Mimo dość bezpiecznego podejścia From Software Armored Core VI: Fires of Rubicon jest przykładem tego, że można wskrzeszać marki w dobrym stylu bazując na doświadczeniach z innych tytułów
Biorąc pod uwagę fakt, że wielu graczy zna głównie najnowszą historię dziejów studia From Software od Demon’s Souls (choć bardziej pasuje tutaj Dark Souls) do Elden Ring można byłoby powiedzieć, iż nie zawsze było tak kolorowo w przypadku japońskiego studia. Spoglądając bowiem na zestawienie wszystkich gier na Metacriticu można byłoby powiedzieć, że nie licząc jednej gry z serii Armored Core zdecydowana większość z nich serc recenzentów nie skradła. Co innego fanów wielkich mechów, którzy pokochali serię za klimat, dynamiczne starcia oraz możliwości tworzenia swoich maszyn w oparciu o dziesiątki statystyk.
Biorąc pod uwagę, że From Software prowadzone przez Hidetakę Miyazakiego skupiło się głównie na soulslike i kuło żelazo póki gorące nowa era japońskiego studia trwa w najlepsze. Już od kilku lat wspominano w różnych wywiadach o tym, że w planach są powroty do innych marek i właściwie z marszu mogło to oznaczać tylko jedno – powrót Armored Core. Dlatego też zadanie nowego otwarcia w serii zlecono Masaru Yamamurze. Zadanie jest trudne, bo z jednej strony trzeba ponownie zaprezentować markę nowym graczom, ale również zadowolić weteranów będących z nią od lat.
Dlatego też przed Armored Core VI: Fires of Rubicon bardzo trudne zadanie, ale po kilkudziesięciu godzinach spędzonych z grą mogę powiedzieć jedno – jest tak, jak mogłem to sobie wymarzyć, choć miałem wrażenie, iż From Software wybrało w tym wszystkim metodę bezpiecznych kroków.
Mała adnotacja przed rozpoczęciem wyprawy: jako, że przedpremierowo trudno było ocenić moduł PvP w Armored Core VI: Fires of Rubicon odpowiedni akapit pojawi się tuż po premierze gry. Na ten moment jednak zakładam, że zdecydowana większość graczy kupi ten tytuł dla rozgrywki singlowej, a fanatycy PvP szybko odnajdą się w tym które elementy są dobre, a które nie. Nie mniej jednak spokojnie – sprawdzimy i to, choć na ostateczną ocenę prawdopodobnie nie będzie mieć on tak kolosalnego wpływu.
Przemierzyć Rubicon…
Akcja Armored Core VI: Fires of Rubicon dzieje się przyszłości, w której trwają ostatnie przygotowania do lądowania mecha C4-621 na planecie Rubicon 3. Jako jeden z ogarów człowieka o pseudonimie Handler Walter prowadzony przez nas AC ma wykonywać zadania zlecane przez przeróżne frakcje walczące o Coral na planecie – tajemniczą substancję, której właściwości nie są znane oprócz tego, że energia tkwiąca w tej materii byłaby w stanie dać przewagę w technologicznej wojnie między korporacjami. A każda ze stron ma swoje plany na wykorzystanie Coralu, a tajemnice, które pojawiają się przy okazji sprawią, że wielokrotnie trzeba będzie się zastanowić komu tak naprawdę powinno się zaufać.
GramTV przedstawia:
Cała historia w Armored Core VI: Fires of Rubicon zaserwowana jest w ramach poszczególnych misji oraz wiadomości głosowych wysyłanych przez bohaterów. Co prawda w trakcie wykonywania zadań możemy eksplorować dany teren i szukać zagubionych skrzynek, sekretów czy tez mechów, które pomogą podbić Hunter Rank, ale koniec końców to nadal dość zamknięta struktura skupiająca się na wykonywaniu konkretnych zadań w danym miejscu. Tutaj najlepszym przykładem może być jedna z misji w ramach pierwszych rozdziałów, w której to zadaniem prowadzonego przez nasz AC jest zniszczenie transportowców ewakuujących oddziały z pola walki. W trakcie realizacji zlecenia pojawia się na polu bitwy inne AC, które na ten moment jest dla gracza poza zasięgiem… i wtedy dostajemy informację, że naszym priorytetem jest zrobienie tego, co mamy zrobić, a nie walka z innymi AC.
