Długo oczekiwana kontynuacja Jokera nareszcie zadebiutowała w kinach. Oceniamy, czy da się drugi raz opowiedzieć ten sam zabójczy kawał.
Ofiara czy zimnokrwisty zabójca?
Wydawało się, że po premierze pierwszego Jokera kino komiksowe już nigdy nie będzie takie samo. Todd Phillips otworzył dla DC Studios zupełnie nową ścieżkę, którą zainteresować się mogły osoby, które nie przepadają za superbohaterskimi produkcjami i nie obchodzą ich zmyślone wojny z fioletowymi kosmitami. Marvel z tego zaproszenia, jakie Joker wysłał do całej branży, nie skorzystał, a DC nie do końca wiedziało, jak ponowić ten sukces i przekuć go w coś większego. Po drodze mieliśmy jeszcze mocno osadzonego w naszej rzeczywistości Batmana, a obecnie na Max możemy oglądać serial Pingwin, ale to nie do końca było to. Joker stał się więc unikatową produkcją na tle całej reszty tytułów z uniwersum Marvela, DC, czy Sony. Zamiast jednak otrzymać kolejne podobne filmy o genezie słynnych złoczyńców, takich jak Dwie Twarze, Pingwin, Hush, czy Bane, dostaliśmy Joker: Folie à deux, gdzie istotną rolę miała odgrywać Harley Quinn. W tym podejściu nadal tkwił potencjał, ale został całkowicie zmarnowany przez Phillipsa i resztę twórców, którzy woleli postawić na nieudane eksperymenty, przy okazji konfrontując się z dziedzictwem pierwszej części, niż nakręcić autonomiczny film, który opowiadałby w nurtujący i wciągający sposób o dalszych losach tytułowego bohatera.
Arthur Fleck (Joaquin Phoenix) przebywa w Arkham, więzieniu dla psychicznie chorych, oczekując na swój proces. Prokuratura pod przewodnictwem Harveya Denta (Harry Lawtey) chce dla niego kary śmierci, co spotyka się ze sprzeciwem tej części opinii publicznej, która sympatyzuje z Jokerem. Jedną z nich jest Lee (Lady Gaga), która zafascynowana jest Jokerem i chce mu pomóc, aby Arthur został uznany za niepoczytalnego. Krucha psychika Flecka musi zdecydować, czy chce pozostać idolem tłumów, stając się Księciem Zbrodni, czy też zachować swoją pierwotną osobowość i przyznać się do popełnionych zbrodni.
Film zaczyna się obiecująco, bo od przywodzącej na myśl kreskówki w stylu Zwariowanych melodii, która pokrótce tłumaczy najważniejszą scenę z pierwszej części, nakreślając główny kontekst tej opowieści. I największym problemem Joker: Folie à deux jest to, że produkcja mogłaby się na tym zakończyć, bo dalsza część niewiele ma więcej do dodania. Doceniam, że Phillips konfrontuje się ze swoim własnym filmem z 2019 roku i kultem, jaki urósł przy Jokerze, jednocześnie wyśmiewając, ale i pokazując problem tych osób, które nagle zaczęły stawiać Jokera na piedestale. W kontynuacji reżyser mówi wprost, że oni się mylą i stanowią część społecznego problemu, ubóstwiając morderców, ale i więżą przypadkowych celebrytów, którymi najbardziej medialni przestępcy również się stają, nie chcąc poznać ich od innej strony, a pożądają jedynie mitu, pomnika, który stworzył ich obiekt kultu. Dlatego też Joker: Folie à deux staje się pod koniec przewrotny, ale niestety w samym filmie nie działa to ta, jak należy.
Wszystkiemu winna jest nieudana stylistyka, która łączy w sobie dramat sądowy z musicalem, a przynajmniej tak to wygląda w teorii. Bo rzeczywiście otrzymujemy wstawki rodem z musicali, które dają nam wgląd w zwichrowany umysł Arthura Flecka, ale w gruncie rzeczy nic one nie wnoszą i gdyby wyciąć je z filmu, Joker: Folie à deux kompletnie nic na tym by nie stracił, a jedynie zyskał. Niestety tempo prowadzenia historii jest bardzo powolne, co szybko doprowadza do nudy. Chociaż druga część jest niewiele dłuższa od poprzedniczki, to o wiele za mało jest tu elementów, które popychają fabułę do przodu, przez co Joker 2 wydaje się o co najmniej godzinę dłuższy. W zwiększeniu tempa akcji nie pomagają sceny sądowe, które nie mają w sobie żadnego napięcia, dynamizmu, czy zwrotów akcji, a ich widowiskowość polega wyłącznie na nonszalanckim zachowaniu grającego głównego bohatera Joaquina Phoenixa.
