Ranking wszystkich filmów z serii Obcy. Sprawdź, na którym miejscu jest Obcy: Romulus

Jakub Piwoński
2024/08/30 19:00
5
0

Obcy: Romulus triumfuje w kinach, zbiera także bardzo dobre recenzje, zarówno krytyków, jak i widzów. To bardzo dobry moment, by raz jeszcze przyjrzeć się całej serii filmów o zabójczym ksenomorfie i wydobyć z niej to co najlepsze i to co najgorsze.

Ranking filmów z serii Obcy, ułożony został od najsłabszej pozycji, do tej zdecydowanie najlepszej.

Jedno muszę zaznaczyć na wstępie - jako że jestem oddanym fanem cyklu bardzo trudno było mi różnicować filmy w sposób jakościowy. W każdym z nich zauważam coś, co jest ciekawe, ujmujące i oryginalne na tle reszty tytułów. Zadecydowały zatem niuanse. Niewykluczone jednak, że ponowne seanse zmienią moją optykę, a filmy zamienią się miejscami. Podium wydaje mi się jednak trudne do ruszenia.

Obcy: Przymierze

Pamiętam, że tuż po premierze filmu byłem zachwycony. Bo otrzymałem w końcu Obcego w Obcym. Z perspektywy czasu wydaje mi się jednak, że Ridley Scott chciał chwycić dwie sroki za ogon, co nie skończyło się dobrze. Po pierwsze, choć stylistycznie kontynuowana jest droga wypracowana przez Prometeusza, tutaj razi nieco fakt, że technologia przed Nostromo, wydaje się bardziej zaawansowana, ale traktuje to jako drobiazg. Gorzej, że odbija się to na prezentacji Obcego, który przy udziale realistycznego światłocienia zostaje tu pozbawiony choćby krzty tajemnicy. Największą wadą tej odsłony jest jednak to, że jest chwiejna w tonacji. Raz kierując się w stronę filozoficznej rozprawy, drugi raz w stronę bardzo intensywnego horroru. Te elementy nie zostały ze sobą wiarygodnie połączone, a na domiar złego, mamy w filmie do czynienia z istnym festiwalem idiotycznych zachowań postaci, co rusz potykających się o własne nogi. Dość powiedzieć, że całego tego lądowania na nieznanej planecie nie powinno być, jeśli załoga statku składa się głównie z małżeństw i par, które w razie jakiegokolwiek zagrożenia będą zachowywać się w sposób dalece nieracjonalny. Niemniej jednak, to solidne widowisko, odważnie i ze swadą poprowadzone, które jednak w toku prowadzonej narracji nieco gubi pierwotny sens, o wiele większą uwagę poświęcając sztucznej inteligencji niż niezbadanym, żywym organizmom.

Obcy: Przymierze
Obcy: Przymierze

Obcy: Przebudzenie

Niuanse zadecydowały, że mimo wszystko postanowiłem "nagrodzić" tę odsłonę tym, że nie otwiera ona tego zestawienia, co wiązałoby się z uznaniem jej jako najgorszej ze wszystkich, jakie dotychczas w serii powstały. Nie jest najgorsza, choć powszechnie bardzo wygodnie jest tym mianem określać właśnie Przebudzenie. Owszem, koncept naciągnięto tu do granic możliwości, za sprawą wskrzeszenia głównej postaci. Jest to jednak film, który od samego początku ma w sobie to, co brakuje w prequelach autorstwa Ridleya Scotta. Mam na myśli konsekwencję, upór, ale też dystans. Przebudzenie wyszło z głowy Jean-Pierre Jeuneta, francuskiego wirtuoza, który wymyślił sobie, że tym razem na Obcego spojrzymy z lekkim przymrużeniem oka. Czwarta odsłona jest przez to wyraźnie groteskowa, stylistycznie prezentuje coś, co wcześniej widzieliśmy chociażby w Mieście zaginionych dzieci tego samego reżysera (i także z udziałem Rona Perlmana i Dominique Piniona). Jest to także film, który nie boi się absurdalnych zagrań, tłumacząc je nierzadko czarnym jak smoła humorem. Wielu fanom ta radykalna zmiana tonacji nie przypadła do gustu. Trudno się dziwić. Według mnie jest to cecha, która sprawia, że Przebudzenie jest przynajmniej charakterystyczne. A Sigourney Weaver nawet sklonowana i z bandą świrów u boku, jest wciąż bardziej charyzmatyczna od każdej kolejnej swojej następczyni.
Obcy: Przebudzenie
Obcy: Przebudzenie

