Powstała kolejna gra na licencji, ale nie aby wykorzystać zainteresowanie filmem, a jego pomysł na świat. Ze wszystkimi jego plusami i minusami.
Horrorów powstaje tak dużo, że w sumie niezłym pomysłem jest skorzystanie ze znanej licencji. Czy jest nią Ciche miejsce to jednak inna sprawa. Pierwszy film można obejrzeć na Netflixie (jest też sequel na Amazon Prime oraz tegoroczny prequel), a jego pomysłodawcą (a także reżyserem i odtwórcą głównej roli) jest znany z The Office John Krasinski. Obok niego występuje Emily Blunt, dopełniając całkiem niezłą obsadę. Pomysł na ten świat jest dosyć prosty i moim zdaniem bardzo odświeżający. Na Ziemi pojawiają się niezwykle wyczulone na dźwięk potwory. Mimo że ślepe, sprawiają że ludzkość musi żyć w kompletnej ciszy. O tym właśnie jest firm - o wyeliminowaniu każdego, najdrobniejszego dźwięku i fatalnych konsekwencjach choćby drobnego upadku jakiegoś przedmiotu.
Mimo że film przyzwoity, do klasyki gatunku zaliczyć go na pewno nie można. Mimo wszystko studio Stormind Games zdecydowało się skorzystać właśnie z niego. Czy słusznie? Myślę, że licencja nie jest jeszcze na tyle mocno zakorzeniona w świadomości fanów horrorów, aby sięgnęli po cyfrową adaptację tak chętnie jak zrobiliby to z Obcym czy Piątkiem Trzynastego. Może więc kluczem do sukcesu okaże się sam pomysł? Przyznam, że w zalewie bardzo podobnych do siebie horrorów dobrze jest czasami zagrać w coś, co jest zupełnie inne i podchodzi w odmienny sposób do rozgrywki. Tylko czy na tym nie kończą się plusy?
O ile w filmie widzimy rodzinę z kilkorgiem dzieci, tak gra opowiada o młodej kobiecie, której z początku towarzyszy partner. Poznajemy ich w czasie szabrowania jednego z budynków. Prolog pełni tutaj rolę fabularnego wstępu, który nie tylko przedstawia bohaterów, ale też pozwala wczuć się w klimat. To dosyć standardowe podejście game designerów, którzy z początku mocno skupiają się na atmosferze i wtopieniu się w świat, a dopiero później zmieniają rozgrywkę tak, aby mechaniki wychodziły na pierwszy plan. Początek może więc sugerować, że The Road Ahead to klasyczny, fabularyzowany walking simulator, w którym poruszamy się jeszcze wolniej niż zwykle. Tak, ale też nie do końca. Na poziomie historii z kolei… fani filmu poczują déjà vu. Nic nie chcę spoilować, ale jednak twórcy wyjątkowo sporo wyciągnęli z netflixowego oryginału. Nie będę oceniać czy to dobrze czy nie, po prostu stwierdzam fakt. Na pocieszenie pewne elementy fabularne są w grze poprowadzone w zupełnie inny sposób i prowadzą do odmiennych wydarzeń.
Mimo że początek gry i filmu są bardzo podobne, im dalej w las tym więcej różnic. The Road Ahead przede wszystkim pokazuje kilka scen sprzed pojawienia się potworów, aby lepiej zaprezentować motywacje bohaterów. Robi to całkiem nieźle, chociaż pewne wątki, głównie z początku, są moim zdaniem nieco przesadzone po to, aby podróż głównej bohaterki miała uzasadnienie. Później jednak jest nieco lepiej. Mimo że historii nie ma zbyt wiele, ostatecznie jest ona przyzwoitym dodatkiem. Tym bardziej, że mimo wyraźnych podobieństw, fabuła jako całość zmierza w zupełnie inną stronę niż pierwszy film. Bohaterowie też znacznie częściej ryzykują ciche dialogi, co również jest sporą zmianą względem oryginału.
Bądź cicho i zamknij drzwi!
Pomysł na świat w absolutnej ciszy jest ciekawy, ale też powoduje pewne problemy. W końcu każdy nasz ruch generuje hałas. Kilka mechanizmów growych jest więc w pewnej sprzeczności z logiką świata. Przykładowo po prologu trafiamy do szpitala, który zamieszkuje protagonistka z grupą innych osób. Nie rozumiem więc po co oni zamykają wszystkie pokoje, skoro później trzeba je powoli i cicho otwierać. W tym etapie możemy też natrafić na głośne przedmioty (np. puszka) ustawione dosłownie na środku pomieszczenia. Ma to oczywiście zadanie budowania napięcia i wymuszania na graczu ciągłej uwagi, ale jednak z punktu widzenia logiki można było oczekiwać, że akurat ten szpital przygotowany jest do tego, aby tłumić dźwięki.
