Po pięcioletniej przerwie Hellboy powrócił na ekrany kin. Oceniamy, czy jest szansa na nową serię.
Nie nadaje się nawet na streaming
Minęło dwadzieścia lat od ostatniego udanego filmu o Hellboyu. Komiks Mike’a Mignoliego nie odniósł sukcesów na polu ekranizacji i nawet sam Guillermo del Toro nie potrafił powtórzyć sukcesu pierwszej produkcji i wydana cztery lata później kontynuacja okazała się zaledwie cieniem oryginału. Chociaż film nie zarobił na siebie, to mimo wszystko zaplanowano trzecią część, która jednak nigdy nie powstała z powodu zaangażowania się reżysera w swoje własne pomysły. Dla del Toro był to odpowiedni wybór i w ostatnich latach mógł cieszyć się z aż trzech Oscarów. Ale Hellboy na wiele lat trafił do zamrażarki i dopiero w 2019 roku doczekaliśmy się następnej ekranizacji, która nieprzypadkowo stała się obiektem internetowych kpin. Produkcja z Davidem Harbourem w roli głównej była spektakularną klapą, która mogła spowodować, że Hellboy na długie lata nie miałby wstępu na duży ekran. Koniec końców dla fanów twórczości Mignoliego stało się coś o wiele gorszego. Posiadacze praw do filmowych adaptacji zdecydowali się dać „dziecku z piekła rodem” jeszcze jedną szansę, ale ograniczając budżet do minimum, zatrudniając mało znanych twórców i jeszcze mniej rozpoznawanych aktorów. Czy mogło wyjść z tego coś dobrego? Tak, gdyby tylko Hellboy: Wzgórza nawiedzonych trafił od razu na YouTube jako fanowski film.
Twórcy obiecywali najwierniejszą ekranizację w historii filmowych adaptacji komiksów o Hellboyu. Nie mnie oceniać, jak bardzo Wzgórza nawiedzonych trzymają się oryginału, jako że tych powieści graficznych autorstwa Mignoliego po prostu nie znam. Mogę jednak stwierdzić, że to produkcja zupełnie inna od pozostałych trzech ekranizacji, która nie jest nastawiona na widowiskową akcją, efektowne walki, czy wysokobudżetowe efekty specjalne. I taka zaczerpnięta z komiksów przyziemna historia jak najbardziej mogłaby się sprawdzić w przypadku Hellboya, stojąc w kontrze do przepłacanych filmów z uniwersum Marvela, czy DC. Ale problemy Wzgórza nawiedzonych widać już od pierwszych ujęć, które piętrzą się wraz z kolejnymi scenami. Gdyby był to fanowski film stworzony przez grupę amatorów lub początkujących filmowców, można byłoby piać z zachwytu i być pod wrażeniem ich pracy i wysiłków. Ale nie można zapominać, że to produkcja kosztująca 20 mln dolarów, a wygląda o wiele gorzej i bardziej amatorsko od wydanego niedawno Terrifier 3 za 2 mln dolarów.
Do pewnego stopnia jestem w stanie docenić, że tym razem film o Hellboyu próbuje skręcić bardziej w stronę horroru, na pierwszym miejscu stawiając klimat grozy i historię pełną tajemnic oraz zwrotów fabularnych, niż samą akcję. To miałoby sens, gdyby tylko za kamerą posadzono kogoś, kto specjalizuje się w takim kinie. Zamiast tego wybrano Briana Taylora, czyli osobę, która bardziej gustuje w akcyjniakach. W końcu to spod jego skrzydeł wyszły takie produkcje, jak dwie części Adrenaliny z Jasonem Stathamem, Gamer, czy Ghost Rider 2. Taylor wyraźnie nie radzi sobie z budowaniem odpowiedniej atmosfery, napięcia, czy zagrożenia dla głównych bohaterów. Za to otrzymujemy sporo nużącej ekspozycji i długiego biegania po jeszcze bardziej usypiających leśnych terenach, które to sceny spokojnie można byłoby wyciąć, a historia nic by na tym nie straciła.