Żyjemy w takim społeczeństwie
Co jest jednak najlepsze w Joker: Folie à deux, to elementy, które zostały wprost zaczerpnięte z pierwszego filmu. Oprócz znów świetnego Phoenixa, podobać się może również specyficzna atmosfera wzmacniana przez niezłe zdjęcia i samą kolorystykę ujęć. Dobrze również posłuchać znajomych motywów, ale tym razem ścieżka dźwiękowa nie zagości u mnie na dłużej, jak miało to miejsce w 2019 roku. Kompozytorka Hildur Guðnadóttir nie dodała zbyt wiele nowych utworów, a gdy już się pojawiają, to nie wpadają w ucho i wyraźnie odstają od muzyki wprost wyjętej z pierwszego filmu.
GramTV przedstawia:
Szkoda, że przez niemal całe Joker: Folie à deux jesteśmy zamknięci w więzieniu Arkham. W pierwszym Jokerze miasto Gotham było jednym z bohaterów filmu, a ta wizja wielkiej metropolii była równie pociągająca, co ta od Matta Reevesa w Batmanie. O ile nie bardziej, będąc mocniej osadzona w polityce i problemach zwykłych mieszkańców. Tam to działało, jako obraz zdeprawowanych elit i skłonnych do anarchii obywateli, przez których rodziło się zło. W drugim Jokerze żyjemy w społeczeństwie, które samo wybiera sobie potwora i gloryfikuje go, ale odbywa się to raczej na słowo honoru, niż mamy okazję samemu tego doświadczyć z „poziomu ulicy”. Ta klaustrofobiczna atmosfera ma swoje plusy, ale zbyt rzadko film daje nam wyjść na powierzchnię i złapać kilka oddechów.
Rozczarowaniem jest również Lady Gaga, która niewiele wnosi do samego filmu. Nie można się szczególnie przyczepić do jej gry aktorskiej, która jest w porządku, ale artystka nie tworzy ciekawej postaci, która mogłaby jeszcze kiedykolwiek zaistnieć na ekranie. Co gorsza, nie zachwyca również w scenach musicalowych, a jedynie w większości piosenek wybija się swoim czystym głosem, nie pasując w duecie do chrypiącego Phoenixa, który jednak o wiele bardziej wpasowuje się swoim śpiewem do reszty klimatu filmu.
Zastanawiam się również, jakim cudem Joker: Folie à deux kosztował aż 200 milionów dolarów. Rozumiem, że tym razem dwie gwiazdy i reżyser zapewnili sobie odpowiednie wynagrodzenie już bez uwzględnieniu bonusów, ale wątpię, aby pochłonęli aż połowę całego budżetu. Nawet jeśli, to wciąż za 100 mln USD można byłoby nakręcić bardziej spektakularny film. I to nie jest tak, że drugi Joker jest brzydki, ale z grubsza dostajemy bardzo zbliżoną produkcję pod względem technicznym do pierwszej części, ale z prawie czterokrotnie większym budżetem. To nie ma żadnego sensu, ani też uzasadnienia tego, co widzimy na ekranie.
Joker: Folie à deux nie jest nawet w połowie tak dobry, jak pierwsza część. To niepotrzebny przypis do pierwszej części, który co prawda wysnuwa ciekawe, ale niestety banalne wnioski o gloryfikacji przestępców i nacisków ze strony społeczeństwa, aby ich idole nigdy się nie zmieniali. Todd Phillips postawił na złego konia i próba wyróżnienia Jokera 2 poprzez musical po prostu nie wyszła, a nawet w pewnym sensie pogrzebała ten film. Po pierwszym Jokerze liczyłem, że otrzymamy podobne produkcje o innych słynnych komiksowych złoczyńcach, ale po Joker: Folie à deux już nie jestem pewny, czy chcę. Wydaje się, że pierwszy Joker był wypadkiem przy pracy i kino komiksowe już na dobre zostanie zabetonowane przez przaśne, komediowe, wyłącznie blockbusterowe produkcje. I nawet w serialach nie widać światełka w tunelu.
4,0
Joker: Folie à deux to nieudany żart, który nawet wyśpiewany, niewiele zmienia w samym odbiorze.
Plusy
Joaquin Phoenix wciąż świetny w roli Jokera
Technicznie jest bez zarzutów i zachowuje spójność z pierwszą częścią
Niezły morał i wyśmianie widzów, którzy zaczęli budować Jokerowi pomnik…
Minusy
…ale jest w tym sporo banalności i powtarzalności
Kiepski musical i nieporywający dramat sądowy
Lady Gaga nie tworzy wartej zapamiętania, porywającej postaci
Klaustrofobia szybko zaczyna się udzielać, a Gotham zobaczymy raptem kilka razy
Scenariusz wyraźnie kuleje
Todd Phillips złapał się na pułapkę podążenia za złudną oryginalnością
Tak jak mówiłem, forma musicalu pewnie wyjdzie im bokiem ale jeszcze poczekam na opinie przeciętnych widzów gdyż to oni mocno odpowiadali za sukces pierwszej części w przeciwieństwie do recenzentów choć nie będę się oszukiwać, że po za USA musicale są jakoś szczególnie popularne