Wy jeszcze tego nie wiecie, ale na rynek właśnie trafiło dzieło wybitne.
W styczniu tego roku przygotowałem zestawienie dziesięciu czarnych koni tego roku - gier najczęściej pomijanych na listach najbardziej wyczekiwanych tytułów, ale mających ogromny potencjał do tego, aby pozytywnie zaskoczyć. Na pierwszym miejscu znalazło się Clair Obscur: Expedition 33 - debiut francuskiego zespołu Sandfall Interactive. Dzisiaj, ponad 20 godzinach rozgrywki później, wiem że lekko się pomyliłem. To nie jest czarny koń tego roku - to największe pozytywne zaskoczenie dekady i dzieło które, mam nadzieję, odciśnie ogromne piętno na branży gier wideo. Zapraszam na pieśń pochwalną na cześć Clair Obscur: Expedition 33.
To Twój ostatni rok życia!
Zachwytów pod adresem Clair Obscur będzie całe mnóstwo i zaczniemy od pomysłu na świat - absolutnie najbardziej niezwykłego, jaki widziałem od bardzo dawna. Akcja rozgrywa się w Lumiere, magicznym świecie wzorowanym na Paryżu, z własną, zniszczoną Wieżą Eiffla. Prawie 70 lat temu doszło do rozłamu, w wyniku którego miasto stało się wyspą oddzieloną od pełnego monstrów kontynentu. Z oddali widać też ogromny monolit i Malarkę - gigantkę, która co roku maluje na nim coraz niższą liczbę, zaczynając od 100. Rozgrywkę zaczynamy w dniu zwanym Gommage - to właśnie wtedy Malarka zmienia liczbę na mniejszą co powoduje śmierć wszystkich, którzy byli w właśnie tym wieku. W pierwszych minutach rozgrywki jesteśmy świadkiem pożegnania dwójki bohaterów. Ona, lat 34, właśnie odchodzi z tego świata na jego rok młodszych oczach. Scena jest z jednej strony piękna i romantyczna, ale jednocześnie przerażająca tak, jak przerażające może być coś nieznanego i zabójczego. Bohaterowie te tragiczne wydarzenia przyjmują z niezwykłym spokojem, który jeszcze bardziej potęguje emocje gracza.
Na monolicie właśnie widnieje liczba 33. Gustave, główny bohater Clair Obscur, rozpoczyna ostatni rok swojego życia. Jest jednak cień nadziei.
Co roku, wraz z kolejnym Gommage, na kontynent wyrusza ekspedycja śmiałków próbując zatrzymać to szaleństwo. Czasu nie zostało wiele, gdyż z każdym rokiem populacja ludzi będzie się tylko zmniejszać. Tym razem dowodzi nimi Gustave. Poprzednim nie udało się wrócić, ale wszyscy wierzą, że każda kolejna ekspedycja pchnie sprawę do przodu i pozwoli nie tylko wyjaśnić jakie są cele Malarki, ale też na zawsze pozbyć się jej. O tym jest Clair Obscur: Expedition 33 - o samobójczej próbie uratowania świata, o odkrywaniu kompletnie nieznanego lądu i oszukiwaniu przeznaczenia. O tym jest ta gra. Przynajmniej tak może się wydawać…
Geniusz Clair Obscur objawia się w wielu rzeczach. Pierwsza z nich, która rzuca się w oczy już po rozpoczęciu kampanii, to spektakularny świat. On jest intrygujący, świeży i niezwykle pomysłowy. Z drugiej strony jego wykonanie absolutnie zwala z nóg. Lumiere jest przepiękne, pełne szczegółów, kreatywnych pomysłów i tajemnic. Przechodząc ulicami miasta w trakcie Gommage mijamy dziesiątki osób. To niby trwa chwilę, ale twórcy umieścili tam mnóstwo szczegółów. Pierwsze minuty są tak widowiskowe, jakbyśmy obcowali nie z grą klasy AA, ani nawet AAA – to prawdziwe AAAA, powstałe za fortunę pracą setek ludzi. Później emocje już tylko rosną. Moment pojawienia się na kontynencie wygląda jakby Steven Spielberg ponownie nakręcił Lądowanie w Normandii. Już wtedy gra uderza nas pierwszymi spektakularnymi zwrotami akcji i pokazuje, jak ogromną skalę ma do zaoferowania. Następne sceny to prawdziwa emocjonalna jazda bez trzymanki - tam jest wszystko, od zwątpienia, beznadziei i poddania się, aż do okruszka nadziei oraz powrotu myśli o tym jaki jest cel ekspedycji - ona ma trwać, nie zatrzymywać się, bo nawet jeśli zrobi tylko krok, dla kolejnej może to być coś, co zadecyduje o jej powodzeniu.
