Jazda samochodem, zbieranie surowców, naprawianie i ulepszanie samochodu… Brzmi jak przepis na katastrofę. Ale tak naprawdę otrzymaliśmy niezwykle klimatyczną, przemyślaną grę. Grę, która nazywa się Pacific Drive.
W drogę!
Pacific Drive to anomalia na rynku gier wideo - napisałem w swoich pierwszych wrażeniach z rozgrywki na bazie wersji demonstracyjnej, którą miałem okazję przetestować jakiś czas temu. Podsumowując zapowiedź napisałem wówczas, że “dzieło studia Ironwood Studios może okazać się hitem”. Po gruntownych testach pełnej wersji mogę powiedzieć natomiast, że Pacific Drive to jedna z najbardziej oryginalnych gier ostatnich lat. Niepozbawiona wad, na które mimo wszystko szybko przymkniemy oko ze względu na syndrom jeszcze jednej wyprawy…
Ale o co tutaj tak naprawdę chodzi?
Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że Pacific Drive jest narracyjną grą przygodową czy też symulatorem chodzenia, tfu! jeżdżenia. W istocie jednak otrzymujemy produkcję oferującą wiele doskonale znanych rozwiązań w mechanice rozgrywki, które jak dotąd nie były ze sobą połączone w tak unikatowy sposób. Ironwood Studios zaproponowało nam bowiem przygodową grę akcji w konwencji survivalu z elementami rogue-like’a. Brzmi co najmniej dziwnie? Owszem, dlatego tym bardziej jestem pod wrażeniem tego, że wspomniana ekipa zdecydowała się na tak duże ryzyko. Wszak - jak już wspomniałem w leadzie - ten oryginalny mix wydaje się być przepisem na katastrofę, a tu proszę…
Mamy sukces! Pacific Drive to hit, tyle że…
Recenzowana produkcja intryguje od samego początku, kiedy to na ekranie pojawiają się kluczowe informacje nakreślające tło fabularne. Za sprawą Pacific Drive trafiamy bowiem do Olimpijskiej Strefy Wykluczenia, czyli opuszczonego ośrodka badawczego zlokalizowanego na północno-zachodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych. Z udostępnionych komunikatów jednoznacznie wynika, że niegdyś w tym miejscu przeprowadzano liczne eksperymenty rządowe. Nie wszystko, a w zasadzie chyba nic nie poszło zgodnie z planem, w efekcie czego miejsce to zostało zamknięte. Ten, kto się w nim znalazł, w istocie przepadał bez śladu. Czy taki sam los czeka naszego bezimiennego bohatera zwanego tu po prostu kierowcą?
Pacific Drive nie stoi jednak historią, choć zapowiadało się na to, że gra może oferować niezwykle intrygującą, wciągającą opowieść. Tak naprawdę stanowi ona jednak wyłącznie pretekst do rozgrywki. Nie pomaga jej nawet to, że bardzo szybko odkrywamy, iż odnaleziony przez nas pojazd (o nim więcej za chwilę) być może jest kluczem do rozwiązania zagadki. Poszczególne niuanse fabularne poznajemy odnajdując umiejscowione w kolejnych lokacjach notatki czy też słuchając rozmów przez radio. Nie zawsze jesteśmy w stanie wyłapać wszystkie dialogi, bo często aktywują się one w momencie, kiedy na ekranie dzieje się na tyle dużo, że praktycznie nie mamy jak skupić się na kwestiach wypowiadanych przez początkowo w ogóle nieznane nam postacie.
Stary, to moja bryka?
Właściwa akcja Pacific Drive rozpoczyna się niedługo po klimatycznym, spokojnym wprowadzeniu. Na naszej drodze pojawia się zardzewiałe kombi, którym dojeżdżamy do garażu stanowiącego naszą bazę wypadową. Potrzebujemy kilkunastu minut, by przejść całkiem nieźle zrealizowany samouczek, przygotowując jednocześnie wspomniany samochód do pierwszej wyprawy. Naprawiamy pojazd, instalujemy niezbędne elementy wyposażenia i voila - ruszamy! Zamontowany na przednim siedzeniu pasażera ogromny GPS to w istocie czytelna mapka, w bagażniku natomiast mamy kanister, przenośne stanowisko do tworzenia nowych przedmiotów i schowek. Czy tyle wystarczy, by zakończyć misję powodzeniem, aktywując teleport i wracając bezpiecznie do garażu? To zależy.
Pacific Drive to gra, w której śmierć jest na porządku dziennym. Nie chodzi o samą postać czy samochód - w recenzowanej produkcji nie dbamy bowiem jako tako o samego bohatera, lecz właśnie o wspomniane auto. Można śmiało zaryzykować stwierdzenie, to że właśnie początkowo rozklekotane kombi jest naszym protagonistą, a nie bezimienny kierowca. Kiedy nie uda nam się wrócić do bazy po wykonaniu wszystkich obowiązkowych zadań, będziemy mieli w garażu ręce pełne roboty. Konieczne okaże się naprawienie licznych usterek, być może wymiana świateł czy też modyfikacja opon. Dodatkowo będziemy musieli czasem odpowiednio ulepszyć maszynę, dbając o lepsze opancerzenie czy też instalując mocniejszy silnik.
