Zestawienie najciekawszych, najbardziej emocjonujacych, najbardziej intrygujących i szeroko komentowanych produkcji serialowych z 2024 roku.
Rok 2024 przyniósł nam sporo produkcji serialowych, które nie tylko przyciągnęły uwagę widzów, ale również wyznaczyły nowe standardy w branży. Od emocjonujących thrillerów po poruszające dramaty, platformy streamingowe zaoferowały nam szeroki wachlarz tytułów, które na długo zostaną w naszej pamięci. W tym zestawieniu przedstawiam subiektywny wybór najlepszych seriali roku, wśród których znalazły się aż trzy produkcje od Netflixa i dwie Apple TV+. Zestawienie składa się też po jednej produkcji z Disney+, Max, Amazon Prime i SkyShowtime. Oto dziewięć wyjątkowych tytułów.
Władcy przestworzy
To nie jest Kompania braci. To nie jest nawet Pacyfik. Ale to wciąż chwyta za serce. Tym razem śledzimy losy pilotów II wojny światowej. Fabuła jest raczej jednotorowa – poznajemy bohaterów, których w jakiś sposób dramat wojny zaczyna przytłaczać. Za produkcję odpowiadają twórcy, którzy już wcześniej udowodnili swoje mistrzostwo w opowiadaniu historii wojennych, dbając zarówno o autentyczność, jak i emocjonalne zaangażowanie widza. Jest w tym patos, jest podniosła muzyka, są też inne klasyczne sposoby oddziaływania na widza. Ale najwyraźniej takie wzniosłe, żołnierskie opowieści wciąż w naszej kulturze mają swoją wartość, bo przypominają nam momenty triumfów, chwały i wielkich tragedii, których znaczenie po ponad osiemdziesięciu latach zaczyna się zacierać.
Ripley
Jeśli ktokolwiek planuje wycieczkę do Włoch, ten serial zarówno zniechęci, jak i wywoła ekscytację. Zniechęci oczywiście tylko wtedy, jeśli emocje głównego bohatera nam się udzielą, a jego zbrodnicza profesja zacznie na nas za bardzo oddziaływać. Jeśli jednak się na to uodpornimy, ta czarno-biała historia w dużej mierze wywoła naszą fascynację lokacją, w której rozgrywa się akcja. Jedną z zalet serialu jest skrupulatnie rozwijająca się fabuła i stopniowanie napięcia, prowadzone przez wybitną kreację Andrew Scotta. Drugą – klimat, który budują cudowne, fotograficzne zdjęcia, powolne tempo oraz włoska sielanka przeplatana ze zbrodnią. Dawno nie miałem okazji śledzić tak niejednoznacznej, intrygującej i elektryzującej produkcji, zwłaszcza od platformy Netflix. Serial jest kolejną adaptacją powieści Patricii Highsmith, a wcześniejszy film powstał z Mattem Damonem w roli głównej. Twórcy serialu, na czele ze Stevenem Zaillianem (autorem znakomitej Długiej nocy), doskonale oddają ducha książki, tworząc wciągający, pełen napięcia obraz.
Problem trzech ciał
Netflix ponownie zaskakuje, tym razem w zupełnie odmiennej stylistyce. Problem trzech ciał, oparty na bestsellerowej powieści Liu Cixina z trylogii Wspomnienie o przeszłości Ziemi, to science fiction w najczystszej formie. Jest tu refleksja nad kosmosem i jego mieszkańcami, zaduma nad technologią – zarówno naszą, jak i obcą – a także wyjątkowo interesujący wątek wirtualnej rzeczywistości. Jednak Problem trzech ciał to przede wszystkim socjologiczna analiza tego, jak odkrywanie tajemnic wszechświata i potencjalne zagrożenia wpłyną na ludzkość. Serial stawia fundamentalne pytania: czym jest nasza doczesność? Czy w obliczu postępu technologicznego jest w niej jeszcze miejsce na Boga, czy może już dawno stracił swoje znaczenie? Ten serial to jedno z ciekawszych dzieł science fiction ostatnich lat, które zdecydowanie zasługuje na uwagę.
Trudno było mi uniknąć porównań z serialem z Richardem Chamberlainem, oglądając nowego Szoguna. Wychowałem się przy tamtej produkcji. Nowy Szogun okazał się jednak czymś zupełnie nowym (choć opartym na tej samej książce), jakby zyskał nową osobowość. Podczas gdy wersja z 1980 roku była bardziej melodramatyczna, Szogun z 2024 roku jest o wiele bardziej surowy, stawiając politykę i intrygi na pierwszym planie. Kolejną cechą jest to, że tym razem ciężar narracyjny nie spoczywa już na barkach jednego aktora, a zostaje równomiernie rozłożony na wszystkich aktorach tego spektaklu. Paradoksalnie, grający Blackthorne’a Cosmo Jarvis ustępuje przestrzeń swoim azjatyckim kolegom (i koleżankom), dzięki czemu w serialu błyszczą ci, których rola wydawała się drugoplanowa – a wśród nich wyróżnia się Hiroyuki Sanada. O wiele głębsze przedstawienie postaci i ich dylematów, jak i niezwykle realistyczne oddanie ducha epoki oraz japońskiej kultury, przesądziły o sukcesie tego serialu, który okazał się niezwykle odświeżającym doświadczeniem. Już wiadomo, że powstaną kolejne sezony.
