Już mi się nie chce - recenzja Sword Art Online: Fractured Daydream

Jakub Zagalski
2024/10/21 14:00
0
1

Jeśli jesteś fanem/fanką SAO, nową grę bierze w ciemno. Miłośników japońskich aRPG bez sentymentu do materiału źródłowego zapraszam do recenzji, bo mamy do pogadania.

Już mi się nie chce - recenzja Sword Art Online: Fractured Daydream

Postawmy sprawę jasno – Sword Art Online jest na papierze idealną materią do przełożenia na język gier wideo. Akcja nowelek/anime/mangi rozgrywa się bowiem w wirtualnym świecie MMORPG, a główny bohater jest nastoletnim maniakiem tego typu zabawy. Seria doczekała się kilkudziesięciu tomów powieści (light novels), animowanych i komiksowych adaptacji, a Netflix szykuje się do nakręcenia aktorskiej wersji przygód Kirito i spółki. W świecie gier konsolowych SAO nigdy nie było prymusem - każda kolejna odsłona zasługiwała najwyżej na mocną tróję (takie 6/10 w skali Gram.pl). I niestety mimo wielkiego potencjału, jaki kryje się w Sword Art Online: Fractured Daydream, także i tym razem nie doczekaliśmy się przełomowej produkcji.

Sword Art Online: Fractured Daydream jest z założenia ciekawą mieszanką singlowej gry aRPG udającej MMORPG i sieciowej zabawy dla maksymalnie 20 graczy w jednym “pokoju”. Pod względem fabularnym mamy tu do czynienia z oryginalną historią, która teoretycznie może być strawna dla osób zupełnie nieznających uniwersum SAO. Ale nie da się ukryć, że tylko najwięksi fani w pełni docenią scenariusz z mnóstwem ciekawych nawiązań. Fractured Daydream wrzuca bowiem do jednego wora bohaterów i dawnych wrogów z poszczególnych serii SAO, stawiając przed nimi zupełnie nowe zagrożenie.

Choć brzmi to karkołomnie, scenarzyści nie pokpili sprawy i wyszło to naprawdę ciekawie. Obserwowanie znanych twarzy w zupełnie nowych konfiguracjach to prawdziwa gratka dla fanów. Cutscenki są znakomite, fabuła intryguje i wciąga, niestety pod koniec mocno się rozjeżdża. Grunt, że historia nie ciągnie się w nieskończoność i jest niewielka szansa, że gracz odpadnie przed finałem. Tryb fabularny jest bowiem zaskakująco krótki. Samotne granie bez robienia wszystkich pobocznych zadań i polowania na wszystkie przedmioty to zabawa na 12-15 godzin.

A co, jeśli nie zależy mi na trybie solo i od razu chcę wskoczyć na serwery? Z tym jest problem, choć na szczęście niewielki. Zabawa online nie jest dostępna od samego początku i siłą rzeczy trzeba spędzić jakąś godzinkę w trybie single player, zanim będziemy mogli wypróbować któryś z wariantów wieloosobowych. Trzeba też podkreślić, że grywalne postacie (w sumie 21, ale DLC z pewnością wydłużą listę) są odblokowywane wraz z postępami w grze offline. Nie da się więc biegać po serwerach swoim ulubieńcem innym niż Kirito, jeżeli olewało się tryb fabularny.

Granie po sieci jest podzielone na trzy warianty. Głównym daniem jest Co-Op Quest, czyli zespołowe wykonywanie zadań, przemierzanie lochów i pokonywanie bossa. W tym trybie dołączamy do czteroosobowej ekipy, która w pierwszej kolejności robi co trzeba w stosunkowo niewielkiej lokacji. Następnie wskakujemy na wielką mapę z pozostałymi szesnastoma graczami w czterech innych zespołach. Całość odbywa się w duchu kooperacji, jednak poszczególne drużyny starają się wykręcić jak najlepszy wynik.

Drugim wariantem jest Boss Raid, czyli standard znany z gier MMORPG. Poza tym możemy biegać po mapie w trybie Free Roam, gdzie sami podejmujemy różne wyzwania i ewentualnie sprzymierzamy się z innymi graczami.

