Gwiezdne wojny: Akolita – recenzja serialu. Nowa-stara Republika

Radosław Krajewski
2024/06/04 18:00
5
0

Na Disney+ debiutuje nowy aktorski serial z Gwiezdnych wojen. Oceniamy, czy Lucasfilm tym razem nie zawiódł swoich widzów.

Detektywi Jedi

Po dłuższej przerwie na Disney+ pojawi się nowy aktorski serial z uniwersum Gwiezdnych wojen. Akolita jest jednak szczególną produkcją ze względu na pierwsze ukazanie na ekranie ery Wielkiej Republiki, która została wprowadzona do Star Wars w 2021 roku i dostępna była do tej pory jedynie w książkach i komiksach. Twórcy serialu z showrunnerką Leslye Headland na czele, mieli więc więcej swobody w kreowaniu i eksploracji świata przedstawionego w swojej produkcji. Ale jednocześnie ciążyła na nich spora odpowiedzialność, aby Gwiezdne wojny: Akolita był serialem wyjątkowym, pokazującym możliwości nowej ery, w której pojawią się kolejne produkcje w przyszłości. Dodatkowo uniwersum wciąż mierzy się z krytyką wielu widzów, więc najnowszy tytuł mógł odmienić mało przychylny obraz ostatnich aktorskich seriali. Czy ta sztuka się udała? Przynajmniej w pierwszej połowie Akolita jest nierówny i niczym klasyczna istota samej Mocy, od początku wyczuwalna jest dwoistość tego serialu, która nie zawsze wypada korzystnie dla tej produkcji.

Detektywi Jedi, Gwiezdne wojny: Akolita – recenzja serialu. Nowa-stara Republika

Era Wielkiej Republiki powoli dobiega końca. Jedi nieoczekiwanie mierzą się z kolejnym zagrożeniem, które zabija mistrzów Zakonu. Jedyny świadek zabójstwa wskazuje na byłą padawankę mistrza Sola (Jung-jae Lee), Oshę (Amandla Stenberg), która przed laty zrezygnowała z dalszego kształcenia się w tajnikach Mocy. Jej śladem podąża młody mistrz Yord Fandar (Charlie Barnett). Dziewczyna musi dowieść swojej nienasienności, gdy nagle pojawiają się echa jej straszliwej przeszłości. Mistrz Sol wraz ze swoją nową padawanką Jecki Lon (Dafne Keen) i Yordem wyruszają na misję, aby złapać zabójcę i uchronić pozostałych Jedi przed śmiercią. Jednak cele mordercy nie wydają się przypadkowe i sam mistrz Sol jest jedną z zagrożonych osób.

Od dawna uważam, że takie serie jak MCU, czy Gwiezdne wojny mają miejsce na gatunkowe historie. Dlatego z zaintrygowaniem czekałem na Akolitę, który według obietnic twórców miał być czymś nowym dla całego uniwersum, podążając drogą kryminałów. Wciągająca opowieść w świecie Gwiezdnych wojen z Jedi jako detektywami? Brzmiało to jak prawdziwy powiew świeżości i coś na tyle znanego widzom, ale oryginalnego w Gwiezdnych wojnach, że nie miało prawa się nie udać. Weryfikacja rzeczywistości okazała się jednak brutalna i gdy w głównym wątku nie brakuje motywu znanego z kryminału, to jednak serialowi daleko do tego gatunku. Pod względem formalnym Akolita w zasadzie nie różni się od Ahsoki, czy poprzednich seriali z Gwiezdnych wojen, więc brakuje tu więcej odwagi i nietuzinkowych pomysłów, które wyróżniałyby tę produkcję na tle pozostałych.

Tym bardziej że serial zawodzi pod względem wykorzystania ery Wielkiej Republiki. Chociaż jest to jej schyłek, to jednak liczyłem, że ta era wizualnie będzie znacząco różnić się od tych znanych z trzech trylogii Gwiezdnych wojen. Niestety, ale oprócz szat Jedi, praktycznie otrzymujemy ten sam świat, wykorzystujący niemal identyczne technologie, a nawet wizualnie brakuje tu jakichś podkreśleń, że o to jesteśmy świadkami historii z zupełnie innej epoki. Mimo to serial prezentuje się bardzo ładnie i efekty specjalne w większości stoją na wysokim poziomie. Przyczepić się można jedynie do leśnych lokacji z czwartego odcinka, które wyglądają sztucznie, plastikowo i brakuje im głębi. Ale poza tym Akolita może się wizualnie podobać, a i gwiezdnowojennego klimatu tu nie brakuje.