To tytuł, którego obecność na tej liście najbardziej cieszy czytelników gram.pl. Jest to adaptacja gry o kultowym statusie, więc wiosną 2024 roku przyciągnęła sporo uwagi fanów. Muszę przyznać, że moje oczekiwania były równie wysokie i obawiałem się, że Amazon „nie dowiezie” tego serialu. Uspokoiłem się po odcinku pilotażowym. Już wtedy wiedziałem, że twórcy Fallout odrobili pracę domową. Zwróciło moją uwagę, w jaki sposób serial koreluje ze światem gry, wykorzystując jego elementy. Dało się wyczuć, że zbroja jednego z bohaterów nie była tak ciężka, jak mogłoby się wydawać, co tylko podkreślało groteskowość i lekkość tego świata. Wszystko zostało tu opowiedziane nie z powagą, a przymrużeniem oka, co mnie ujęło. Po przeciwnej stronie stoi np. taki Akolita, który kompletnie nie zdołał wykorzystać potencjału świata. Ale niestety, nowe Gwiezdne wojny często odhaczają easter eggi, nie tworząc między nimi połączeń ani nie wykorzystując ich jako narzędzi fabularnych. W Fallout oparto fabułę na bezpiecznych założeniach i cały świat gry został ożywiony. Akcja serialu dzieje się już po wydarzeniach z gier, co pozwala na nowe spojrzenie na znane uniwersum. Zachowano ducha oryginału, ale z odpowiednim dystansem, jakby twórcy nie chcieli ścigać się z grami, lecz raczej nawiązać do ich klimatu i poprzez serial skutecznie go popularyzować. Co ważne, udało się to dzięki pełnokrwistym, nowym postaciom, które niosą ten serial na swoich barkach.
Netflix po raz trzeci w tym zestawieniu. Reniferek to jedna z najbardziej zaskakujących pozycji serialowych minionego roku – zarówno pod względem treści, jak i formy. Produkcja wymyka się jednoznacznej kategoryzacji, balansując na granicy gatunków. Znajdziemy tu elementy psychologicznego dramatu, groteski, a także thrillera, który potrafi wywołać dreszcz niepokoju. Najbardziej uderzający jest jednak kontekst powstania serialu. Twórca, który jednocześnie wciela się w głównego bohatera, napisał scenariusz na podstawie własnych przeżyć. Trudno oddzielić ten fakt od odbioru całej historii – to, co oglądamy, nie tylko intryguje, ale i szokuje autentycznością. Reniferek to dzieło odważne i nietuzinkowe, które stawia przed widzem wyzwanie – zarówno emocjonalne, jak i intelektualne. Brawo.
Pingwin
Przyznaję – na początku trudno było mi się przekonać do tego serialu. Braki realizacyjne były wyraźnie odczuwalne – producenci poskąpili budżetu, a efekt daleki był od rozmachu, jaki mogliśmy podziwiać w filmie z Robertem Pattinsonem, gdzie Pingwin również się pojawia. Tutaj postawiono raczej na kameralność. Szybko jednak serial zdobył moje uznanie, głównie za sprawą Colina Farrella, który w roli Pingwina jest po prostu zjawiskowy. Największym zaskoczeniem była jednak Cristin Milioti – jej postać na ekranie dorównuje Farrellowi charyzmą i przykuwa uwagę równie mocno. Każda scena z jej udziałem to spektakl. Głębia bohaterów, ich moralna niejednoznaczność oraz brudny, zdeprawowany klimat Gotham to elementy, dzięki którym serial buduje coś zaskakującego, ale znajomego jednocześnie. Serial przypomina mi trochę Rodzinę Soprano w świecie DC – choć to może zbyt duże porównanie, oddaje kierunek, w jakim zmierza ta produkcja. Byłbym rad, gdyby Farrell dał się przekonać do powrotu do tej roli.
