Pierścienie Władzy może i drwią z Tolkiena, ale ogląda się je znacznie lepiej

Jakub Piwoński
2024/10/08 12:30

Zakończyliśmy przygodę z Pierścieniami Władzy, pora więc spojrzeć na ten twór na chłodno, bez fanowskiej potrzeby ciągłej interwencji.

Zakończył się drugi sezon Władcy Pierścieni: Pierścieni Władzy. Wiele się przez czas emisji nasłuchaliśmy o tej produkcji. Jeszcze przed premierą, jeszcze na etapie promocji, w internecie utrzymywała się silna polaryzacja nastrojów. W miarę przybywania opinii krytyków, na jaw wyłonił się recepcyjny zwrot. Recenzje pozytywne wyraźnie przeważały nad negatywnymi, choć wśród ocen przeważało raczej ostrożne 6/10. Dla publiczności było jednak to wystarczająca zachęta, by do serialu zasiąść, ale… tylko na chwilę, bo już po emisji pierwszych kilku odcinków oglądalność serialu zaczęła spadać w dół. Istny rollercoaster.

Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy
Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy

Serial z najwyższą oglądalnością, jednocześnie najbardziej znienawidzony

Amazon oczywiście bacznie monitorował sytuację i trzymał nas w niepewności. Raczej nikt na poważnie nie brał pod uwagę, że serial, pomimo lepszych recenzji, acz słabszych wyników oglądalności (z pierwszym sezonem było dokładnie odwrotnie), zostanie ostatecznie skasowany. Bezos i spółka popisaliby się daleką nieroztropnością. Jakby nie patrzeć, ta wysokobudżetowa produkcja, wciąż robi wokół siebie na tyle dużo szumu, by zachęcać miliony widzów do seansu. Drugi sezon serialu fantasy może nie wykręcił takiego wyniku jak Fallout, którego twórcy niedawno pochwalili się stumilionową publicznością, ale za to dołożył do puli połowę tej liczby, przez co umocnił pierwszą pozycję serialu na liście najczęściej oglądanych produkcji Amazon wszech czasów.

Pojawia się jednak w tej informacji pewien poznawczy dysonans. Jedna strona tego medalu przytacza historię sukcesu. Serial zbiera świetne recenzje, ma milionową publikę. Druga strona medalu z kolei jest taka, że pod warstwą całego tego rozmachu i popularności można znaleźć sporo hejtu. Używam tego nielubianego przeze mnie słowa celowo, bo jest według mnie adekwatne. Mam wrażenie, że w stosunku do tej produkcji znacznie częściej używane są argumenty emocjonalne, a znacznie rzadziej racjonalna krytyka. Powód jest prosty. To produkcja, która powstała na motywach twórczości powszechnie cenionego i uwielbianego autora - J.R.R. Tolkiena. A co za tym idzie, interpretacja jego dzieł nie podlega twórczej wolności, jest raczej czymś, nad czym czuwa fanowska kontrola.

Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy
Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy

Co z tą poprawnością polityczną?

Trochę miałem tak już przy pierwszym sezonie, ale teraz mam tak w stopniu znacznym - mam wrażenie, że oglądałem inny serial, niż ten, który jest szeroko komentowany. Patrzę na ekran i kompletnie nie dostrzegam rzekomych realizatorskich niedociągnięć, które tak często są wytykane. Wedle mnie jest wręcz dokładnie odwrotnie - jako że to jedna z droższych produkcji w historii telewizji (przypomnijmy, pierwszy sezon kosztował około pół miliarda dolarów), jej audiowizualny przepych jest widoczny niemal w każdej klatce. Uznaje to jednak za zaletę. Narracja jest leniwa? To wedle mnie pragmatyczny zabieg, by utrzymać naszą uwagę na długi czas. Znowu widzę tu więcej plusów, wręcz mam wrażenie, że scenarzyści popisują się mistrzowskim stoicyzmem i trzymaniem w ryzach tej historii, by nie strzelać emocjonalnymi atrakcjami zbyt często. Ujawnienie imienia ważnej postaci dopiero na końcu drugiego sezony jest tego przykładem.