Obcy: Romulus

To chyba jedno z najlepiej zaprojektowanych oszustw w jakich uczestniczyłem w ostatnim czasie. Fede Alvarez odrobił pracę domową i bardzo skrzętnie obmyślił plan nakręcenia nowego filmu z serii Obcy. Doskonale zrozumiał niezadowolenie fanów, którzy wytknęli filozofowanie Scotta w prequelach, ale także wskazywali, że już Przebudzenie udowodniło, że nie da się wiarygodnie kontynuować pewnych wątków. Reżyser postanowił zatem stanąć w rozkroku, pomiędzy dwiema najbardziej udanymi odsłonami serii - Ósmym pasażerem Nostromo i Decydującym starciem - zapożyczając z nich to co najlepsze. Uzupełniając całość także nawiązaniami do innych odsłon serii (Romulus robi wycieczki zarówno do prequeli, jak i do Obcego 3 oraz Przebudzenia). Jak mawia jednak stare porzekadło, gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść. Alvarez chciał dobrze. Pierwszy akt tego filmu wprowadza nas do tego świata w sposób perfekcyjny, dawkując napięcie i odsłaniając te rejony świata, które były dotychczas mniej znane. Ale za sprawą tekturowych postaci i szeregu nie do końca zrozumiałych posunięć fabularnych, gdzieś ta skrupulatnie budowana groza się powoli ulatnia, by w trzecim akcie przybrać formę totalnie przestrzelonych pomysłów, silących się na oryginalność. Cailee Spaeny nie jest Ellen Ripley, choć bardzo się starała. Romulus nie jest najlepszą częścią cyklu od czasu Decydującego starcia, choć wstępne warunki do tego spełniał i w sumie trudno się dziwić, że odniósł tak oszałamiający sukces finansowy. Umiejętnie gra na sentymencie, inteligentnie dobiera elementy, które najbardziej w serii pokochaliśmy, ale koniec końców, brak mu osobowości.
Obcy: Romulus
Obcy: Romulus

Prometeusz

I pomyśleć, że wystarczyła jedna, magiczna scena w Nostromo, by zaprojektować pod nią cały film. Mam oczywiście na myśli pamiętny prolog filmu, z ciałem pewnego tajemniczego inżyniera. Będę bronił tej odsłony rękami i nogami, choć zapoczątkowuje ona grzechy, które nawarstwiły się później w Przymierzu. To nie jest film o Obcym, ale jest to swego rodzaju filozoficzna wariacja o tym, w jaki sposób potwór wplata się do genezy ludzkiego gatunku. Okazuje się, że historia tworzenia niemal zawsze obarczona jest jakimś dramatem, a obok aniołów, światem rządzą też demony. Tak poniekąd można tłumaczyć nawiązanie do mitu o Prometeuszu, który choć wykradł ludziom ogień, to pewnie nie wiedział, że przyczynił się do rozwoju, ale i do konsekwentnego upadku swych ulubieńców. Te dywagacje, o dziwo, bardzo ciekawie wybrzmiewają w postaci androida Davida, który przyglądając się swoim twórcom, marzy o posiadaniu własnych snów. Owszem, film momentami bardziej przypomina spin-off Łowcy androidów, a nie prequel do serii Obcy, ale mimo wszystko, należy docenić go za to, czego w kinie science fiction, zwłaszcza współczesnym, jest jak na lekarstwo. Ma na myśli oczywiście oryginalność i podążanie za jedną, konkretną ideą. Nie pochwalam niektórych rozwiązań fabularnych, które czynią pozbawiają działania bohaterów logiki. Klimat tego widowiska, stylistyczna swada, kreacyjna odwaga i polot (muzyka!) są jednak czymś, co niweluje pomniejsze błędy. Przede wszystkim Prometeusz jest w stosunku do Przymierza o wiele bardziej spójny, nie wprowadza na siłę Obcego, tylko po to, by zadowolić fanów.
Prometeusz
Prometeusz

