Mocny kandydat do miana odkrycia roku? Wielu pewnie tak postrzegało Biomutanta. A pomyślał ktoś, że może być wręcz odwrotnie?
Mocny kandydat do miana odkrycia roku? Wielu pewnie tak postrzegało Biomutanta. A pomyślał ktoś, że może być wręcz odwrotnie?
Wielkie ambicje THQ Nordic (a wręcz całego Embracer Group) są powszechnie znane. Mimo progresu na razie jednak nie widać tego po portfolio gier. Biomutant wydawał się jedną z pierwszych prób zrobienia czegoś więcej. Rozbudowanego action adventure w otwartym świecie i w unikatowym designie. Po dłuższym okresie ciszy medialnej produkcja zespołu Experiment 101 wróciła i trafia na rynek. Widać, że twórcy byli pewni swego. Nawet kody dla mediów były dostarczone już na samym początku maja (tak długi czas na przygotowanie recenzji to ewenement). Również po rozpoczęciu zabawy wita nas efektowny i na pewno drogi w wykonaniu cinematic przedstawiający początek historii. Od razu odniosłem wrażenie, że deweloperzy są pewni jakości. Mi też się to udzieliło. Nic nie zwiastowało tego, co miało się za chwilę wydarzyć.
Biomutant łączy ze sobą tak wiele różnych elementów, że aż nie wiem od czego zacząć. Postawmy więc na historię, bo ona dosyć mocno zobrazuje nam o jakim tytule rozmawiamy. Zabawę zaczynamy od poznania postapokaliptycznego świata pozostawionego przez ludzi. Katastrofę spowodowała zła korporacja, która produkowała ogromne ilości toksyn. To one doprowadziły chociażby do mutacji różnych zwierząt, między innymi futerkowych, które zastąpiły ludzi. Mogą ze sobą rozmawiać, tworzą klany czy uczą się sztuk walki. Jedną z takich postaci jest główny bohater. Klasycznie jest w nim coś niezwykłego, dzięki czemu ma on uratować świat. Nie może się też obyć bez mentora, który tłumaczy mu rzeczywistość i jej problem – Drzewo Życia niszczone jest przez cztery potwory, które trzeba zgładzić. Pomóc mogą zwalczające się nawzajem klany. Całość komentuje narrator (jest też polski dubbing). Robi to w sposób dosyć unikatowy, ponieważ pełni też rolę tłumacza. Przykładowo rozmawiając z inną postacią słyszymy tylko jej bełkot. Jego znaczenie znamy dzięki narratorowi, który tłumaczy co inni chcą nam przekazać. Na swój sposób to dosyć zgrabny pomysł.
Tyle części opisowej, czas na więcej wrażeń. Nie będę udawać, że tytuł recenzji odnosi się właśnie do kwestii fabularnych. Całość jest dosyć infantylna i najbliżej jej do poziomu bajek z MiniMini. Spójrzmy zresztą na nazwy własne – Światożercy, Cegłówek czy Puchcio Wielguch i Puchcio Kopytek. Nie brzmi to zbyt poważnie. Dialogi lepsze nie są. Dyskusja niemalże z każdą postacią jest zdecydowanie zbyt długa i zapchana wywodami o tym, jak to ktoś uważa naszego bohatera za dobrego człowieka i kibicuje mu w dalszej drodze. Nie pomaga też narrator, który nie chce się zamknąć. Biomutant jest zdecydowanie przegadaną grą. W jakimś stopniu twórcy mieli tego świadomość, ponieważ w opcjach pozwolili na dostosowanie liczby komentarzy narratora. Niewiele to jednak zmienia. Dialogi z postaciami są po prostu nudne, przegadane i czasami bezsensownie skonstruowane. Przykładowo często aż prosiło się o zakończenie rozmowy, a zamiast tego na jej końcu można było wybrać tylko dopytanie o jedną z trzech rzeczy. Czego byśmy nie wybrali, kończyło to dyskusję. Osoby, które będą chciałby poruszyć każdy temat będą rozczarowane.
Idźmy dalej w bezsens budowania świata w Biomutant. Jak wspomniałem, w grze jest też motyw walczących ze sobą klanów. Na początku wybieramy jeden z dwóch, któremu chcemy pomóc. Postawiłem na opcję dobrą, czyli poparłem grupę chcącą zjednoczyć wszystkie zwierzątka futerkowe w okolicy. Niestety i tak efekt był taki sam, bo musiałem podbić kilka posterunków drugiego klanu i stoczyć pojedynek w jego głównej siedzibie. Na końcu oczywiście był banalny wybór – albo dowódcę podbitego klanu wtrącę do lochu, alby pozwolę mu się przyłączyć. Przy drugiej opcji oczywiście wszyscy byli szczęśliwi i nic złego się nie stało. Twórcy po drodze chyba sami się połapali jak beznadziejny jest to wątek i w połowie drogi pozwolili… pominąć podbój kolejnych klanów. Dokładnie, mogłem wybrać opcję dialogową, w której pozostali sami się do mnie przyłączyli. Niewiele lepiej wygląda zakończenie gry. Oczywiście nie będą go zdradzać, ale z uwierzcie mi, jest ono dosyć… idiotyczne. Na pewno totalnie nie klei się z głównym wątkiem walki ze Światożercami chcącymi zniszczyć Drzewo Życia, którego istnienie jest kluczowe z punktu widzenia przetrwania świata.