To świetna gra, która przywoła wspomnienia. Sporo tu z Silent Hilla, Rule of Rose i Kuon.
Perełka z Kickstartera
Zanim dane nam będzie zagrać w pełnoprawny remake Silent Hill 2 autorstwa rodzimego studia Bloober Team (premiera 8 października), niezależny twórca Nathan Hamley zaserwuje nam nostalgiczną podróż w przeszłość za sprawą Hollowbody, które stylem wykonania nawiązuje nie tylko do wspomnianego klasyka firmy Konami, ale także Silent Hill 3, Rule of Rose oraz Kuon. Tak, tak, za Hollowbody, o którym przeczytacie szerzej w kolejnych akapitach, odpowiada jedna osoba, a sama gra powstała dzięki zbiórce na platformie Kickstarter. Nic tylko się cieszyć, bo to świetna produkcja, choć w tym przypadku naprawdę nie dla każdego. Ale zacznijmy od początku.
O co tu chodzi?
Główną bohaterką opowieści przedstawionej w Hollowbody jest Mica, nielicencjonowana shipperka z czarnego rynku, której partnerka o imieniu Sasha zaginęła w trakcie jednej z wypraw. Na szczęście kobiecie - dzięki pomocy jednego z kompanów i strażnika granicznego, po niezwykle długich 12 dniach udało się powrócić do strefy, gdzie miała raptem dwie godziny (łącznie z przelotem) na odnalezienie swojej przyjaciółki. Nie wszystko jednak poszło zgodnie z planem, w efekcie czego Mica trafiła zupełnie gdzieś indziej… To dystopijna, niedaleka przyszłość, w której nasza osamotniona protagonistka nie cofnie się przed niczym, by znaleźć drogę ucieczki. Ale co z Sashą? Odpowiedzi na to, a także szereg innych pytań, poznamy oczywiście grając w Hollowbody.
Podróż do przeszłości
Już od pierwszego uruchomienia Hollowbody, kiedy na ekranie pojawia się logo producenta, a zarazem i wydawcy, czyli jednoosobowej firmy Headware Games, można odnieść wrażenie, że odkryliśmy relikt przeszłości. Grę, która zadebiutowała grubo ponad 20 lat temu, ale dopiero teraz faktycznie ujrzała światło dzienne. Bo w zasadzie tak krótkimi słowami można podsumować to, co oferuje Hollowbody.
Hollowbody to świetna lekcja historii dla tych, którzy nie mieli okazji zagrać w klasyczne survival horrory, a także przejmujący powrót do przeszłości dla osób, które pamiętają, jak niegdyś zrealizowane były gry reprezentujące wspomniany gatunek. Nie będę już więcej przywoływał tytułów, którymi inspirował się Nathan Hamley, ale jeśli chcecie to sprawdźcie trailery czy też gameplaye z recenzowanej produkcji, a następnie znajdźcie filmiki prezentujące rozgrywkę w Silent Hill 2, 3, Kuon i Rule of Rose.
Sposób poruszania się głównej bohaterki Hollowbody został świetnie odwzorowany. Owszem, to drętwa i toporna animacja, ale wszystko tutaj - włącznie z niekoniecznie intuicyjnym menu, w którym zarządzamy dostępnymi przedmiotami i łączymy je niekiedy ze sobą - stylizowane jest na zamierzchłe czasy. Choć na upartego można uznać, że rozgrywka w Hollowbody została ukazana z perspektywy trzeciej osoby, kamera nie zawsze umieszczona jest za plecami naszej protagonistki. Czasami mamy widok z góry, innym razem z rogu jakiegoś pomieszczenia. Kamera momentami nie ułatwia nam w zorientowaniu się w sytuacji czy też podczas ucieczki przed potworami. Ale to również na plus, bo tak było kiedyś, tak również zwyczajnie musi być w Hollowbody.
GramTV przedstawia:
Hollowbody nie pozwala na zapisywanie stanu rozgrywki w dowolnym momencie. Gdyby tak było, kampanię fabularną skończyłbym z pewnością nieco szybciej. Zamiast “szybkich sejwów” mamy tutaj albo punkty kontrolne, albo też możliwość korzystania z telefonu, przy którym - po wysłuchaniu kilku niekoniecznie ciepłych słów z drugiej strony aparatu - możemy zapisać stan gry. Co ważne, autor przygotował dwa poziomy trudności - casualowy, gdzie jest mniej przeciwników ze słabszymi atakami, a także drugi, standardowy. Możemy więc dostosować poziom wyzwania do własnych preferencji.
