Polski reżyser po prawie trzyletniej przerwie powraca ze swoim nowym projektem. Tym razem w pierwszej w pełni międzynarodowej produkcji, która opowiada o rosyjskim przywódcy.
Patryk Vega ja cię proszę ty don’t push that button
Patryk Vega lubi wywoływać kontrowersje. Do tej pory robił to tylko na polskim podwórku, chociaż już w Small World z 2021 roku było widać jego ambicje, aby podbić świat. W końcu postanowił zrealizować swoje marzenie, przybliżajcie go do debiutu w Cannes lub w Wenecji i po dłuższej przerwie do kin trafił Putin. Czy na tym etapie inwazji rosyjskich wojsk na Ukrainę film opowiadający historię prezydenta wschodniego mocarstwa był słuszną decyzją? Każdy sam musi odpowiedzieć sobie na to pytanie, ale nawet w oderwaniu od wszystkich zbrodni popełnionych przez Władimira Putina, najnowsze dzieło Patryka Vegi to nudna, pozbawiona smaku, za to z mnóstwem dłużyzn biografia, która odhacza kolejne punkty z Wikipedii. Z zapowiadanego szumnie przez reżysera wniknięcia w umysł prezydenta Rosji niewiele zostało, choć Vega dwoi się i troi, aby do końca eksploatować swój nie najlepszy pomysł, mający uczynić z Putina ambitną produkcję.
Co zaskakujące, historia rozpoczyna się w niedalekiej przyszłości. Władimir Putin (Sławomir Sobala) nie jest w stanie dalej rządzić Rosją z Kremla, będąc praktycznie przykutym do szpitalnego łózka. Ta trwające kilka minut scena ma przybliżyć nam tło historyczne, w jaki sposób reżyser wyobraża sobie rozwój geopolityki, problemów z ociepleniem klimatu i statusem samej Rosji podczas wojny z Ukrainą. Dowiadujemy się o tym wszystkim ze słów jednego z najbliższych ludzi z otoczenia wciąż urzędującego prezydenta Rosji, więc Vega może gładko wybrnąć, że to jedynie kolejna iluzja, wielka rosyjska propaganda, mająca zadowolić Putina, że zgniły Zachód dostał to, na co zasłużył. Następnie przenosimy się do przeszłości głównego bohatera, który musiał znosić agresję swojego ojczyma, aż w rezultacie porzucenie przez matkę. To pierwszy krok, który Vega robi, aby wytłumaczyć brutalne i często irracjonalne zachowanie władcy Rosji, zrzucając winę na inne osoby.
Reżyser chce pokazać, w jaki sposób Putin został ukształtowany przez całe swoje życie i innych ludzi. Wykorzystuje do tego personifikacje Związku Radzieckiego, mająca gdzieś życie swoich obywateli, poza małymi dziećmi, które mogą w przyszłości przyczynić się do rozwoju komunistycznego państwa. Drugim jest z kolei duch szefa dziecięcego gangu, z którym wychowywał się bohater, stanowiący przedziwną mieszankę ambicji, odwagi i antychrysta, żyjących w ciele Putina. Już w swoich poprzednich filmach Vega nadmiernie i nieodpowiedzialnie wykorzystywał kwestie wiary i religii, ale tym razem poszedł o krok za daleko. Tym samym jego Putin pokazany jest, jako bierny, zlękniony sługa, wykonujący rozkazy jakiejś wyższej, demonicznej siły, która odwróciła się od tak kochanego przez prezydenta Rosji Boga. Czysty absurd.