Nie można jednak odmówić Hellboyowi: Wzgórze nawiedzonych potencjału, jako że mamy tu do czynienia z historię o wiedźmach i słynnym Crooked Manie. Hellboy (Jack Kesy) i specjalna agentka Bobbie Jo Song (Adeline Rudolph) lecą samolotem nad Appalachami, kiedy ich żywy ładunek wydostaje się z paczki, zagrażając lokalnym mieszkańcom. Niespodziewanie natrafiają na Toma Ferrella (Jefferson White), który staje się ich przewodnikiem po lesie, w którym panuje zła wiedźma Effie Kolb (Leah McNamara). Hellboy postanawia rozwiązać ten problem, ale nie zdaje sobie sprawy, jak trudne będzie to zadanie. Na papierze więc otrzymujemy wszystkie elementy, za które fani pokochali twórczość Mignoliego, ale nawet scenariusz pozostawia sporo do życzenia, co jest o tyle zaskakująca, że sam ojciec Hellboya wymieniony jest wśród scenarzystów.
Hell no!
Rozczarowują również nieliczne sceny akcji, które albo są źle zrobione, albo efekt całości psuje koszmarnie słabe efekty specjalne lub sama długość tych scen, które szybciej się kończą, niż się zaczęły. Hellboy nie ma tu więc zbyt wiele do roboty, przez co przez większość czasu jedynie odpala kolejne papierosy lub rzuca kąśliwymi uwagami. To zdecydowanie najgorsza interpretacja tego bohatera, który nie ma w sobie choć krzty charyzmy, będąc po prostu pomalowanym na czerwono facetem. Grający go Jack Kesy po prostu znika pod toną makijażu, nie mając nawet okazji, aby cokolwiek ciekawego zaprezentować. Wcale lepiej nie jest z resztą aktorów, którzy grają jak w szkolnym teatrze, bez podkreślania emocjonalnego stanu swoich bohaterów, czy też większego zaangażowania. Kiepsko wypada także sam główny antagonista, który jest równie nieciekawą i nieporywającą postacią, jak cała reszta.
GramTV przedstawia:
Na osobne słowa krytyki zasługuje sama strona techniczna, która grubą kreską oddziela Hellboya: Wzgórza nawiedzonych od bardziej profesjonalnych filmów. Zarówno poszczególne ujęcia, jak i koszmarny montaż, żeby nie wspominać już nawet o takich podstawach, jak oświetlenie, czy kostiumy i charakteryzacje, ocierają się o amatorskie i fanowskie produkcje, których pełno na YouTubie. Nic więc dziwnego, że dystrybutor zdecydował się wycofać film z amerykańskich kin, najwyraźniej nie chcąc pokazywać na dużym ekranie produkcji, która powinna zostać udostępniona za darmo na platformie Google’a.
Hellboy: Wzgórza nawiedzonych to równie zła produkcja, jak film z 2019 roku. Dzieło Briana Taylora ma jednak trochę inne problemy, które może i tak nie irytują, ale powodują uczucie rozczarowania i straconego czasu. Szkoda, że film całkowicie nie idzie w stylistykę horroru, bo dałoby się to jeszcze uratować z odpowiednimi twórcami. A tak otrzymujemy produkcję, która nie może zdecydować się, czym i dla kogo chce być, przez to staje się pustym obrazem dla nikogo. To smutne, że Hellboy skończył tak marnie, bo ten bohater zasługuje na o wiele więcej.
1,0
Hellboy: Wzgórza nawiedzonych to ostateczny gwóźdź do trumny filmowych adaptacji komiksów Mike’a Mignoliego.
Plusy
Mimo wszystko nie powoduje takiej irytacji jak film z 2019 roku.