Kiedy jednak wyjdziemy na zewnątrz, takich problemów jest zdecydowanie mniej. Konieczne jest więc spokojne i ciche poruszanie się. Zapomnijcie więc o bieganiu. Nawet normalny chód to za dużo. Często więc warto kucnąć, zwłaszcza przechodząc przez głośną nawierzchnię (np. kałuża). Interakcja ze wszystkim co możliwe (głównie drzwi, zamkni i szuflady) również powinna być spokojna. Nawet najdrobniejszy hałas może spowodować, że przybiegnie potwór i zabije nas. Walki oczywiście nie ma, bo jak dobrze wiedzą fani filmu, z tymi monstrami żadna broń nie ma szans. Początkowo więc rozgrywka jest szalenie spokojna, powolna i wymagająca ciągłego skupienia. To dosyć odświeżające, bo faktycznie takich gier jest tyle co nic. W dodatku mówimy o tytule, w którym nie ma żadnego momentu, w którym można nieco pohałasować.
To niewątpliwie spory wyróżnik A Quiet Place, ale też problem. Im dalej w las tym bardziej brakowało mi różnorodności. Twórcy próbowali z pewnymi rzeczami, przykładowo mechaniką rozsypywania piasku, aby poruszać się ciszej. Odniosłem jednak wrażenie, że jeszcze więcej tym hałasowałem. Na uwagę zasługuje też choroba bohaterki, czyli astma. Im więcej stresu tym bliżej jej do ataku, a więc konieczne jest zbieranie inhalatorów. Oczywiście jest to produkt pierwszej potrzeby i porozrzucany jest na każdym kroku. Uznajmy jednak, że przymkniemy na to oko. Twórcy próbowali wprowadzić jeszcze więcej emocji sekcjami, w których na naszej drodze stoi potwór. Wtedy musimy być maksymalnie czujni, bo nawet drobny szelest spowoduje jego reakcję. W grze jest nawet mechanika zbierania dźwięków z realnego otoczenia za pomocą mikrofonu w padzie. Sprawdziłem i wiem, że to działa. Po tym od razu wyłączyłem tę funkcjonalność, bo niby dobrze ona wygląda na papierze, ale jest kompletnie niepraktyczna.
Niestety gra ma też problem, który posiada film. Pomysł na totalną ciszę jest ciekawy, ale jego formuła szybko się wyczerpuje. Ciężko się ogląda pełny metraż, w którym praktycznie nie ma dialogów. To samo tyczy się gry. Od mniej więcej połowy to mozolne przemieszczanie się zaczęło mnie męczyć. Twórcom szybko zabrakło pomysłów na ciekawy gameplay i zazwyczaj rzucają gracza do lokacji, po których porusza się przeciwnik. Wtedy trzeba być jeszcze wolniejszym i spokojniejszym. Nawet jednak w innych sytuacjach niekiedy wystarczyło tyle co nic, aby potwór został zaalarmowany. Pamiętajmy, że wtedy nie ma ucieczki. Nie ma szans, aby się schować czy uciec. Tym bardziej, że w momencie wykrycia gra blokuje jakąkolwiek interakcję i nie pozwala nawet podnieść przedmiotu. Troszkę szkoda, bo teoretycznie można było odwrócić uwagę potworusa rzucając butelkę czy cegłę w inne, odległe miejsce.
A Quiet Place jest więc w dużym stopniu klasycznym walking simulatorem, który swoim pomysłem jeszcze bardziej wymusza spowolnione tempo i ogranicza możliwość wprowadzenia bardziej rozbudowanych mechanik. Pomysł, który z początku jest bardzo świeży i intrygujący, z czasem coraz mocniej męczy. Nie mogę jednak odmówić deweloperowi chęci, bo pewne próby podejmował. Przykładowo kilka razy mamy flashbacki z momentu pojawienia się potworów, co pozwala wprowadzić nieco dynamiki czy dialogów. Tego jest jednak zdecydowanie zbyt mało. Nie mam wielkich pretensji, bo wiem że zrobienie gry na licencji filmu Ciche miejsce nie jest łatwą sztuką. Nie mogę jednak ukryć tego, że w drugiej połowie kampanii (zabawa na około 6-7 godzin) czułem się już nieco zmęczony tempem i wymaganiami tego świata.
Zachowajmy ciszę i spokój
Nie napiszę więc, że polecam grę fanom filmu, bo tych pewnie wielu nie ma. Nie skończę też tej recenzji stwierdzeniem, że to kolejna mierna produkcja na licencji. Nic bardziej mylnego, to całkiem solidny horror. Wprawdzie nie za bardzo on straszy, ale wymaga od gracza anielskiej cierpliwości i spokoju. To niewątpliwie ciekawe doświadczenie, ale też nie pozbawione wielu wad. Na zbliżające się Halloween lepiej więc wybrać Silent Hill 2. Miłośnicy gier grozy powinni jednak kiedyś spróbować A Quiet Place: The Road Ahead. Niekoniecznie już teraz, ale kiedyś na pewno.
7,0
Ciekawy pomysł, który w pierwszej połowie gry buduje klimat, ale w drugiej zaczyna już nużyć
Plusy
Pomysł z początku jest bardzo świeży
Mimo skopiowanego z filmu początku dalej fabuła jest nawet ciekawa
Ładnie animowany potwór
Minusy
W drugiej połowie gry zachowanie ciszy staje się męczące
Redaktor z ponad dziesięcioletnim stażem na Gram.pl. Zajmuję się głównie recenzjami i publicystyką. Od kilkunastu lat moją specjalizacją jest polski gamedev.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!