W jedności siła
Jeżeli jesteście nastawieni na drużynowe granie i macie zgraną ekipę, albo chociaż jednego stałego kompana, to Knockout City jest jak najbardziej godne uwagi. Samotne wilki mogą próbować zdominować drużynę przeciwnika na własną rękę. Ale to naprawdę nie ma większego sensu, bo umyka nam mnóstwo niuansów i fantastycznych możliwości zarezerwowanych dla kooperacji.
Knockout City jako gra nastawiona na sieciowe rozgrywki dopiero pokaże, czy warto w nią inwestować czas i (ewentualnie) pieniądze. Już teraz widać w niej jednak duży potencjał i swoistą uczciwość względem graczy. Po pierwsze, w tej grze liczy się skill, a nie odblokowywane zdolności czy kupowane superbronie (bo wszystko jest na mapie). Oczywiście mamy tu dostęp do sklepu, gdzie wydajemy holodolce, zdobywane w trakcie gry lub kupowane za realną walutę. Ale wydajemy je na kosmetyczne upiększenia: ciuchy, pozy, okrzyki, fryzury, gadżety. Jest tego mnóstwo, a znając model wydawniczy gier sieciowych (przypominam, że wydawcą jest EA), to dopiero czubek góry lodowej ukrytej pod powierzchnią. Czekającej na odkrycie w kolejnych sezonach – jeśli takowe nadejdą.

Po kilku dniach od premiery nie sposób wyrokować, czy Knockout City odniesie sukces i będzie cieszyło się długim żywotem. Formalnie niczego jej nie brakuje. Jasne, na start przydałoby się więcej niż pięć map, tryby też nie grzeszą sensownym zróżnicowaniem. Ale znając zapowiedzi związane z rozwojem, nie pozostaje nic innego jak uzbroić się w cierpliwość i czekać na aktualizacje/nowe sezony. O sukcesie lub porażce Knockout City przesądzi to, czy gracze będą chcieli nauczyć się zespołowego grania. Już teraz jest tam mnóstwo rzeczy do zdobycia/kupienia i wyzwań do zaliczenia, ale nie wyobrażam sobie robienia tego wszystkiego na własną rękę. Bez oglądania się na współgraczy i szukania z nimi wspólnego języka.
Druga sprawa to rodzaj dystrybucji. Na start przez 10 dni Knockout City jest oferowane za darmo. Można też od razu wykupić dostęp do pierwszego sezonu za ok. 90-130 zł (za wersję Deluxe). Lub skorzystać z niej w ramach abonamentu EA Play i Xbox Game Pass Ultimate. Nie ma co ukrywać – Knockout City będzie żyło z mikrotransakcji albo wcale. Jeżeli szybko nie przejdzie na model free to play (na razie była mowa o darmowym 10-dniowym trailu), to trudno jest mi uwierzyć w sukces takiej, bądź co bądź, nietypowej gry. Multiplayerowej, esportowej, ale wyjątkowo mocno nastawionej na kooperacyjne granie.

W Knockout City można się z miejsca zakochać i czerpać ogromną przyjemność z kolejnych pojedynków; szlifowania swoich umiejętności, zdobywania nowych przedmiotów, poznawania zakątków map utrzymanych w futurystycznej stylistyce z lat 50. Ale tylko wtedy, gdy naprawdę mamy z kim grać.
Powtórzę się jeszcze raz – to nie jest typowa sieciowa strzelanka, w której fajnie gra się z randomami z sieci, a ze znajomymi na słuchawce jeszcze lepiej. Dla samotników są o wiele lepsze zabawki niż Knockout City, które pokazuje głębię systemu i cały swój urok tylko w kooperacji.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!