Niebieska rewolucja - recenzja Sonic Frontiers

Jakub Zagalski
2022/12/07 10:00
2
0

Sonic z niejednego pieca już chleb jadł, ale nigdy wcześniej nie zawitał do gry z otwartym światem. Twórcy Sonic Frontiers postanowili to zmienić i choć sporo można im wytknąć, to eksperyment okazał się zaskakująco udany.

Co za dużo, to niezdrowo?

Tej pomysłowości i różnorodności towarzyszy szacunek do przeszłości Sonica (weterani w wielu miejscach dostrzegą cytaty i hołdy złożone klasycznym grom z Niebieskim). Ale jak na rewolucję przystało, Sonic Frontiers nie mógł się obyć bez zupełnie nowych elementów i rozwiązań. Niestety - często nietrafionych.

Główną wtopą jest system walki. Sonic na swojej drodze napotyka mnóstwo bliźniaczo podobnych adwersarzy, których zwykle trzeba potraktować prostym combosem. Jest to nudne i żmudne, zarówno w przypadku szeregowych mobów, jak i większości minibossów. Ci kręcą się po okolicy i tylko szukają zaczepki. I choć niektórzy swoją aparycją mogą obiecywać ciekawe starcie, to są to tylko pozory.

Wyjątek stanowią pojedynki z bossami. Nie będę zdradzać szczegółów, ale skojarzenie z Shadow of the Colossus nasuwa się samo. Walki z ogromnymi i bardzo zróżnicowanymi szefami są spektakularne, zawsze z odmiennym pomysłem i stanowią jedne z najfajniejszych momentów w całej grze.

GramTV przedstawia:

Tego samego nie można niestety powiedzieć o tym, jak Sonic Frontiers się prezentuje. Projekty niektórych poziomów i przeciwników są fenomenalne, ale w otwartym świecie dominuje powtarzalność i brak polotu. Technicznie najbardziej doskwiera notoryczne doczytywanie się obiektów na naszych oczach. I to nie jakiejś góry na linii horyzontu, ale pobliskich platform czy ogromnych konstrukcji, które wyrastają “po sąsiedzku”. Grałem na PlayStation 5 i z bólem serca przyjąłem to jako standard. Niezależnie od tego, czy gra się w 30 fps i 4K, czy “jedynej słusznej” dla takiej gry płynności 60 fps z niższą rozdzielczością, Sonic Frontiers technicznie wypada średnio.

Na szczęście sama rozgrywka z superszybkim pokonywaniem kolejnych torów przeszkód nie jest częstym źródłem frustracji. I właśnie to ratuje Sonic Frontiers w moich oczach. Twórcy w wielu miejscach się nie popisali, poszli na skróty albo nie umieli czegoś dopieścić. A jednocześnie dostarczyli bardzo przyjemną zręcznościową piaskownicę. Nie tylko dla fanów Sonica, choć oni wyciągną z fabuły i “multimedialnych cytatów” najwięcej.

Koniec końców uważam Sonic Frontiers za udany eksperyment i przetarcie szlaku dla kolejnych prób przeszczepienia elementów charakterystycznych dla Niebieskiego do gier z otwartym światem. Pierwsze koty za płoty. Daleko tej grze do ideału, a miejscami nawet do przyzwoitej gry, ale patrząc całościowo, nie mogę stwierdzić, że żałuję czasu spędzonego z Sonic Frontiers. Można się wynudzić, bywają frustrujące momenty, ale czysta radość, która wylewa się z innych fragmentów, rekompensuje złe/średnie doznania.

Strona 2/2
7,2
Sonic z otwartym światem daje radę, choć sporo jest jeszcze do zrobienia
Plusy
  • Walki z bossami
  • Fabularnie gratka dla fanów serii
  • Pomysłowość
  • Różnorodność
  • Polska wersja językowa (napisy)
Minusy
  • Doczytywanie się obiektów
  • Walka bez polotu
  • Na genialne pomysły przypada sporo nieudanych
Komentarze
2
xguzikx
Redaktor
Autor
07/12/2022 14:15
RoXasPLBE napisał:

Do plusów można jeszcze dodać muzyke, złaszcza podczas walk z bossami. To taka genialna adrenalina szczęscia.

tru dat

RoXasPLBE
Gramowicz
07/12/2022 14:01

Do plusów można jeszcze dodać muzyke, złaszcza podczas walk z bossami. To taka genialna adrenalina szczęscia.