbox One.
Z-ca Redaktora Naczelnego Gram.pl. Wielbiciel wyścigów, bijatyk i tych gier, które zasadniczo nikogo. To ja zacząłem ruch #GrajciewYakuzę. Po godzinach fan muzyki niezależnej i kuchni koreańskiej.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!