Ostoja to nowa, (teoretycznie) familijna gra. Niech was nie zwiodą jednak urocze rysunki – to kawał dobrej i przystępnej w odbiorze strategii.
Ostoja to nowa, (teoretycznie) familijna gra. Niech was nie zwiodą jednak urocze rysunki – to kawał dobrej i przystępnej w odbiorze strategii.
Na wstępnie warto już zaznaczyć jedną rzecz – Ostoja to gra raczej abstrakcyjna. Nie ma tutaj rzeczywistej fabuły. Nie próbujemy stać się potentatem kolejowym w Europie, terraformować Marsa czy zrobić idealne zoo. Zamiast tego tworzymy światy. Czy tam siedliska zwierząt. Czy też małe krainy. Tak naprawdę nie wiadomo do końca co tworzymy, ale na pewno jest to coś ładnego. Na planszetce będziemy wystawiać bowiem różne elementy krajobrazu i wszelakie zwierzęta.
Pod względem samej rozgrywki Ostoja to najbardziej klasyczny zbieracz punktów jaki można sobie wyobrazić. W trakcie gry będziemy wykonywać akcje, za które otrzymujemy punkty. Z góry nam znane i niezależne od akcji innych graczy. Wygra ten kto zbierze je najsprytniej.
Sam początek mógł być mało zachęcający, prawda? Dokładnie tak też się poczułem pierwszy raz widząc na oczy Ostoję. Na szczęście pozory bardzo mylą. W maleńkim opakowaniu kryje się potężna i dobrze przemyślana strategia z bardzo przyjemną domieszką szczęścia. Ostoja to prosta gra, którą wytłumaczymy każdemu w 10-15 minut. Ale granie w nią dobrze to zupełnie inna para kaloszy. Już od pierwszego ruchu będziemy zmuszani do analizy i zaawansowanego planowania.
Sercem gry jest tacka zawierająca 5 pól. Na każde z nich wykładamy po 3 okrągłe żetony krajobrazu. Tura każdego gracza to po prostu wzięcie zestawu trzech żetonów i rozdysponowanie go na swojej osobistej planszetce. Krzaki dają nam niewiele punktów, ale stają się wartościowe, jeśli umieścimy je na klockach drewna, tworząc drzewa. Góry im wyższe tym dają więcej punktów, ale tylko jeśli ze sobą sąsiadują w pasmach. Pola są warte pięć punktów i już nasza w tym głowa, żeby ich przesadnie nie rozbudowywać, bo nic więcej za to nie zyskamy. Miasta możemy budować na skałach albo drewnie lub innych miastach i punktują w zależności od swoich sąsiadów. A rzeki dają nam punkty zależnie od długości.
Sami widzicie, że robi się z tego już ładna łamigłówka. Czasami w pakiecie będziemy mieli dwa idealne żetony, ale jeden który mocno psuje nam pomysł na rozbudowę. Wyjścia jednak nie ma i zawsze musimy brać pełen pakiet. Ostoja to sztuka optymalizacji i adaptacji do braku szczęścia.
A to nie wszystko – do każdego pakietu żetonów możemy dobrać też zwierzę z ogólnodostępnej puli 5 kart. Naraz możemy mieć ich tylko cztery, więc warto podejmować decyzje rozsądnie. Punkty za zwierzęta otrzymujemy, jeśli umieścimy je w siedlisku. A siedlisko to po prostu kombinacja pól. Chociażby wysoka góra sąsiadująca w linii prostej z dwoma polami. Albo miasto przy dwóch żetonach rzeki. I aby „zamknąć” kartę zwierzęcia i zwolnić sobie miejsce na nowe musimy najczęściej takich kombinacji znaleźć kilka, od dwóch do pięciu.
Mniej więcej od czwartej tury może zacząć boleć nas głowa od myślenia. Nie tylko staramy się bowiem punktować za udane krajobrazy, ale dopasowywać je również pod dostępne zwierzęta. A przeciwnicy pobierają żetony i zwierzęta z tej samej puli, co dodatkowo utrudnia długoterminowe plany.
Dla zaawansowanych graczy jest też minidodatek (od razu w zestawie) zmieniający dodatkowo część zasad punktacji. Bardzo przyjemny.
Warto, jeszcze jak! Ostoja to gra bardzo podobna do świetnej Kaskadii, tylko po prostu lepsza. Możliwość umieszczania żetonów jeden na drugim otworzyła nam trzeci wymiar. Wszystko zrobiło się przestrzenne i ciekawsze. Jak sama Kaskadia bardzo mnie zadowalała, to śmiało powiem, że Ostoja oczarowała.
Rozgrywka jest bardzo, ale to bardzo płynna. Jedyna interakcja z innymi graczami to podbieranie sobie zasobów ze wspólnej puli. Jeśli nie jesteście więc genialnymi strategami, którzy analizują każdy ruch przeciwnika spokojnie można grać nie czekając aż przeciwnik podejmie wszystkie decyzje w kwestii ułożenia żetonów. Przyspiesza to bardzo cały proces i sprawia, że czas oczekiwania na swoją turę praktycznie nie istnieje. Niemniej, gra wymaga czasami bardzo długiego zastanowienia się nad ruchem, to fakt.
Ostoja jest też po prostu satysfakcjonująca. Bardzo miło ogląda się jak nasz plan urzeczywistnia się na naszych oczach a decyzje z tury pierwszej zaczynają punktować w turze ósmej. Do tego mamy przystępne zasady i śliczne grafiki. To idealna gra dla „nieplanszówkowych” znajomych, którzy jedną chcą spróbować czegoś ciekawszego niż Monopoly.
Są też wady. Ostoja zaczyna się mocno psuć, kiedy nie dopisuje nam szczęście. Na jakieś 30 gier, które zagrałem, przynajmniej 4 były nudne. Kombinacje zwierząt i klocków zupełnie do siebie nie pasowały, a żaden gracz nie chciał brać niekorzystnych elementów. Można rozwiązać to wprowadzając jakąś „domową” zasadę, ale domyślnie twórcy nic takiego nie przewidzieli. Losowość psuje trochę strategię. Ale dzięki temu Ostoja jest też grą raczej lekką i wybaczającą w jakiś sposób błędy.
Ostoja była przez chwilę rozważana jako jedna z gier roku 2024 i długo brylowała na liście najgorętszych tytułów serwisu BoardGameGeek. Oczywiście, nie jest to gra roku i raczej nikt rozsądny tak nie powie. Niemniej, to kompaktowy i lekki tytuł, w który gra się niezwykle przyjemnie. Najlepszą recenzję dałem już akapit wyżej, podczas narzekania na losowość. Zagrałem w Ostoję już grubo ponad 30 gier – zdarza mi się to z mało którym tytułem. Tymczasem tutaj orientowaliśmy się ze znajomymi, że pomimo tego, że na zegarze zbliża się pierwsza w nocy to ryzykujemy kolejną partyjkę.
Jak dla mnie, Ostoja to tytuł, który po prostu warto mieć na półce jeśli lubicie gry planszowe. Nie zawsze chce nam się komuś tłumaczyć olbrzymie tytuły jak Terraformacja Marsa czy Brass. Ale też nie zawsze chcemy grać w Catan czy Eksplodujące Kotki. Ostoja to idealny tytuł „po środku”. Rozgrywka wymaga sporo liczenia i myślenia, jest satysfakcjonująca i wciągająca. Ale przy tym prosta i łatwa do zrozumienia.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!