Obcy - decydujące starcie

Fani Obcego dzielą na tych, którzy wolą minimalizm, i na tych, którzy wolą przepych. Ja należę do tych pierwszych, dlatego trudniej było stawać po stronie Decydującego starcia w debatach o wyższości poszczególnych odsłon. Doceniam to, co James Cameron zaproponował, bo nikt tak jak on nie zdołał wdrożyć do tego świata zupełnie nowej dynamiki. Horror ustąpił tu miejsca filmowi akcji i wypadło to bardzo przekonująco. Sigourney Weaver jest twardsza od postaci, którą poznaliśmy w oryginale, ale co ciekawe, delikatności dodaje jej aktywujący się przy Newt instynkt macierzyński. Ekipa, która jej towarzyszy, to także zgraja osobliwych postaci (motyw ten wykorzystano później w Przebudzeniu) i każda z nich wygląda nader wiarygodnie z karabinem pulsacyjnym w ręku. Decydujące starcie to film, który oparty został na potrzebie wzmocnienia przekazu, wprawienia w ruch historii potwora nawiedzającego kosmiczne zamczysko. Pod tym kątem patrząc, film sprawdza się znakomicie i trudno się temu nie nie porwać. Zwłaszcza, gdy bohaterka wyposażona w miotacz ognia i egzoszkielet, staje oko w oko nie tylko z ksenomorfami, których jest tu całe stado, ale także z ich matką. Cameron pomnożył to, co zrobił Scott, jak na rasowy sequel przystało, ale zrobił to z głową. Żartowano jednak, całkiem słusznie zresztą, że dołożenie “S” do oryginalnego

GramTV przedstawia:

Obcy – decydujące starcie
Obcy – decydujące starcie

Obcy 3

O wiele więcej jest opinii sugerujących, jakoby Obcy 3 był artystyczną porażką. Owszem, jeśli weźmiemy pod uwagę to, w jak wielkich bólach rodziło się widowisko, można uznać, że miało to wpływ na efekt końcowy. Według mnie jednak dalece krzywdzące jest obieranie takiego pryzmatu. Z prostego powodu - Obcy 3 się broni i to jeszcze jak. David Fincher, debiutujący tutaj na stołku reżyserskim, zaproponował powrót do korzeni, niwecząc nieco kierunki wypracowane przez Jamesa Camerona. Ponownie pierwsze skrzypce gra więc groza, która tym razem spotęgowana została iście fatalnymi okolicznościami, z jakimi mierzy się dobrze znana wszystkim bohaterka. W zasadzie, to Obcy 3 można uznać za najodważniejszy film z serii. Wszystko zostaje bowiem postawione na głowie. Jeśli przyzwyczailiśmy się do jakiś bohaterów, to zostali oni uśmierceni już na starcie. Jeśli wydaje nam się, że do Obcego będzie można strzelić z broni, tu kolejna poprawka, bo akcja dzieje się w więzieniu, gdzie nie ma żadnej broni palnej. Jeśli czuliśmy, że filmy te aż tętnią od seksualnego napięcia, to powiecie o odsłonie, w której aż roi się od samców, rywalizujących z Obcym o miano seksualnego drapieżnika? Jakby tego było mało, bohaterka goli głowę, wyzbywa się fizycznej atrakcyjności, w dodatku, jej macierzyństwo także się komplikuje, bo zachodzi w ciąże z istnym potworem, stając się matką czekającą na nadejście antychrysta (symbolika religijna jest w filmie silnie zaakcentowana). Mało? Odsyłam do kontrowersyjnego finału, który nie pozostawia w widzach żadnych złudzeń - wszyscy kiedyś umrzemy, pytanie tylko kiedy.