Często także wskazuje się, że w niektórych aspektach serialu, jest on aż przesadnie poprawny politycznie. Że żona krasnoluda ma niewłaściwy kolor skóry (przynajmniej, jak na życie w podziemiach), a Galadriela to wręcz chodzący manifest feministyczny. I oczywiście pomysły te stają się ideami, które łatwo konfrontuje się z zamysłami Tolkiena. Jego Władca Pierścieni, jedna z najważniejszych książek ever made, był przecież konserwatywnym, patriarchalnym tworem. Dyskusja o Pierścieniach Władzy, w takim ujęciu, nie jest już dyskusją o tym, czy serial jest dobry. To dyskusja o tym, czy dobra jest współczesna kultura i jak bardzo różni się ona od rzeczywistości, którą znał pisarz. Jeśli już Galadriela jest na wokandzie, to akurat owszem, także uważam, że jest ona jednym ze słabszych aspektów serii. Ale nie dlatego, że jest elfią feministką, ale dlatego, że jej postać jest po prostu nieciekawa, sztuczna, pozbawiona cech, które mogą w jakikolwiek sposób wzbudzać sympatię widza.

Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy
Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy

Co Tolkien miał na myśli tworząc swoje książki?

Wolałbym, by w ocenie Pierścieni Władzy stosowano częściej kryteria chłodne. Bez sączenia uwielbieniem do świata Tolkiena i rzucania niekończących się pytań, co autor miał naprawdę na myśli i w jaki sposób dziś, gdyby żył, nadzorowałby proces tworzenia widowisk na bazie swojej literatury. Prawda jest tak, że my się nigdy nie dowiemy tego, w jaki sposób Tolkien współpracowałby z filmowcami przy tworzeniu filmów lub seriali. Petera Jacksona podaje się tu jak wzór dobra, ale zapomina się o tym, że wśród wielu tolkienowskich purystów nadal pokutuje przeświadczenie, że reżyser ten zarżnął książki niczym rzeźnik, zamieniając w popkulturową papkę. Pierścienie Władzy mają jednak tę przewagę, że w ich odbiorze nie jest nam potrzebna ani znajomość Tolkiena, ani mapa wyobrażeniowa tego, co pojawiało się w naszych głowach podczas lektur Silmarillionu czy Władcy Pierścieni.

GramTV przedstawia:

Rzecz w tym, by dać się ponieść. Pierścienie Władzy od pierwszych minut, pięknie skomponowaną czołówką na przykład, zapraszają nas do odbycia fantastycznej przygody. Tematyka serialu jest podniosła, bo ważą się w niej losy pewnego fikcyjnego świata, Śródziemia, podzielonego rasowo, acz połączonego strachem przed wielkim złem, czyhającym w lesie niczym baśniowy zły wilk. Rodzi się ono i rośnie w siłę za sprawą pewnego narzędzia. Ta tajemnicza i niewinnie wyglądająca biżuteria, czyli pierścienie władzy, po założeniu na palec rozświetlają umysł nosiciela niczym buddyjska nirwana, lub znana z Diuny przyprawa. Jest to zatem coś, o co warto walczyć.

Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy
Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy

Tej przygodzie trzeba dać się ponieść

Znamy już tę historię, a właściwie jej finał, z trylogii Petera Jacksona. Twórcy hitu Amazona wybrali zgoła inną ścieżkę. Tak jak Ród Smoka rozgrywa się przed daniem głównym, jaką jest Gra o tron, tak Pierścienie Władzy są przedsmakiem wielkiej bitwy o Śródziemie znanej z hitów Warner Bros. i książek Tolkiena. Pytanie, jakie warto zadać sobie na tym etapie brzmi: czy twórcy w ogóle mieli prawo do tego, by taką, nazwijmy to, fantazję, rozpisać, jeśli nie opiera się ona na Silmarillionie w sensie bezpośrednim, a jest zbudowana tylko na dostępie do części dziedzictwa brytyjskiego literata? Wiemy, że mogli, bo za to prawo zapłacili, ale czy mieli też prawo moralne? Mam wrażenie, że wielu fanom Tolkiena wydaje się, że Pierścienie Władzy są czymś bezczelnie obrazoburczym, że to coś w rodzaju zadania kłamu mitologii.

Powiem to wprost. Wedle mnie, nie ma nic złego w tym, że ktoś postanowił zinterpretować czyjąś twórczość i zarobić na tym grube miliony. Gdy się z tym w końcu pogodzimy, może będzie nam łatwiej dostrzec kunszt tej produkcji. Tonacja jest podniosła, owszem, ale ma to swoje uzasadnienie w konwencji. Aktorstwo jest wyniosłe, owszem, ale idealnie spaja się tematyką. Sceny są majestatyczne, a stylistyka jest wyrazista, tak, bo wydano na te elementy grube miliony i widać to na ekranie. Narracja jest czasem naiwnie wręcz rozwodniona? Tu się zgodzę, ale chciałbym zwrócić uwagę, że konkurencyjna względem Pierścieni Władzy produkcja, czyli wspominany Ród Smoka, w tegorocznym drugim sezonie skręcił w rejony niepokojąco bezpiecznego, nijakiego i niebezpiecznie statecznego tworu. A nie ma tak fatalnego PR-u, jak mają Pierścienie Władzy.

Gdy spojrzy się na to szerzej, przypomni się sytuacja Riana Johnsona, który w momencie, gdy pokazał światu Ostatniego Jedi, został przez fanów Gwiezdnych wojen zmieszany z błotem. Disney postanowił się pokajać i oddać w kolejnym epizodzie twór, który jest niczym innym jak pełnometrażowym umizgiem do widzów. Wspominam o tym dlatego, ponieważ mam wrażenie, że problemem współczesnej kultury fanów jest swego rodzaju reżim interpretacyjny - zawłaszczanie prawa do dyktowania twórcy warunków tworzenia sztuki. Już abstrahując od tego, czy zawsze czarny elf to dobry pomysł, czy jednak w określonych momentach wydaje się to naciągane, tego rodzaju interwencyjne myślenie jest wedle mnie jednak nieco dziwne.

Komentarze
17
Hithaeglir
Gramowicz
Wczoraj 14:09
wolff01 napisał:

Mnie jedynie dziwi że Bezos sam wspominał że "syn sie wkurzy jeśli zrobią to źle". Jeżeli to nie było nic więcej ponad chwyt marketingowy, to dziwie się że nie zainterweniował. Bo wygląda że ma wywalone i wystarczą mu sprawozdania-bajki od przełożonych...

A tutaj jest jeszcze lepsza historia. Jak żył, to Christopher faktycznie pilnował. Po jego śmierci to puściły wszelkie hamulce.

wolff01
Gramowicz
Wczoraj 14:03
Hithaeglir napisał:

Problem z RoP jest taki, że Amazon nie ma praw do Silmarilliona, więc muszą wymyślać historię na nowo. Inna sprawa, że wzięły się za to patalachy.

Z tego co wiem to nie był problem. Można to było łatwo obejść/mieli wystarczająco materiału żeby stworzyć coś dobrego w oparciu o to do czego mieli dostęp. Ale my tu mówimy o kompletnym braku woli zrobienia tego porządnie. To fanfiki z rąk nieudolnych oderwańców którzy po prostu mieli dojścia. Oni mieszają wydarzenia z książek bo nie mają pomysłu jak napisać coś spójnego. Łączą postacie i wydarzenia z różnych czasów i wydarzeń wymyslając dodatkowo swoje postacie które nic nie wnoszą.

Mnie jedynie dziwi że Bezos sam wspominał że "syn sie wkurzy jeśli zrobią to źle". Jeżeli to nie było nic więcej ponad chwyt marketingowy, to dziwie się że nie zainterweniował. Bo wygląda że ma wywalone i wystarczą mu sprawozdania-bajki od przełożonych...

Hithaeglir
Gramowicz
Wczoraj 11:30
dariuszp napisał:

A kiedy Ty się nauczysz że jeżeli wchodzisz do czyjegoś domu to powinieneś uszanować ów dom? Dzieło Tolkiena jest czytane, szanowane i lubiane od 70 lat. I nagle przychodzi jakiś smarkacz od Amazona który nigdy nie stworzył czegoś nawet w połowie tak dobrego i myśli że może zmienić co mu się podoba i zesrać się na środku pokoju i spodziewa się że nikt mu złego słowa nie powie z tego powodu.

Dlaczego mamy tolerować że jakiś idiota bez talentu zmienia coś co wszyscy uwielbiają na swoją modłę? Bo sobie ubzdurał że ma jakąś moralną wyższość nad wszystkimi i będzie wszystkich edukował i wszystko poprawiał. 

Problem z RoP jest taki, że Amazon nie ma praw do Silmarilliona, więc muszą wymyślać historię na nowo. Inna sprawa, że wzięły się za to patalachy.




Trwa Wczytywanie