Po siedmiu latach do kin powróciła Planeta Małp w zupełnie nowej odsłonie, która kontynuuje wątki z poprzedniej trylogii. Oceniamy, czy ta seria ma przed sobą przyszłość.
Bóg Cezar
Przed twórcami nowej części Planety Małp stanęło niezwykle trudne zadanie, zmierzenia się z legendarną już trylogią, której dwie odsłony nakręcił Matt Reeves. Wojna o planetę małp z 2017 roku podniosła poprzeczkę na tyle wysoko, że do dziś stanowi przez wielu niedościgniony wzór ambitnego, angażującego, a przy tym widowiskowego blockbustera. Na domiar złego reżyser Wes Ball i spółka nie mogli zignorować historii Cezara i nie tylko musieli do niej nawiązać, co rozpocząć nową przygodę w tym samym świecie. Mogło się wydawać, że to projekt z góry skazany na porażkę, ale nic bardziej mylnego. Królestwo Planety Małp to niezwykle udany start nowej serii, a przy tym piękny hołd złożony poprzedniej trylogii. Choć nie obyło się bez kilku problemów.
Noa (Owen Teague) to młody szympans, który należy do Klanu Orła, specjalizującego się w hodowli tych szlachetnych ptaków. Bohater właśnie ma przejść przez inicjację, po której będzie mógł zaopiekować się swoim własnym orłem. Po serii niefortunnych zdarzeń traci orle jajko i wyrusza w poszukiwanie nowego. Po drodze spotyka żołnierzy innego klanu, których nieszczęśliwie doprowadza do swojej wioski. Ich klan zostaje przejęty przez armię Proximusa (Kevin Durand), tyrana zniewalającego inne małpy, mając za nic ich życia. Uważający się za kontynuatora filozofii Cezara, Proximus nie cofnie się przed niczym, aby zdobyć starożytną broń należącą niegdyś do człowieka. Noa musi uratować nie tylko swoje plemię, ale wraz z ludzką dziewczyną Novą (Freya Allan), powstrzymać autorytarne zapędy potężnego przeciwnika, zanim małpy wywołają kolejną wielką wojnę.
Królestwo Planety Małp nie zamierza uciekać przed poprzednią trylogią, udając, że to zamierzchłe czasy, do których nie ma po co wracać. Wręcz przeciwnie i już pierwsza scena filmu daje nam wzruszający powrót do Cezara i początków jego kultu. Małpi bohater poprzednich produkcji jest tu więc często wymieniany i to niejednokrotnie w zaskakującym kontekście. Film Wesa Balla podejmuje się tematu wykorzystywania autorytetów, czy też istoty boskości, tudzież mesjanizmu, który wystawia Cezara na piedestał. Jednak tam, gdzie dla niektórych jego historia jest drogowskazem do uczynienia swojego życia jeszcze lepszym, tam inni chętnie wycierają sobie twarz jego imieniem, aby wytłumaczyć swoje najbardziej nikczemne czyny. Dla innych Cezar jest zwykłą legendą, czy zupełnym nieznajomym, o którym nigdy nie słyszeli. Wszystko to prowadzi do smutnej konkluzji fałszywych bogów, z których korzystają niewłaściwe osoby, aby w egoistyczny sposób zdobyć władze i wpływy.
Niestety Królestwo Planety Małp nie jest tak głębokim intelektualnie i ambitnym filmem, jak Ewolucja planety małp i Wojna o planetę małp, więc opisywany wyżej wątek nie został do końca wykorzystany. To jeden z największych wad filmu, który pomimo długiego metrażu nie znajduje odpowiednio dużo miejsca, aby bardziej rozwinąć tę problematykę, która wydaje się niesamowicie ciekawa i mogłaby jeszcze bardziej odwoływać się do historii naszego gatunku. Wes Ball podzielił czas również na rozszerzenie wątku ludzi, którzy wbrew obawom Pułkownika z finału trylogii, pomimo zdziesiątkowania nadal istnieją na Ziemi, a niektórzy z nich nie ulegli groźnemu wirusowi. Zresztą samo zakończenie nowej części sugeruje, że nasze wyobrażenie, że to wszystko prowadzi do pierwszej, klasycznej odsłony Planety Małp z 1968 roku może być zwyczajnie błędne. Mimo to produkcja kładzie bardzo solidne podstawy dla nowej serii, która może nie będzie tak dobra jak poprzednia, ale wciąż stojąca na wysokim poziomie.
Więc twórcy świetnie wywiązali się ze swojego zadania i przedstawili świat po wielu setkach lat od zakończenia poprzedniej trylogii, gdzie wszystkie elementy są na swoim miejscu. To bardziej dzika rzeczywistość, ale jednocześnie widać echa minionych czasów dominacji ludzkości. Przy tym wszystkim Ball nie zapomina o samych małpach i rozwoju ich społeczności, którzy nadal są na wczesnym etapie swojej ewolucji. Inteligencji dorównują przedwiecznym ludziom i potrafią komunikować się poprzez mowę, a nie język migowy. Postęp społeczności małp został zaprezentowany na początku filmu, kiedy to niczym w grze poznajemy najważniejsze miejsca i postacie w Klanie Orła, a także ich zwyczaje i obrzędy. Mimo to naczelne nadal nie zdobyły umiejętności czytania, czy też pływania, dając ludzkości pewną przewagę nad nimi.
