Do kin trafiła czwarta część przygód pandy Po. Oceniamy, czy warto wrócić do tej animowanej serii.
Wielkie wejście pandy
Kung Fu Panda to najbardziej dochodowa seria DreamWorks Animation zaraz po Shreku. Nic więc dziwnego, że studio nie chciało rozstawać się ze Smoczym Wojownikiem, chociaż trzecia część była odpowiednim zamknięciem trylogii. Kury znoszącej złote jaja, czy w tym przypadku pandy, tak łatwo się nie pozbywa, wiec po ośmiu długich latach do kin zawitała czwarta część przygód Po. Kung Fu Panda 4 na szczęście nie uległa klątwie streamingu, nawet przy rekordowo niskim budżecie. Mimo to widać, że film nie został tak dopracowany, jak poprzednie części i czwartej części brakuje dynamiki i epickości, ale mimo to wciąż sprawia dużo frajdy.
Po (Jack Black) jako Smoczy Wojownik rozwiązuje problemy społeczności z lokalnych wiosek. Mistrz Shifu (Dustin Hoffman) jednak uważa, że panda powinna odejść na emeryturę i wyznaczyć swojego następcę. Po nie chce się na to zgodzić, a nowe, nieoczekiwane zadanie pozwala mu udowodnić, że wciąż może bronić Doliny Spokoju. Wraz ze złodziejką Zhen (Awkwafina) udaje się do Jadeitowego Miasta, aby pokonać straszliwą Kameleonę (Viola Davis). Będzie to niezwykle trudne zadanie, gdyż antagonistka posiadła moce mrocznej magii, mogąc zmieniać się w dowolną postać, również zmarłych przeciwników Po. Panda musi raz jeszcze uratować świat, nie zdając sobie sprawy, że właśnie przystąpił do szkolenia następnego Smoczego Wojownika.
Kung Fu Panda 4 pod względem obranej tematyki rymuje się z Autami 3. Zygzak McQueen również powrócił w finałowej odsłonie, aby zrozumieć, że wieku nie da się oszukać i trzeba wiedzieć, kiedy należy pożegnać się ze swoją karierą i rozpocząć nowy etap w swoim życiu. Ten czas właśnie nadszedł dla Po, który odnalazł samego siebie w byciu Smoczym Wojownikiem, dlatego nie wyobraża siebie w nowej roli. Dla niego nowa misja, nawet z tak potężną przeciwniczką jak Kameleoną, to nie tylko kolejna próba jego odwagi i sprawdzian umiejętności w walce kung fu, ale również próba przedłużenia swojego przeznaczenia, które nieubłagalnie dobiega końca.
Tym razem Po nie może liczyć na pomoc Potężnej Piątki, którzy zawsze przychodzili mu na ratunek. Zamiast tego otrzymujemy ciekawą relację nauczyciel-uczeń między głównym bohaterem a lisicą Zhen. Jak łatwo się domyśleć, złodziejka nie miała lekkiego życia, dlatego przeszła na stronę zła. Po drodze Po nieświadomie przekaże jej kilka cennych lekcji, które skłonią lisicę do zmiany swojego nastawienia i próby odmienienia swojego losu. Jak niegdyś Po, teraz Zhen podąża swoją nową drogą, mogąc liczyć na wsparcie swojego nowego przyjaciela, ale także jego dwóch ojców - Li Shana i pana Pinga.
Czas rozliczeń
Wszystko to jak najbardziej może się podobać, ale największym problemem Kung Fu Pandy 4 jest pośpiesznie poprowadzony środek opowieści. Relacja między Po a Zhen mogła być bardziej pogłębiona, zaś stawka walki z Kameleoną lepiej zarysowana. Brakuje tej epickości w całej historii, która była charakterystyczna dla poprzednich części. Traci na tym finałowy pojedynek, który mógłby być nie tylko widowiskowy, ale również stanowić świetne podsumowanie całej przygody Po jako Smoczego Wojownika. Niestety ostateczne starcie rozczarowuje, a jego emocjonalna waga nie działa tak, jak powinna.
GramTV przedstawia:
Czwarta część Kung Fu Pandy balansuje na granicy, aby przy stosunkowo niskim budżecie wynoszącym 85 mln dolarów (poprzednie części kosztowały 130-150 mln dolarów) nie stać się produktem streamingowym i pozostać pełnoprawną kinową produkcją. Widać, że nie jest to łatwe zadanie i twórcom dopięcie budżetu przysporzyło wiele problemów. Cięcia są więc widoczne, również w samej animacji, gdzie niektóre ujęcia prezentują się zaskakująco słabo. Zdecydowanie nie jest to poziom szczegółowości Pixara, czy też kolorowej i bajkowej otoczki filmów Illumination, ale Kung Fu Panda 4 zawiera kilka zachwycających scen, gdzie widać, że reżyser Mike Mitchell i reszta ekipy postarali się, aby całość trzymała zadowalający poziom.
Po wrócił i chociaż nie bez problemów, a do tego w najsłabszej odsłonie serii, to wciąż prezentującą przyzwoitą jakość. Historię należałoby bardziej dopracować, aby stanowiła lepsze i pełniejsze podsumowanie całej serii, do tego rozbudować główną antagonistkę i mielibyśmy film równie udany, co poprzednie odsłony serii. Pomimo wszystkich tych problemów Kung Fu Panda 4 to udany powrót, który sprawia sporo frajdy, szczególnie młodszym widzom. Oby DreamWorks Animation mogło dysponować większym budżetem przy Kung Fu Panda 5, bo nie ma żadnych wątpliwości, że Po nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
6,0
Kung Fu Panda 4 ma wiele problemów, będąc najgorszą odsłoną serii, ale wciąż trzymającą zadowalający poziom, dostarczając sporo zabawy.
Plusy
Po wrócił w najbardziej osobistej historii
Dużo akcji i zabawne gagi
Świetna postać lisicy Zhen
Przy tak niskim budżecie nawet imponuje tym, jak wygląda…
Minusy
…chociaż zdarzają się mniej udane sceny
Pośpieszny środek opowieści
Relacja Po i Zhen mogłaby być bardziej rozbudowana
Z racji premiery obejrzałem 3 poprzednie części i muszę powiedzieć, że Pierwsza część była mocno wyważona pod względem dawkowania różnych elementów typu: walka, historia, przyjaźń. Druga część to już chyba 90% walki, trzecia troszkę wróciła do schematu jedynki, ale i tak za dużo tej walki… Chciałoby się poznać, posłuchać i zobaczyć więcej historii, interakcji. Wciąż ta walka i jej efekty specjalne. No żesz… Nie czytam recenzji, bo chcę sam ocenić, obawiam się kolejnego Mortal Kombat/John Wick ze szczyptą normalności.