Takich sytuacji w ramach całej gry jest wiele i również warto słuchać tego na czym tak naprawdę powinno się skupić w trakcie misji. Głównie ze względu na to, że bardzo łatwo jest się zapomnieć w ferworze walki walcząc z mniejszymi jednostkami, a ostatecznie może zabraknąć amunicji bądź pakietów naprawczych na wykończenie tego, co jest głównym zadaniem.
Inną kwestią jest fakt, że również trzeba będzie podjąć kilka ważnych decyzji, które zaważą na późniejszych elementach historii i tym, jakie zakończenie ostatecznie zobaczymy. I tak jak w przypadku poprzednich gier od From Software to ponowne przechodzenie gry w ramach New Game Plus jest tutaj zdecydowanie bardziej przyjemne dzięki możliwości tworzenia przeróżnych konfiguracji mechów i zmieniania strategii.
Co do samej fabuły jednak to o ile początek może być nieco nijaki dla nowych graczy, tak z czasem czuć doświadczenie zdobywane przez ostatnie lata przy grach z gatunku soulslike. Od skromnych początków do późniejszego zacieśniania więzi z konkretnymi bohaterami oraz sytuacje, w których można się zastanawiać czy wybrana ścieżka była tą odpowiednią. To trochę ta sama sytuacja co w przypadku serii Ace Combat. Również świetnie tutaj wypada opowiadanie historii poprzez ujęcia oraz prezentację miejscówek, która wręcz momentami krzyczy „coś podobnego było również tam i tam”. Dlatego też cieszy fakt, że doświadczenie z poprzednich gier From Software w ostatnich latach potęguje również w przypadku innych gier jak w przypadku Armored Core VI: Fires of Rubicon.
Z-ca Redaktora Naczelnego Gram.pl. Wielbiciel wyścigów, bijatyk i tych gier, które zasadniczo nikogo. To ja zacząłem ruch #GrajciewYakuzę. Po godzinach fan muzyki niezależnej i kuchni koreańskiej.
Po pierwsze kompletnie nie czaje czemu ktokolwiek przyrównuje tą grę do soulsów.
Wiesz co, z bardzo prostego powodu - nie chodzi o same walki z bossami, a o podejście do kreowania świata oraz opowiadania historii. Wystarczy spojrzeć na to jak wyglądało to w poprzednich grach z serii Armored Core aby zauważyć, że są momenty, w których to doświadczenie z soulsów jakoś tam się ujawnia. I nie ma w tym nic zupełnie złego. Po prostu zamiast iść ślepo w to, co było kiedyś wykorzystali rzeczy i chwyty, których używali w poprzednich grach, które były hitami. Takie mieszanie stylów tutaj świetnie robi robotę.
dariuszp
Gramowicz
25/08/2023 14:09
Kupiłem bo generalnie uwielbiam gry, seriale i filmy z mechami.
Po pierwsze kompletnie nie czaje czemu ktokolwiek przyrównuje tą grę do soulsów. Ta gra ma tyle wspólnego z soulsami co ja z baletem. Sama obecność paska energii nie czyni gry soulsami. Zwłaszcza że ten pasek energii szybko się zużywa i szybko się regeneruje.
A sama gra? Cóż, ma plusy i minusy. Jak każda gra. 8/10 czy może nawet 7/10 to sprawiedliwa ocena. Dlaczego?
Gra ma kompletnie skopany balans wg mnie. Przechodzę misja za misjami i nigdy nie jestem w żaden sposób zagrożony. Przeciwnicy są śmiesznie słabi.
I wtedy trafiasz na bossów i bossowie są śmiesznie dziwni. Bo w zasadzie jedyny problem z nimi to to że mają relatywnie dużo HP. Tzn muszę skakać na około nich. Ale tak długo jak weźmiesz dobrą broń tak długo nie masz się co martwić.
I żeby nie było że tylko narzekam. Podoba mi się że misje nie są na jedno kopyto. W jednej walczysz z dużym helikopterem. W innej rozbijasz szereg przeciwników i celów. W innej powoli niszczysz ogromną maszynę. Też fajni są opcjonalni bossowie. Mam tendencję do zwiedzania mapy i się miło zaskoczyłem że takowego znalazłem. Zaszyty wysoko na jeziorze po prawej i można go było spokojnie ominąć.