Dużym problemem jest sama fabuła, która u swoich podstaw jest ciekawa i intrygująca, ale jej wykonanie pozostawia sporo do życzenia. Śledzenie próby udowodnienia swojej niewinności przez Oshę jest wciągająca, ale dosyć pośpieszna i nie do końca wykorzystana. Już w drugim odcinku bohaterowie dowiadują się, kto stoi za zbrodniami, przez co cały aspekt kryminalny szybko zaczyna się rozmywać. Dlatego też to pierwszy epizod wzbudza największą ciekawość i zarazem złudną nadzieję, że będzie to serial, który aż tak bardzo nie będzie odstawał od docenionego Andora. Niestety historia w Akolicie o wiele bardziej nadawałaby się na pełnometrażowy film niż serial, co brutalnie widać pod koniec czwartego epizodu, którego akcja zostaje urwana w najlepszym momencie. Serialowa forma tym razem nie sprawdza się za dobrze, a najwidoczniej sami twórcy nie do końca wiedzieli, jak ją odpowiednio wykorzystać.

Kung-Fu Moc

Scenarzyści Gwiezdnych wojen: Akolity nie ustrzegli się niestety wielu nielogiczności i fabularnych głupotek. Jest to zmora wielu obecnych produkcji, w których akcja stoi na pierwszym miejscu, a dopiero później ciąg przyczynowo-skutkowy i logika działań bohaterów. Widzimy to chociażby w scenie, gdy młody mistrz Jedi i jego padawanka mają schwytać domniemaną zabójczynię jednej z najbardziej doświadczonych i szanowanych Jedi. Raczej należałoby się spodziewać większego „komitetu powitalnego” dla osoby, która została podejrzana o morderstwo. Podobnych problemów z historią jest o wiele więcej, ale że serial już od pierwszych scen najeżony jest spoilerami, pozwolę Wam je samemu odkryć.

Kung-Fu Moc, Gwiezdne wojny: Akolita – recenzja serialu. Nowa-stara Republika

GramTV przedstawia:

Produkcja ma mało właściwej akcji, ale sceny pojedynków są naprawdę dobrze wykonane. Jest to ta oczekiwana nowość w Gwiezdnych wojnach, w których starcia nie polegają już tylko na machaniu mieczem i widowiskowych akrobacjach, ale raczej na równie widowiskowych sztukach walki, którymi posługują się bohaterowie, czy też samego wykorzystania Mocy. Z pewnością nie zabraknie bardziej klasycznych starć na miecze świetlne, ale w pierwszej połowie sezonu takiego nie uświadczymy. Szczególne wrażenie robi scena znana ze zwiastunów i innych materiałów promocyjnych, w której widzimy walkę mistrzyni Indary o swoje życie.

Akolita cierpi na brak ciekawych postaci. Gdy Amandla Stenberg tworzy charyzmatyczną, niejednoznaczną bohaterkę, tak reszta jej wyraźnie ustępuje, odgrywając postacie, które przede wszystkim mają służyć historii. To wina scenariusza, że Jung-jae Lee, Dafne Keen, Charlie Barnett, czy Carrie-Anne Moss niespecjalnie mają co zagrać. Mimo to koreańskiemu aktorowi wcielającemu się w Sola jeszcze jakoś udaje się wyjść z tego obronną ręką, a Dafne Keen przynajmniej wyróżnia się imponującą charakteryzacją, ale już Charlie Barnett i reszta zupełnie nie potrafią zaznaczyć swojej obecności w całej historii. Wielkiej Republika charakteryzuje się mnogością Jedi i wielu z nich poznaliśmy już w książkach i komiksach. Mimo to Jedi zaprezentowani w serialu są dużo mniej ciekawi i godni zapamiętania, niż ktokolwiek zasiadający w Radzie Jedi z trylogii prequeli, nawet jeżeli pojawił się na ekranie na krótką chwilę.

Z recenzji Gwiezdnych wojen: Akolity wybija się negatywny wydźwięk, ale to raczej głos smutku i rozczarowania, że nie jest to tak dobry serial, jak bez wątpienia mógłby być. Czasami Akolita prezentuje naprawdę wysoki poziom, ale są to tylko krótkie fragmenty, które pokazują, czym mógłby być ten serial, gdyby był bardziej przemyślany, dopracowany, a co najważniejsze, gdyby Lucasfilm nie zabrakło odwagi. Pierwsza połowa sezonu to zaledwie wprowadzenie, więc w drugiej może jeszcze się sporo zmienić i mam nadzieję, że tak właśnie będzie. Jeżeli więc nie macie wysokich wymagań wobec tego serialu, to z pewnością powinniście spróbować, nawet jeżeli odbiliście się od Ahsoki, czy Obi-Wana Kenobiego. To nieco inna i lepsza produkcja od tych dwóch seriali, ale nadal cierpiąca na wiele problemów.