Film niestety mocno skacze po bogatej biografii Putina, prezentując jego walkę o władzę i okupioną śmiercią wielu osób próbę jej utrzymania. Zarówno w wątku dziecięcym, jak i tym z czasów Związku Radzieckiego, jak również z ostatniego trzydziestolecia brakuje szerszego przyjrzenia się sprawie, pogłębienia rzucanych tematów, pokazania przebiegłości Putina i budowania przez niego nienaruszalnej dyktatury. Zamiast tego Vega skupia się głównie na działaniach wojennych Putina, głównie w Czeczeni, choć nie brakuje również Ukrainy, a nawet insynuacji, że za niektórymi zamachami wewnątrz Rosji stał sam prezydent. W wielu scenach zdaje się, że Vega kieruje swój przekaz właśnie do Władimira Putina, najwyraźniej licząc, że ten znajdzie czas, aby obejrzeć własną biografię, odwołując się do jego rozsądku, empatii i poczucia winy, ale to raczej skazany na porażkę trud.
Szeroki Putin
Niestety Patryk Vega nadal ma poważne problemy z samą reżyserią, co dobitnie widać w pracy kamery, montażu, jak i samej muzyce. Putin miał być ambitnym, międzynarodowym dziełem, więc Vega korzysta z najróżniejszego wachlarzu możliwości, aby swój film właśnie takim uczynić. Już pierwsza scena, stylizowana na dokument, pokazuje sporo problemów, ale dalej jest jeszcze gorzej. Zresztą jak widzieliście Niewidzialną wojnę, to wiecie, czego się po Putinie spodziewać. Dostajemy więc narracyjny chaos, który podbity jest przez brzydkie zdjęcia i fatalnie zmontowane sceny, które nie budują żadnego napięcia, a jedynie żenują swoim wykonaniem. I jeszcze ten tajemniczy, brudno-żółty filtr, jakby ktoś nie doświetlił scen nakręconych w Meksyku. Czasami jednak Vega wykorzystuje czarno-białą estetykę, ale niewiele ona wnosi do treści, czy tym bardziej odbioru samego filmu.
GramTV przedstawia:
Wszystkie te wady bledną jednak przy samej postaci Putina, wykreowanej przez Sławomira Sobalę, na którego głowę została nałożona cyfrowa rekonstrukcja twarzy prezydenta Rosji. Technologia oparta na sztucznej inteligencji, a podobna do doskonale znanego deep fake’u, bardzo rzadko wykorzystywana jest w filmach, głównie ze względu na swoje niedopracowanie i awaryjność. Niestety Vega uparł się, aby zaprezentować w swoim dziele prawdziwą twarz Putina, zarówno dosłownie, jak i również w przenośni. Skutkiem tego jest dolina niesamowitości, która towarzyszy widzom w każdej scenie, w której główny bohater pojawia się na ekranie. Niestety wizerunek Putina od AI jest bardzo słabo wykonany i cała twarz powyżej ust jest całkowicie martwa. Tylko w jednej scenie możemy zobaczyć, jak prezydent Rosji mruga oczami, ale reszta i tak pozostaje statyczna. Nie brakuje nawet scen, w której widzimy więcej z twarzy grającego go aktora, niż z cyfrowego odpowiednika Putina.
Już nie mogę się doczekać, aż Patryk Vega odkryje możliwości tworzenia całych filmów przez sztuczną inteligencję i wtedy zatęsknimy nawet za takimi tworami, jak Putin. Zanim jednak do tego dojdzie, a obawiam się, że to kwestia dwóch, może trzech lat, niestety w kinach możemy zobaczyć nieudaną biografię prezydenta Rosji. Pomijając już aspekty moralne i etyczne, które mimo wszystko wciąż są w kontekście tej produkcji istotne, to Putin nie broni się czysto filmowo. To półprodukt, który udaje jakikolwiek artyzm i ambicje, ale w ostatecznym rozrachunku wychodzi z tego kolejny marny religijny manifest, do którego Vega zdążył nas już przyzwyczaić. Szkoda czasu na takie produkcje.
1,0
Lepiej obejrzeć na YouTubie „Szerokiego Putina” niż film Patryka Vegi.
Plusy
Jeden z najkrótszych filmów Patryka Vegi, więc wyjdziemy z kina, zanim wybiłaby druga godzina seansu
Minusy
Dosłownie każdy element, nawet jeżeli nie jest wykonany koszmarnie, to nadal poniżej przeciętnego, akceptowalnego poziomu
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!