Gra wachlarz emocji w pełnej okazałości prezentuje praktycznie co chwilę. Tutaj nie ma dłużyzn, dziesiątek minut ciągłej walki czy mało ekscytującej eksploracji. Na każdym kroku oglądamy scenki przerywnikowe wykonane na absolutnie mistrzowskim poziomie. Clair Obscur to pod kątem reżyserii czy gry aktorskiej poziom absolutnie topowy, którego nie powstydzą się najwięksi w tej branży - Rockstara Games, Rocksteady, Naughty Dog czy Sony Santa Monica. Postaci nie ma może wiele, ale każda jest fantastycznie napisana i budzi ogromne emocje. Jednej z nich, niezwykle głębokiej, mrocznej i budzącej grozę, głos podłożył sam Andy Serkis. To wszystko sprawia, że śledzenie fabuły to gigantyczna przyjemność. To doskonale współgra z wybitną kreacją świata i samym pomysłem na to, jak to wszystko ma się rozwinąć. Zespół Sandfall Interactive popisał się niebywałą odwagą i w kilku miejscach potrafił dokonać brutalnych zwrotów akcji, które momentami wywracają całą rozgrywkę do góry nogami. Tak, to bez wątpienia jedna z najlepszych i najlepiej poprowadzonych opowieści w grach wideo od… bardzo dawna.
Gdyby jRPG powstało we Francji
Na chwilę zostawmy warstwę fabularną, aby skupić się na rozgrywce. Clair Obscur to typowy jRPG. Wiem, nie każdy jest fanem i wielu pewnie odrzucają japońskie naleciałości kulturowe. Tyle, że tutaj tego nie ma - brak mieczy większych niż postacie, infantylizmu i ogromnych oczu młodych dziewczyn. To nadal bardzo poważna, piękna, ale też brutalna opowieść dla dojrzałego odbiorcy, w stylistyce nawiązującej do belle époque z rozmachem, który aż ciężko momentami opisać. Gatunek jRPG bierze się ze specyficznego podejścia do rozgrywki. Japończycy raczej nie tworzą wielkich, otwartych światów - zamiast tego preferują bardziej liniową rozgrywkę, często z walką turową, drużynami i subtelnymi możliwościami zboczenia z głównej ścieżki, aby podjąć jakąś dodatkową aktywność. W to idealnie wpisuje się Clair Obscur. W wielu momentach to gra mocno liniowa, prowadząca gracza przez mocno wyreżyserowaną historię, pełną walk z podrzędnymi przeciwnikami oraz licznymi bossami.
Chociaż wiele nowoczesnych jPRG, z serią Final Fantasy na czele, stawia na walkę w czasie rzeczywistym, Clair Obscur to klasyczne pojedynki turowe, maksymalnie 3 na 3. System wymaga podejścia taktycznego, ale też zręczności. Aby nadać grze większej dynamiki, często sprawdzany jest refleks gracza. Korzystając z umiejętności musimy wykonać malutkie QTE, aby zwiększyć efektywność, a ataki wrogów można parować lub ich unikać. To pierwsze jest znacznie skuteczniejsze, bo odbijając każdy cios z serii można skontrować wroga. System jest dosyć wymagający i ekscytujący - raptem dzięki jednemu, prostemu zabiegowi. Otóż przeciwnicy atakują w bardzo nieoczywisty sposób. Najczęściej ich ciosy nie następują wtedy, kiedy na logikę powinny mieć miejsce. Zazwyczaj są opóźnione o ułamek lub całą sekundę, przez co trudniej je wyczuć. Bardzo mi się to podoba, bo sprawia, że pojedynki są bardziej ekscytujące. Mimo że jest ich całe mnóstwo, nie nudzą, tylko zawsze dają dużą dawkę emocji i element nieprzewidywalności.
Najmocniej jednak na walkę wpływa bardzo rozbudowany, zwłaszcza jak na realia gatunku, system rozwoju postaci. Drużynę możemy modyfikować na kilka sposobów - rozdysponowując proste punkty umiejętności (na siłę, obronę czy żywotność) czy zbierając i ulepszając bronie. To jednak tylko wierzchołek góry lodowej. Podstawą są tzw. pikto, czyli zbierane w różnych miejscach boosty, dające więcej punktów akcji, zwiększające obrażenia w określonych warunkach czy regenerujące zdrowie. W całej grze jest ich kilkadziesiąt, ale jednocześnie możemy mieć tylko trzy na postać. Jeśli jednak przejdziemy 4 walki z danym pikto, możemy go używać na stałe. Tyle, że każde ma określoną cenę wyrażoną w punktach luminy. Te zdobywamy z czasem. Konieczne jest więc kombinowanie i budowanie takiego zestawu, który będzie maksymalizować efektywność w walce. Nie da się ukryć, że to co zbudowali twórcy Clair Obscur zawstydza lidera rynku jRPG, czyli Final Fantasy. System ma nieporównywalnie większą głębię, daje mnóstwo możliwości, a korzystanie z niego, mimo że początkowo może się wydawać nieco zbyt skomplikowany, to gra sama w sobie.