Powyższe czynności wykonujemy po to, aby uniknąć o ewentualnej porażki. Co prawda w Pacific Drive nie ma żadnych przeciwników w klasycznym rozumieniu tego słowa ani systemu walki, niejednokrotnie będziemy zmuszeni do powtarzania określonych fragmentów kampanii. W grze narażeni jesteśmy bowiem na działanie rozmaitych anomalii. Już na samym początku można się nieźle zdziwić, kiedy to nie do końca wiadomo co, coś co przypomina pewnego rodzaju sondę, przykleja się do przedniej szyby naszego samochodu i zaczyna go ciągnąć w nieznane tak długo, aż uderzamy zderzakiem o pobliskie drzewo. Innym razem z kolei, gdy wydaje się, że rozjechanie manekina nie zrobi nam absolutnie żadnej krzywdy, w praktyce doprowadza do aktywacji reakcji łańcuchowej w wyniku której obserwujemy wybuch kolejnych figur tego typu.
To dopiero wierzchołek góry lodowej, bo w tym aspekcie Pacific Drive zapewnia jeszcze więcej atrakcji. Eksplorowanie i tak mało przyjaznych obszarów będą nam utrudniały niesprzyjające warunki atmosferyczne, w tym oczywiście deszcz, ale nie tylko - nawigacja stanie się problematyczna, gdy będziemy poruszać się w mroku albo jeżdżąc po błocie z nieodpowiednimi oponami. Gęsią skórkę mogą wywołać widoczne na horyzoncie elektryczne pioruny, a zdezorientowani poczujemy się wówczas, gdy przyklei nam się coś do szyby, ograniczając tym samym widoczność. Pacific Drive to gra, w której anomalie mogą wyrzucić na chwilę pojazd w powietrze. Ten po kontakcie z pewnym niewyjaśnionymi zagadkami zacznie - z niewiadomych przyczyn - trąbić… Sporo? A jest tego więcej.
Pacific Drive to nie tylko jazda samochodem
Wielokrotnie - także podczas misji, a nie tylko w garażu - będziemy opuszczać nas pojazd choćby celem pozyskania surowców (nie zdobywamy ich z poziomu auta). Wówczas również musimy mieć się na baczności, uważając na różnego rodzaju anomalie, czyhające na nas w losowych miejscach. No właśnie - bo Pacific Drive to przecież rogue-like. Po pierwsze dlatego, że śmierć oznacza utratę zdobytych surowców. Po drugie natomiast każda wyprawa oznacza, że lokacja będzie wygenerowana od nowa. Poszczególne anomalie czy też przedmioty pojawią się w innych miejscach niż poprzednio.
GramTV przedstawia:
Jeśli chodzi o immersję, to w tym względzie Pacific Drive wznosi się na absolutne wyżyny. Mamy tu jedną, domyślną kamerę - widok z kokpitu, a kiedy opuszczamy samochód, wydarzenia obserwujemy z perspektywy pierwszej osoby. Wsiadając ponownie do naszego kombi trzeba otworzyć drzwi, użyć kluczyka, by odpalić silnik, a także zwolnić hamulec ręczny. Bez tego ani rusz. Poza tym w trakcie ekspedycji musimy uważać na poziom paliwa, dbając o jego zapas zarówno w baku, jak i umieszczonym w bagażniku kanistrze. Jeśli coś pójdzie nie po naszej myśli, zawsze da się porzucić wyprawę i wrócić do bazy. Trzeba jednak pamiętać, że wówczas żadne postępy nie zostaną zapisane - sejwować da się tylko między wypadami.
A jak się tym jeździ?
Pacific Drive to gra w pewnym sensie o jeżdżeniu samochodem, więc model jazdy powinien być dopracowany w najmniejszych szczegółach. I tak jest w istocie. Tyle tylko, że przed podjęciem decyzji o zakupie należy mieć na uwadze fakt, że nie będziemy przejeżdżać przez kolejne fragmenty Olimpijskiej Strefy Wykluczenia z dużą prędkością. Nasze kombi to dość spora i powolna maszyna. Tym dla nas lepiej, bo zdążymy zareagować (nie zawsze, rzecz jasna) na liczne zagrożenia, które będą czyhać w poszczególnych lokacjach. Na uwagę zasługuje także to, że istotne znaczenie dla przebiegu rozgrywki mają opony, o czym już zresztą wspomniałem. Musimy ponadto uważać na rozmaite przeszkody na drodze, by nie doprowadzić do wielu zniszczeń naszego pojazdu - i tak będziemy go musieli sukcesywnie naprawiać, więc po co dokładać sobie pracy?