5,5
Gwiezdne wojny: Akolita rozpoczyna w serialowym świecie nową erę, ale ze starymi dla serii problemami.
Plusy
  • Niezły początek historii z kryminalnym motywem
  • Ciekawa główna bohaterka…
  • …a grająca ją Amandla Stenberg bez trudu przejmuje całą uwagę widza na siebie
  • Dynamiczne i efektowne sceny walk
  • Efekty specjalne stojące na wysokim poziomie
Minusy
  • Fabuła szybko porzuca konwencję kryminału
  • Serialowa forma nie sprawdziła się dla takiej opowieści
  • Irytujący cliffhanger w zakończeniu czwartego odcinka
  • Mało ciekawe postacie poboczne
  • Niektóre lokacje wyglądają sztucznie i płasko
  • W niczym nie wyróżnia się jako pierwsza produkcja z ery Wielkiej Republiki
  • Sporo nielogiczności w działaniach bohaterów
Komentarze
5
dariuszp
Gramowicz
12/06/2024 23:11
wolff01 napisał:

To byłem ja :P Zapytam tylko tak - słyszałeś o odcinku 3? Doceniam że nie chcesz im nabijać statystyk (choć i tak te im skoczą bo ten odcinek będą chcieli zobaczyć wszyscy po takiej antyreklamie), ale jak chcesz zobaczyć jak zabija się ostatecznie franczyzę to możesz zobaczyć, chociaż wiem że lubisz SW więc może to dla ciebie być zbyt wiele. Pani Headland za 180 mln robi sobie jakąś terapię niszcząc przy tym kompletnie lore, szkoda tylko że w Hollywood to teraz norma.

Ja naprawdę bym chciał żeby SW było fajne, ale mi wystarczy spojrzeć na tych ludzi którzy to kręcą lub w tym grają (nie wszyscy, tylko te pajace które nie wiadomo skąd się wzięły i się teraz lansują) żeby mnie automatycznie od tego odpychało, a moje źródła, a teraz recenzje odcinka 3 tylko potwierdzają że miałem rację.

Ja uważam że Star Wars został dawno zniszczony. Ale po Mandalorianie liczyłem że ustawią na górze Favreau i pozwolą mu działać ale się okazało że jednak nie. 

Prequele wbrew powszechnej opinii lubię ale widzę jedną rzecz. Prequele mają fatalne, drewniane dialogi. I co ciekawe, Mark Hamill opowiadał o okropnych dialogach w oryginale i wszyscy błagali Lucasa by je zmienił. I je zmienił. Tak samo długo cięli film by zrobić to co wszyscy pokochali tak mocno. 

I widziałem w Prequelach że jak teraz Lukas jest gwiazdą to już nikt mu nie odmawiał ani go nie krytykował i dostaliśmy te same drewniane dialogii o których Hamill mówił jak był młody w wywiadach.

https://www.reddit.com/r/SnapshotHistory/comments/1ao798h/mark_hamill_on_the_one_line_he_begged_george/

To co zrobił Disney woła o pomstę do nieba ale generalnie już od wielu lat dla mnie Star Wars jest martwe. Mandalorian to było takie podrygiwanie trupa. 

wolff01
Gramowicz
12/06/2024 21:49
dariuszp napisał:

Eh, oddaje honor temu kto mi powiedział po tym jak spodobał mi się trailer z tą walką że twórcy użyją ten serial jako wehikuł pod aktywizm plus osoby tworzące serial wiedzą tyle o Star Wars co ja o balecie. 

Bo odpowiedziałem tej osobie że jak na razie wygląda to dobrze.

I nie pamiętam kto to był ale wychodzi na to że ta osoba miała racje. 

Nawet nie będę tego otwierał żeby im nie nabijać statystyk. Szkoda czasu. 

To byłem ja :P Zapytam tylko tak - słyszałeś o odcinku 3? Doceniam że nie chcesz im nabijać statystyk (choć i tak te im skoczą bo ten odcinek będą chcieli zobaczyć wszyscy po takiej antyreklamie), ale jak chcesz zobaczyć jak zabija się ostatecznie franczyzę to możesz zobaczyć, chociaż wiem że lubisz SW więc może to dla ciebie być zbyt wiele. Pani Headland za 180 mln robi sobie jakąś terapię niszcząc przy tym kompletnie lore, szkoda tylko że w Hollywood to teraz norma.

Ja naprawdę bym chciał żeby SW było fajne, ale mi wystarczy spojrzeć na tych ludzi którzy to kręcą lub w tym grają (nie wszyscy, tylko te pajace które nie wiadomo skąd się wzięły i się teraz lansują) żeby mnie automatycznie od tego odpychało, a moje źródła, a teraz recenzje odcinka 3 tylko potwierdzają że miałem rację.

dariuszp
Gramowicz
05/06/2024 18:15

Eh, oddaje honor temu kto mi powiedział po tym jak spodobał mi się trailer z tą walką że twórcy użyją ten serial jako wehikuł pod aktywizm plus osoby tworzące serial wiedzą tyle o Star Wars co ja o balecie. 

Bo odpowiedziałem tej osobie że jak na razie wygląda to dobrze.

I nie pamiętam kto to był ale wychodzi na to że ta osoba miała racje. 

Nawet nie będę tego otwierał żeby im nie nabijać statystyk. Szkoda czasu. 




Trwa Wczytywanie