Piękny początek nowej trylogii
Królestwo Planety Małp nie jest więc kolejnym wybuchowym, nastawionym na tanią rozrywkę blockbusterem, ale klasycznym kinem przygodowym, w którym akcja nie stanowi dania głównego. Rzecz jasna scen walk, czy pościgów, które mają zbudować trochę napięcia, nie brakuje, ale akcji jest zauważalnie mniej niż w poprzednich dwóch odsłonach serii. I nie ma w tym nic złego, bo film Wesa Balla wyróżnia się na tle współczesnego kina rozrywkowego tworzonego na jedno kopyto. Pod tym względem Królestwo Planety Małp jawi się jako miłe odświeżenie, chociaż w zasadzie w produkcji Disneya nie ma nic nowego, czego byśmy już wcześniej nie widzieli. To wartko poprowadzona historia, choć niepozbawiona przestojów, która działa przede wszystkim ze względu na głównego bohatera, światotwórstwo i zwroty akcji, które torują drogę dla, miejmy nadzieję, jeszcze lepszej drugiej części.
GramTV przedstawia:
Noa może nie jest jeszcze tak ciekawą postacią jak Cezar, ale od czegoś trzeba przecież zacząć. Bohater ma jednak zadatki na godnego następcę popularnej małpy, a grający go Owen Teague spisał się naprawdę dobrze. Również pozostałe małpy na czele z Anayem wypadają bardzo dobrze, choć w odróżnieniu od Noa, nie są aż tak wizualnie dopieszczone i ich CGI szybko może się zestarzeć. Efekty specjalne stoją jednak na wysokim poziomie i Królestwo Planety Małp wygląda na wysokobudżetową produkcję, co w ostatnich latach w blockbusterach nie było wcale takie oczywiste. Film tworzy swój własny styl wizualny, który odmienny jest od tego z trylogii, ale nadal wygląda ciekawie i niejednokrotnie potrafi cieszyć oko.
Dużym zaskoczeniem jest także Freya Allan, czyli Ciri z serialu Wiedźmin od Netflixa. Aktorka do tej pory nie miała szczęścia z rolami, ale też trzeba zaznaczyć, że nie jest to materiał na wielką gwiazdę, która będzie miała szansę zdobyć Oscara. Mimo to w Królestwo Planety Małp wypada całkiem przekonująco, zaliczając bodajże najlepszą rolę w swojej krótkiej karierze. Twórcy mieli więc nosa, aby wybrać akurat Allan i nie przepłacać, zatrudniając bardziej rozpoznawalne nazwisko. Do roli Novy pasuje idealnie, a w kolejnych częściach może zaprezentuje jeszcze więcej dobrego aktorstwa. Bardzo dobry jest Kevin Durand, który tworzy ciekawego i co ważniejsze nieprzerysowanego antagonistę, który ma swoje racje i motywacje. To wielka zaleta Królestwa Planety Małp, że każda ze stron jest niejednoznaczna i z perspektywy ludzkiej rasy kibicowanie głównym bohaterom wcale nie jest takie oczywiste.
Przed trylogią Planety Małp seria jawiła się jako poboczna franczyza science fiction, którą nie da się zrobić na poważnie. Zmienili to Rupert Wyatt i Matt Revees w swojej trylogii, udowadniając wszystkim, że historia genezy małpiego społeczeństwa może być nie tylko efektowna, ale również angażująca, emocjonująca i wzruszająca. Wes Ball i reszta zrozumieli tę lekcję, wyciągając odpowiednie wnioski, aby nakręcić godnego kontynuatora przygody Cezara, który w odpowiedni, a przy tym interesujący sposób, rozwija wykreowany świat. Oby więcej takich duchowych spadkobierców, a Hollywood odzyskałby swój dawny blask. Disney w końcu doczekał się prawdziwego hitu i teraz od widzów zależy, czy dadzą szansę kontynuacji, która niczym Ewolucja planety małp, może stać się jeszcze lepsza od swojej poprzedniczki
8,0
Królestwo Planety Małp godnie kontynuuje historię Cezara, jednocześnie stawiając pierwsze kroki ku niezależności serii.
Plusy
Angażująca historia
Świetne odwołania do poprzedniej trylogii
Wszystko co związane z Cezarem
Nowy bohater wzbudza sympatię
Bardzo dobrze poprowadzony i zaprezentowany świat po wydarzeniach z poprzedniej części
Ciekawy antagonista
Wes Ball wykonał kawał dobrej reżyserskiej roboty
Stojące na wysokim poziomie efekty specjalne
Świetna rola Owena Teague’a
Minusy
Nie jest tak ambitny jest jak poprzednia trylogia
Nie wykorzystuje w pełni potencjału wątku Cezara
Zdarzają się dłużyzny
W drugiej połowie wkrada się trochę fabularnych głupot i naiwności