Pacific Drive nie ma poziomów trudności
I bardzo dobrze - gra najlepiej sprawdza się na domyślnych ustawieniach, ale musicie wiedzieć, że Ironwood Studios pozwala nam grać tak, jak chcemy. Możemy na przykład wyłączyć całkowicie elementy rogue-like’a (albo tracić jedynie część wyposażenia zamiast wszystkich przedmiotów), sprawić że nasze auto będzie niezniszczalne (bądź też po powrocie do bazy zostanie naprawione bez naszego udziału). Takich udogodnień jest mnóstwo - przygotowano dwa całe ekrany pozwalające na dostosowanie gry do własnych preferencji.
Dlaczego Pacific Drive wciąga?
Pacific Drive to gra, która najzwyczajniej w świecie nie pozwoliła mi odejść od ekranu. Serwowała mi huśtawki nastrojów. Zmuszała do - bądź co bądź - żmudnego wydobywania surowców. Niejednokrotnie czułem się w niej samotny, wiedziałem że muszę radzić sobie w pojedynkę. Ale cały czas czułem, że wszystko tutaj ma sens. Nie mogę nosić nie wiadomo ilu materiałów do craftingu, a jeśli już coś stworzę, to zauważę zmiany, czy to w zachowaniu mojego samochodu, czy też w otrzymywanych obrażeniach. Taki wiecie, świetnie zrealizowany system konsekwencji zwycięstw i porażek, który w połączeniu z uczuciem niepewności spowodowanej losowo pojawiającymi się anomaliami sprawiał, że po prostu chciało się w to grać i grać i jeszcze raz grać.
Kwestie techniczne
Pacific Drive nie oferuje zaawansowanej grafiki i rozbudowanych lokacji (gra podzielona jest na stosunkowo niewielkie obszary, do których możemy się teleportować), więc liczyłem na znacznie lepszą optymalizację. Okazało się jednak, że testując produkcję na naprawdę mocnym komputerze Actiny wyposażonym w procesor AMD Ryzen 9 5900X, kartę graficzną NVIDIA GeForce RTX 3080 10 GB i 16 GB RAM po ustawieniu wszystkich detali na maksymalne w rozdzielczości 4K mogłem liczyć na mniej więcej 35 do 55 klatek na sekundę. Wystarczyło jednak zmienić rozdzielczość na 1080p, by w momencie gra zaczęła generować od 80 do nawet 160 FPS-ów. Spory rozstrzał, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by zablokować framerate.
Grafika w Pacific Drive może się podobać
Specyficzna, choć niedzisiejsza - tak określiłbym oprawę wizualną w Pacific Drive. Atmosfera w tej grze jest niesamowita, ale widać gołym okiem, że produkcja została stworzona przez niewielkie studio. Kiedy oglądamy różnego rodzaju anomalie, tworzy się naprawdę świetny klimat. Gdy po prostu jedziemy drogą, oglądając drzewa na poboczach, tytuł wygląda zwyczajnie - ani dobrze, ani źle. Tyle tylko, że nie potrzebujemy tu żadnych wodotrysków graficznych. Tym bardziej, że dużo większe znaczenie dla odbioru całości ma udźwiękowienie - niejednokrotnie słyszymy niepokojące dźwięki, eksploracje, połamane drzewa czy - dosłownie - nie wiadomo co, wydobywające się cholera wie skąd… Mówiłem już, że gra ma świetny klimat?
Podsumowanie
Tak naprawdę w Pacific Drive można mieć zastrzeżenia do dwóch elementów - wspomnianej już fabuły oraz niezbyt intuicyjnego interfejsu użytkownika, na który narzekałem już przy okazji zapowiedzi. Konieczność wielokrotnego przeklikiwania się przed rozmaite ekrany podczas craftingu czy też początkowo nieczytelny system sprawiający, że zamiast coś odłożyć do ekwipunku, to to wyrzucałem lub zamiast odkręcić koło, to je naprawiałem powodował niemałą irytację. Można się jednak do tego systemu przyzwyczaić. Zresztą, zdążyliście już dostrzec, że wady Pacific Drive są niczym w porównaniu do zalet. Tych jest cała masa - przed szereg wysuwają się oczywiście dwa elementy: świetna pętla rozgrywki i niepowtarzalny klimat. Polecam.
8,5
Świetny debiut Ironwood Studios. Liczę, że w kolejnej grze (oby to był Pacific Drive 2) ekipa rozwinie skrzydła jeszcze bardziej!
Plusy
kapitalna atmosfera
umiejętne połączenie doskonale znanych rozwiązań
świetna pętla rozgrywki
różnego rodzaju anomalie
elementy rogue-like'a (losowo generowane lokacje
po śmierci tracimy przedmioty)
pasujący do całości toporny model jazdy
możliwość dostosowania poziomu trudności do własnych preferencji
W gram.pl od 2008 roku, w giereczkowie od 2002. Redaktor, recenzent. Podobno dużo gra w Soulsy, choć sam twierdzi, że to nieprawda. To znaczy gra, ale nie aż tak dużo.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!