W kupie raźniej

Rozgrywka Sword Art Online: Fractured Daydream to dynamiczne action RPG imitujące doświadczenie znane z gier MMO. Wszystkie postacie są przypisane do jednej z sześciu klas (Fighter, Tank, Rogue, Support, Mage, Ranger), które różnią się zdolnościami i funkcją. W idealnym świecie każdy członek czteroosobowej drużyny wybiera innego specjalistę i robi to, w czym jest najlepszy. Niestety granie z przypadkowymi ludźmi często kończy się pokazem sztuk walki egoistycznych Fighterów. Druga ewentualność to pustki na serwerach i zabawa z botami, które wypełniają luki w obsadzie. Sword Art Online: Fractured Daydream posiada funkcję crossplatform (PC, PS5, Switch, XSX), można też zmieniać region, co wiążę się jednak z wyższym PING-iem, ale i tak po premierze trudno było znaleźć 20 graczy do wspólnej zabawy.

GramTV przedstawia:

Może dlatego, że większość nowych nabywców skupiała się na przejściu kampanii fabularnej i odblokowaniu wszystkich postaci. A może powód jest bardziej prozaiczny i Sword Art Online: Fractured Daydream po prostu nie zdobyło wielkiej popularności. Moje doświadczenia z tą grą każą wnioskować, że jej przyszłość nie maluje się w jasnych barwach. Bo o ile fani SAO znajdą tu wiele dobrego, to przeciętny miłośnik japońskich RPG-ów z dynamiczną walką szybko odpadnie od tego tytułu. Pojedynki są satysfakcjonujące, zazwyczaj płynne i widowiskowe. Współpraca różnorakich klas daje świetne efekty, ale bezustanny grind i zadania na jedno kopyto bardzo szybko dają się we znaki. Ja rozumiem, że mamy do czynienia z pewną konwencją, ale Sword Art Online: Fractured Daydream pod względem zawartości wygląda, jakby projektanci nie obserwowali zmian zachodzących w MMORPG od jakichś 20 lat. Nuda, powtarzalność, deja vu.

 , Już mi się nie chce - recenzja Sword Art Online: Fractured Daydream

Graficznie na plus można zaliczyć tylko projekty głównych bohaterów i ich wyjątkowe animacje. Prawie cała reszta to znowu powrót do przeszłości, z pustymi i nudnymi mapami na czele. W trybie kampanii da się to jeszcze przeżyć, bo cała przygoda kończy się po maksymalnie kilkunastu godzinach. Ale żeby wracać do tych samych przestrzeni i robić w kółko te same sztampowe wyzwania z innymi graczami, to ja dziękuję. Niestety Sword Art Online: Fractured Daydream nie ma w sobie nic, co na dłuższą metę zachęciłoby mnie do regularnych wizyt na serwerze. Na ten moment endgame jest bardzo ubogi i wierzę, że tylko najwięksi fani SAO będą potrafili znaleźć powód, by utrzymywać Fractured Daydream przy życiu.

Kojarząc poprzednie gry z uniwersum SAO nie obiecywałem sobie wiele po Sword Art Online: Fractured Daydream. Na plus zaskoczył mnie pomysł na fabułę, który jednak został włożony w sztampowe misje rodem z MMORPG grane z botami. System walki, choć nie wyróżnia się niczym szczególnym, również przypadł mi do gustu. Ale nie na tyle, by zmuszać się do powtarzania ciągle tych samych zadań. Koniec końców Sword Art Online: Fractured Daydream jest w moich oczach idealną propozycją dla najbardziej oddanych fanów SAO, którzy będą się umawiać na kooperacyjne granie i polować na kolejne stroje dla swoich ulubieńców. Dla mnie to jednak archaiczny średniak, o którym szybko będę chciał zapomnieć. Bo lepiej pomyślanych i sycących produkcji jest na rynku od groma.

6,0
Dla fanów SAO potencjalna perełka, dla mnie archaiczny średniak
Plusy
  • Pomysł na fabułę
  • Fajne postacie
  • Dynamiczna, widowiskowa walka z nastawieniem na działania drużynowe
  • Kooperacja sieciowa dla 20 graczy brzmi świetnie...
Minusy
  • ... ale w praktyce wypada średnio
  • Kampania to archaiczne MMO z botami
  • Ciągły grind, nuda i powtarzalność
  • Ubogi endgame
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!