GramTV przedstawia:
To jednak nie tylko rozwój postaci sprawia, że system walki jest tak dobry. Mimo, że wszystko odbywa się w turach, pojedynki są efektowne. Specjalne zdolności każdej postaci są niezwykle kreatywne i wizualnie cieszą oko na najwyższym poziomie. Do tego różnorodność przeciwników jest porażająco wręcz wielka. Dodajmy do tego, że każdy z nich ma długą listę ataków, dzięki czemu nie ma momentu, w którym można poczuć chociaż minimalne znużenie. Zupełnie inna sprawa to walki z bossami. Final Fantasy XVI słynęło z pojedynków z ogromnymi przeciwnikami. To wyglądało bardzo widowiskowo, ale uważam, że to i tak półka niżej niż Clair Obscur: Expedition 33. Potyczek z niektórymi nie toczy się - je się przeżywa. Obserwując niektóre z nich, zwłaszcza w drugiej połowie gry, nie mogłem wyjść z wrażenia jak gigantyczną pracę wykonali twórcy, aby każda z tych walk była różnorodna, ekscytująca i zapierająca dech w piersiach. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że nawet jeśli ktoś czytał wrażenia z przedpremierowego dema (pisaliśmy o nich TUTAJ) czy oglądał trailer, nie jest przygotowany na to co go czeka. W pewnym momencie fabuły twórcy serwują nam gigantyczny zwrot akcji (taki, jakiego osobiście nigdy w grach nie widziałem), a więc na przedpremierowych materiałach ukrywane było to, co dzieje się po nim. Uwierzcie mi więc, że czekają Was rzeczy wgniatające w fotel.
Kolejną warstwą budującą geniusz Clair Obscur jest wizja artystyczna świata. Tutaj odsyłam do zwiastunów, aby poczuć chociaż po części klimat tego uniwersum. Twórcy zbudowali monumentalne lokacje, zapierające dech w piersi widoki czy efekty wizualne, które prezentują najwyższą możliwą półkę. Clair Obscur to pod tym względem jedna z najlepszych gier na rynku - może nawet top 3, bez względu na to kto byłby na pozostałych stopniach podium. Świat jest ogromny, szalenie różnorodny i ekscytujący na każdym kroku. Do tego scenki przerywnikowe, które techniczne są istnym majstersztykiem. Tutaj wszystko jest na swoim miejscu - animacje, mimika, efekty wizualne, absolutnie każdy szczegół. Momentami byłem w totalnym szoku wchodząc do nowej instancji i widząc kompletnie nowe podejście do architektury, kolorystyki i stylistyki. Wtedy też miałem tylko jedną myśl - jakim cudem po kilkunastu godzinach niezwykle różnorodnej rozgrywki twórcy potrafią pokazać coś zupełnie nowego i ekscytującego?
Na klimat i spektakularną otoczkę wpływa jeszcze jedna rzecz, która zasługuje na osobny akapit - muzyka. To, i ani trochę nie boję się tej tezy, jest jedna z najwybitniejszych ścieżek dźwiękowych w historii gier wideo. Były w grze walki ze spektakularnymi bossami, które dzięki otoczce, efektom i wszystkiemu co działo się na ekranie prezentowały się wybitnie. Na to wszystko nakładana jest warstwa muzyczna która sprawia, że świat dookoła przestawał istnieć, a ja byłem cały zanurzony w tym świecie. W tym przypadku kunszt kompozytora to nie wszystko. Twórcy Clair Obscur zdecydowali się na banalny ruch, który od dawna uważam za jeden z największych niewykorzystanych potencjałów gier wideo - piosenki. W kilku miejscach fantastycznej muzyce łączącej gitarowe riffy i orkiestrą towarzyszy równie wybitny wokal - zarówno kobiecy, jak i męski. Te sceny były bezsprzecznie najlepsze, budując napięcie do absurdalnego wręcz poziomu. Nie przeszkadzało nawet to, że wszystkie są nagrane w języku francuskim. Gra zresztą ocieka kulturą tego kraju i pokazuje ją w sposób mistrzowski. Nawet pisząc tę recenzję słucham w tle wybranych utworów, mimo że nigdy tego nie robię. Momentami ciarki przechodzą mi po plecach przypominając, jak wybitną podróż niedawno przeżyłem.