Początek gry, w którym widzimy ujęcie na wielki, ogromny wręcz hotel przypominający rodzime “bloki z płyty” może wskazywać, że to właśnie przede wszystkim w nim i częściowo być może w okolicznych miejscach - będzie rozgrywać się akcja Hollowbody. Tak się jednak nie dzieje, bo stosunkowo szybko wychodzimy poza mury budynku, trafiając do wielu różnorodnych lokacji - odwiedzamy między innymi pobliski kościół, eksplorujemy ulice zrujnowanego miasta wypełnione wrakami samochodów, a nawet… schodzimy pod ziemię. W zdecydowanej większości przypadków stosunkowo łatwo się w grze odnaleźć, tym bardziej że mamy do dyspozycji podręczną mapę z zaznaczonym celem podróży, niemniej znajdziemy tu kilka fragmentów, w których jednak trzeba odrobinę pogłówkować. I - choć to może lekki spoiler - nie wszystkie zagadki trzeba rozwiązać, by dojść do finału opowieści. A przynajmniej jednego z nich, bo gra oferuje kilka zakończeń.
Na szczęście jednak wszystkie zagadki logiczne w Hollowbody są… po prostu logiczne. Jeśli gdzieś musimy użyć danego przedmiotu, to leży on nieopodal, tak samo zresztą jak wskazówka, dzięki której uporamy się z łamigłówką. A jeśli wydaje się, że czegoś nie da się rozwiązać, to najprawdopodobniej przegapiliśmy jakiś fragment i musimy jeszcze pochodzić po okolicy, by odkryć to, co wcześniej nam umknęło.
Hollowbody to również - a jakże - toporne starcia z przeciwnikami. Na szczęście i tutaj autor wyszedł ze wszystkiego obronną ręką, bo, po pierwsze, oddał do naszej dyspozycji zarówno bronie palne, jak i bronie białe, więc nie dojdzie do sytuacji, w których jedynym wyjściem jest ucieczka przed wrogami. Po drugie natomiast, korzystając czy to ze strzelby, czy też rewolweru, zawsze blokujemy kamerę na przeciwniku, co zdecydowanie ułatwia celowanie. Dzięki tej opcji nie musimy zmagać się z - mimo wszystko przestarzałym - sterowaniem. To sprawia, że nie zaczynamy przeklinać pod nosem, widząc kolejnych oponentów. Szkoda tylko, że w przedpremierowych zapowiedziach twórca utrzymywał, jakoby starcia z wrogami miały być jedynie dodatkiem do eksploracji i fabuły. Niekiedy przeciwników pojawiało się nad wyraz sporo, a czasem musiałem ich wymijać (szukając odpowiedniego miejsca do walki) w wąskim przejściu.
Podsumowanie
Zasadniczo oceniając Hollowbody ciężko się do czegokolwiek przyczepić. Tu wszystko działa, jak należy. Warto jednak pamiętać, że to stylizowana na staroszkolne survival horrory produkcja, a co za tym idzie wszechobecna toporność i przestarzałe mechaniki w połączeniu z niezbyt zaawansowanymi animacjami postaci i, bądź co bądź klimatyczną, ale właśnie niskiej jakości oprawą wizualną, to elementy, które nie każdemu przypadną do gustu. Jeśli jednak znajdujecie się w grupie docelowej i z łezką w oku wspominacie godziny spędzone czy to z serią Silent Hill czy też innymi klasykami przed laty, to Hollowbody jest właśnie dla was.
8,0
Uwielbiam rynek gier niezależnych. Dzięki niemu dostajemy tak świetne produkcje, jak Hollowbody.
Plusy
ciekawa kampania fabularna z odpowiednim tempem rozgrywki
różnorodne lokacje
ciekawe i przede wszystkim logiczne zagadki
dwa poziomy trudności do wyboru
retro grafika sprawdza się tu idealnie
Minusy
momentami zbyt wielu przeciwników w jednym miejscu
W gram.pl od 2008 roku, w giereczkowie od 2002. Redaktor, recenzent. Podobno dużo gra w Soulsy, choć sam twierdzi, że to nieprawda. To znaczy gra, ale nie aż tak dużo.