Nic tak nie działa, jak dobry dramat sądowy, zwłaszcza jeśli rozciągnięty zostaje na format serialu, gdzie każdy odcinek odsłania nowe kulisy prowadzonej sprawy, stopniowo wywołując coraz większe emocje. Uznanego za niewinnego znamy już z wersji filmowej z 1990 roku, w której niesłusznie oskarżony został Harrison Ford. W serialu od Apple w jego buty wchodzi Jake Gyllenhaal i wywiązuje się z powierzonego zadania doskonale. Aktor przyzwyczaił nas już do tego, że nawet do pozornie prostej roli potrafi wnieść coś ekstra. Ta wersja Uznanego za niewinnego rzeczywiście zawiera wiele urozmaiceń – ma zdecydowanie więcej napięcia, także seksualnego, a postacie przyciągają uwagę swoją niejednoznacznością, również moralną. To także jeden z ciekawszych przykładów kreacji drugoplanowych, jakie miałem okazję widzieć w ostatnim czasie – mam oczywiście na myśli rewelacyjnego O-T Fagbenle. Uznany za niewinnego to niezwykle wciągająca produkcja, która, jak wiele innych na platformach streamingowych, dostarcza materiału na intensywne, pełne napięcia seanse.
Landman
Taylor Sheridan w tym roku dostarczył kilka seriali, w tym kolejną odsłonę Yellowstone, Tulsa King i Lioness. Jednak Landman wyróżnia się na ich tle – jest nowy, oryginalny i zdecydowanie najlepszy z tej stawki. Wygląda na to, że wiemy już, który serial przejmie tron po Yellowstone. Centralną postacią tej opowieści jest Billy Bob Thornton, który w swojej roli jest klasą samą w sobie. Gra z pozorną nonszalancją – leniwy, zmęczony, rzuca dialogami jak z rękawa, jakby chciał, by świat w końcu dał mu spokój. A jednak jego autentyczność i charyzma sprawiają, że trudno oderwać od niego wzrok. Landman urzeka również klimatem Teksasu, który Sheridan oddaje z niezwykłą precyzją. To serial, który wciąga zarówno historią, jak i atmosferą, dając widzowi wszystko, co najlepsze w telewizyjnym westernie.
Notka do autora - fajnie jakby w skrócie napisać o czym jest dany serial, samo napisane "przewrotna historia która wymyka sienormom gatunku x, y i z" to trochę mało - tu pije do Reniferka. Ja wiem że mamy internet, ale skoro już ktoś poświęca czas na rozpisanie tej listy to fajnie żeby rzucić paroma konkretami. Wystarczy np. napisać "tytułowy bohater jest ofiarą stalkingu/nękania". Zajawka zajawką ale myślę że większość widzów chce informację o czym dany serial jest bo to pierwszy krok do zainteresowania.
Co do listy - generalnie jest ok a ja mam parę osobistych uwag (nie odn. wyboru tylko samych wyróżnionych pozycji):
Imo Fallout to taka pułapka - niby na pierwszy rzut oka wszystko jest ok - klimat, easter eggy, budżet. No tylko że wszystkie plusy zakrywają jak głupi jest scenariusz tego serialu. Owszem, ktoś powie że skoro serial to groteska to po kij się czepiam, to nie ma być "dosłowne". Ale ja widzę kiedy scenariusz robi z widzów debili i jest pewna różnica między "konwencją" a brakami/dziurami logicznymi. No ale żyjemy w czasach gdy poza paroma wyjątkami taki poziom scenopisarstwa dostaje medale. Dltego trochę mnie wkurza jak to i TLoU są uważane za szczytowe osiągnięcia adaptacji gier. Hollywood can do better.
Pingwin - nie zgodzę się z autorem odn. budżetu. Serial absolutnie nie wygląda na nisko-budżetowy. Jedyne co wyróżnia np. takiego Batmana z Pattisonem od tego to że miał ze dwie bardziej widowiskowe sceny (pościg i końcówka filmu), choć i tu bym się kłócił bo mamy też parę efektownych scen (jak na kameralny serial). Klimat jest ten sam a nawet lepszy, tylko historia nie pasuje jako "adaptacja komiksu". Dla mnie to film o mafii i porównanie z rodziną Soprano jest jak najbardziej na miejscu. Można to obejrzeć bez kontekstu a i tak (a może nawet dlatego) seans będzie udany. Największe zaskoczenie roku bo też stawiałem na tym krzyż, a obejrzałem na jednym tchu.
Landman - dla mnie o tyle zaskoczenie bo pierwszy odcinek mnie początkowo odepchnął - czasem po prostu wprowadzenie/dialogi już na dzień dobry mnie odpychają. Ale zaufałem Sheridanowi i nie żałuje. Tak się kręci seriali które wciągają i może to płytkie, ale dla mnie TS należy do BARDZO wąskiej obecnie grupy osób w branży filmowej który póki co nie zawodzi i daje nadzieje że jeszcze jest parę osób które potrafi kręcić seriale tak jak trzeba.