Obcy 3
Obcy 3

Obcy – ósmy pasażer Nostromo

Czy ten film trzeba jeszcze komukolwiek rekomendować? To prawda, że w kosmosie nikt nie usłyszy naszego krzyku. Ale to nie prawda, że jakakolwiek część Obcego zdołała podważyć niedościgniony, kultowy status oryginału. Ten film jest perfekcyjny w każdym calu. Ma unikalny, gęsty, niepokojący klimat, który zbudowany został charakterystyczną oprawą wizualną. Ma też sporo ukrytych przesłań, które czynią tę typową, slasherowową narrację dalece niekonwencjonalną. Obcy zdaje się być tu ucieleśnieniem naszych najskrytszych koszmarów, ba, nawet obaw odnoszących się do naszej zwierzęcości, a nawet seksualności. Ridley Scott zaczerpnął z cennych źródeł, inspirował się m.in. Kubrickiem i jego Odyseją kosmiczną, ale także Carpenterem i jego Ciemną gwiazdą. Wspierając się wizją H.R. Gigera, zdołał jednak oddać na ekranie coś wcześniej niespotykanego, oddając jedyną w swoim rodzaju atmosferę iście kosmicznej grozy. Postacie umierają, bo nie mają szans z tym kosmicznym wcieleniem diabła, co tylko potęguje wrażenie beznadziei, ale zjawiskowa Sigourney Weaver ostatecznie daje nadzieje, że człowiek, choć istotą jest kruchą i ułomną, ma w sobie sporo siły. Gdybym miał zabrać na bezludną wyspę tylko jeden film z serii, z pewnością byłby to właśnie Nostromo, który o dziwo, choć zbudowany jest na nieprzyjemnych emocjach, znakomicie ogląda się po wielokroć.
Obcy – ósmy pasażer Nostromo
Obcy – ósmy pasażer Nostromo

Tagi:

Felieton
James Cameron
Ridley Scott
Alien
Obcy: Przymierze
Obcy - ósmy pasażer Nostromo
Obcy - decydujące starcie
Obcy: Przebudzenie
Obcy 3
Obcy: Romulus
Obcy

Kulturoznawca, specjalista od promocji, ale także wieloletni dziennikarz, redaktor, krytyk, który lubi opowiadać o tym co właśnie obejrzał.


Komentarze
5
Headbangerr
Gramowicz
31/08/2024 15:45
Yarod napisał:

To żeś trochę dał do pieca. IMHO cholernie ciężko nazwać dwójkę "rąbanką".

W porównaniu do pierwszej części? Jak najbardziej można ;) Obcych jest dużo, widać ich częściej, oddział z giwerami wjeżdża na pełnej, robi rozpierduchę i wszystko wybucha.

Yarod
Gramowicz
31/08/2024 14:29
Headbangerr napisał:

Ktoś chyba zaczął oglądać tą serię od końca, albo wcześniej zaliczył wszystkie Terminatory i Rambo.

Obcy (1979) został stworzony jako film, gdzie napięcie przez 95% czasu jest subtelnie budowane przez coś, czego nie widać. Coś, co czai się w cieniach. Fakt, że w kolejnych częściach zrobili z niego rąbankę był efektem wielu czynników, w tym wymagań większości publiki o nieco "prostszym" guście.

Takeya napisał:

Przede wszystkim oryginał miał denerwującą wadę: Obcego który był nieszkodliwy. Wyciągał rączki, powoli sunął ogonkiem, przez kilka sekund pokazywał buźkę. Ot, słodziak oczekujący czułości. ZAMIAST MASZYNY DO ZABIJANIA! 

To żeś trochę dał do pieca. IMHO cholernie ciężko nazwać dwójkę "rąbanką". Szczególnie że rzekoma rąbanka to tak naprawdę kilkanaście minut, potem to głównie spieprzają.

To są trzy różne filmy. Każdy z nich buduje inny rodzaj napięcia. To że zamiast zaszczutej bebronnej załogi był oddział żołnierzy pięknie określa cytat z Newt z dwójki "This not make any difference" ;)

Headbangerr
Gramowicz
31/08/2024 09:05
Takeya napisał:

Przede wszystkim oryginał miał denerwującą wadę: Obcego który był nieszkodliwy. Wyciągał rączki, powoli sunął ogonkiem, przez kilka sekund pokazywał buźkę. Ot, słodziak oczekujący czułości. ZAMIAST MASZYNY DO ZABIJANIA! 

Ktoś chyba zaczął oglądać tą serię od końca, albo wcześniej zaliczył wszystkie Terminatory i Rambo.

Obcy (1979) został stworzony jako film, gdzie napięcie przez 95% czasu jest subtelnie budowane przez coś, czego nie widać. Coś, co czai się w cieniach. Fakt, że w kolejnych częściach zrobili z niego rąbankę był efektem wielu czynników, w tym wymagań większości publiki o nieco "prostszym" guście.




Trwa Wczytywanie