Rewolucja francuska w grach wideo
Jednego wątku w tej recenzji pominąć nie można, bo sprawia on, że Clair Obscur: Expedition 33 z gry wybitnej staje się, mam taką nadzieję, początkiem trzęsienia ziemi, którego ta branża potrzebuje. Z jednej strony ma wszystko to, czego potrzebujemy - świeżość, różnorodność, najwyższy poziom wykonania i ogromna dawka emocji. Nawet pomijając poboczne atrakcje to minimum 20 godzin wybitnej rozgrywki. Patrząc na to można być wręcz pewnym, że Sandfall Interactive to studio z wieloletnim doświadczeniem, masą zrealizowanych projektów i armią pracowników. Fakty są jednak druzgocące dla wszystkich ogromnych studiów - Clair Obscur zaczęła robić jedna osoba, Guillaume Broche, wcześniej, jak przystało na Francuza, długo związany z Ubisoftem. Studio formalnie powstało dopiero w 2020 roku i dzisiaj pracuje w nim nieco ponad 30 osób. Dokładnie, nie 300, a 30! Nie jest też tak, że deweloper posiłkował się setkami podwykonawców - nic bardziej mylnego. Tę grę, spektakularną w każdym calu, zrobiło małe kilkadziesiąt specjalistów w stosunkowo rozsądnym czasie. Nie wiem jaki to rodzaj magii, ale jestem absolutnie przekonany, że cała branża powinna wziąć przykład z Sandfall Interactive. Wydajność z jaką powstało Clair Obscur pokazuje, że da się przeciwstawić gargantuicznym kosztom produkcji największych gier.
Wrócę jeszcze na chwilę do Final Fantasy. Guillaume Broche nigdy nie ukrywał swojej fascynacji gatunkiem jRPG, którego niewątpliwie szczytowym osiągnięciem jest właśnie seria Square Enix. On, wraz ze swoim zespołem, już w debiucie w tym obszarze zrobił coś absolutnie zjawiskowego. Jestem wręcz przekonany, że gdyby Clair Obscur nie było nowym IP, a kolejną częścią Final Fantasy, opinie graczy i recenzentów byłyby zgodne - kultowa siódemka już nie jest najwybitniejszą odsłoną cyklu. Stary król może nie umarł, ale nowy już jest, zakłada koronę i pokazuje, że jRPG w zachodnim wydaniu może być dokładnie tym, czego tak bardzo potrzebujemy, ale nigdy o tym nie wiedzieliśmy.
Czy są w tej grze jakieś minusy? Myślałem o tym kiedy w trakcie rozgrywki uświadomiłem sobie, że absolutnie wszystko mnie zachwyca. Nieco na siłę zauważyłem, że moment przed finałowym pojedynkiem jest nieco za długi. Walk, bez przerwy na jakieś fragmenty fabularne, było odrobinę zbyt wiele. Tyle, że po tym ostatecznym pojedynku gra ponownie zaserwowała mi kompletny zwrot akcji i trwała jeszcze ładnych kilka godzin, pokazując kompletnie nowe spojrzenie na ten świat. Na siłę mógłby ewentualnie wspomnieć, że kampania mogłaby być odrobinę prostsza, aby nawet na łatwym poziomie trudności można było ją przejść dużo płynniej, mocniej skupiając się na historii. Z drugiej strony to dosyć zawiły temat. Przykładowo finałowy pojedynek (już faktycznie ostatni… w pewnym sensie) składa się z dwóch etapów. Pierwszy przeszedłem ostatkiem sił, a więc jak zaczął się drugi, momentalnie zginąłem. Przy kolejnym podejściu początek poszedł ekspresowo i przy niewielkich kosztach - wystarczyło, że miałem nieco doświadczenia, które pomagało głównie przy kontrowaniu ataków. Gra może się więc wydawać momentami wymagająca, ale ma też mnóstwo mechanik, których nauczenie się pozwala z łatwością eliminować wrogów. To tylko potwierdza głębię systemu walki.
Laudacja na cześć Clair Obscur
To już tyle. Nie chcę dalej przedłużać - po prostu kupcie swoją kopię lub odpalcie ją z Game Passa i grajcie. Clair Obscur: Expedition 33 nie tylko okazało się czarnym koniem tego roku - to wręcz gra wybitna, wyjątkowa, grająca na emocjach i spektakularna w każdym, najdrobniejszym elemencie. Tutaj nic nie jest zrobione na skróty. Jeszcze raz zbieram szczękę z podłogi myśląc, że tak wielki projekt stworzyło raptem 30 osób. