Przeklęta woda – recenzja filmu. Coś za mną pływa

Radosław Krajewski
2024/03/03 12:00
1
0

Piękny dom z nawiedzonym basenem, to podstawa nowego horroru Blumhouse. Oceniamy, czy pływanie po zmroku może przynieść dreszczyk emocji.

Amityville Basen

Schemat jest prosty. Najpierw za bezcen kręcisz domową kamerą, tudzież telefonem, krótkometrażowy horror, który wyróżnia się pomysłem i zdobywa popularność. Przykłady można mnożyć, ale pierwsze z brzegu można wyłowić Piłę Jamesa Wana czy Gasnąc od świateł w reżyserii Davida F. Sandberga. Dokładnie tę samą drogę przeszedł Bryce McGuire, który bardzo długo musiał czekać na realizację pełnometrażowej wersji swojego horroru. Zazwyczaj nie trwa to dziesięć lat, ale McGuire najwyraźniej jest wytrwały i poprzysiągł sobie, że doprowadzi do nakręcenia filmu. Czy była to słuszna decyzja? Otóż nie. Z takim reżyserskim debiutem, jakim jest Przeklęta woda, raczej może zapomnieć o równie wybuchowej karierze, jak wspomniani wcześniej twórcy kina grozy.

Amityville Basen, Przeklęta woda – recenzja filmu. Coś za mną pływa

Historia opowiada o rodzinie Wallerów, którzy przeprowadzają się do nowego domu z basenem w ogrodzie. Ray (Wyatt Russell) to były baseballista, który musi zmagać się z poważną kontuzją, która wykluczyła go ze sportu. Lekarz zaleca mu wodną terapię, a przydomowy basen wydaje się stworzony do szybszego powrotu do zdrowia. Nowym domem zachwycona jest również jego żona Eve (Kerry Condon), a także dzieci – Izzy (Amélie Hoeferle) i Elliot (Gavin Warren). Szybko jednak dochodzi do niepokojącego zdarzenia, w którym ginie kor Wallerów. Niedługo później na jaw wychodzą tajemnice domu, w tym zaginięcie małej dziewczynki poprzednich właścicieli domu. Cała rodzina podczas pływania w basenie doświadcza przerażających zdarzeń, które doprowadzą do tragedii.

Twórcy horrorów muszą prześcigać się w pomysłach, aby zaoferować widzom coś nowego i świeżego. Czy demon nawiedzający basen może być przerażający? Pewnie tak, ale Przeklęta woda nie potrafi tego wykorzystać. Pod kątem straszenia produkcja Bryce’a McGuire’a rozczarowuje na wielu płaszczyznach. Przede wszystkim prowadzenia historii, która jest powolna i dosyć leniwa, nawet pomimo krótkiego metrażu. Zanim na dobre poznamy tajemnice basenu i mieszkającego w nim stwora, film już zmierza do swojego końca. Twórcy nie potrafili więc zbudować solidnej dawki grozy poprzez samą historię, która jedyne co robi, to odhacza zwietrzałe schematy.

Nie lepiej jest z samą realizacją, w której wyraźnie brakowało pomysłów, jak ukazać basenowego demona. Przybiera on różne formy, w zależności od tego, kogo akurat straszy, ale żadna nie jest szczególnie interesująca. Przeklęta woda oferuje również zaskakująco mało jump scare’ów, a same sceny straszenia pozostawiają wiele do życzenia. To nie jest raczej typ horroru, który mógłby kogokolwiek przestraszyć, za to zanudzić brakiem ciekawej historii i bohaterów już jak najbardziej. Ale to wina twórców, którzy sami zastawili na siebie pułapkę, aby w żaden sposób nie rozbudować legendy demona, czy spróbować nieco zmienić scenerię, aby mieć więcej możliwości wystraszenia widza.

Demon z odpływu głębin

Horrory często podejmują tematykę pogodzenia się ze stratą, żałoby, czy próby przezwyciężenia swojego lęku. Przeklęta woda na pozór nie różni się pod tym względem od innych produkcji, ale nie robi z takiego wątku żadnego pożytku. Ray Waller wydaje się idealnym kandydatem, aby w nieco inny sposób zaprezentować, jak życie sportowca może zostać zrujnowane przez kontuzje, tym bardziej gdy ciało nie jest już młode i potrzebuje dłuższego czasu rekonwalescencji. Niestety konkluzja całości nie niesie ze sobą żadnej wartości, nie wspominając już o rozrywce, a Przeklęta wody to kolejny niepotrzebny nikomu horror, który nie radzi sobie ze swoją ograniczoną konwencją.

Demon z odpływu głębin, Przeklęta woda – recenzja filmu. Coś za mną pływa

GramTV przedstawia:

Dryfujący na mieliźnie film nie najgorzej radzi sobie aktorsko. Wyatt Russell jest całkiem niezły, a przynajmniej spełnia swoją rolę. Prawdziwą gwiazdą Przeklętej wody jest Kerry Condon, która nawet przy tak kiepskim scenariuszu wypada dobrze, robiąc wszystko co konieczne, aby jej bohaterka zyskała choć odrobinę osobowości.

Przeklęta woda miała ciekawy pomysł, ale został on już w całości wykorzystany w krótkometrażowej produkcji. Bryce McGuire nie zdecydował się za bardzo rozbudować tej historii, a oferowane zwroty akcji częściej wywołują potrzebę ziewania niż jakąkolwiek ekscytację. Horror z tego kiepski, a nieliczne jump scare’y nie potrafią przestraszyć, nie mówiąc już o jakimś zbudowanie klimatu. Największym plusem Przeklętej wody jest fakt, że wbrew pozorom nie jest to najgłupszy horror, jaki mogliśmy oglądać w ostatnim czasie. Marne to pocieszenie, ale nie jest to też szkodliwa produkcja, od której lepiej trzymać się z daleka. Warto mieć jednak na uwadze, że przeważa tu przede wszystkim nuda.

3,0
Przeklęta woda to horror typu „obejrzyj i od razu zapomnij”. Do niczego więcej się nie nadaje.
Plusy
  • Kerry Condon i Wyatt Russell są całkiem nieźli
  • Absurdalny, ale ciekawy punkt wyjścia
Minusy
  • Nudna historia pełna schematów
  • Nie potrafi straszyć
  • Szybko eksploatuje swój pomysł
  • Nie dostarcza rozrywki
  • Nie zostaje w pamięci choć sekundę dłużej po seansie
Komentarze
1
Bruce_666
Gramowicz
03/03/2024 18:18

Jak nigdy się nie zgadzam z jego ocenami, tak teraz się w zupełności zgadzam.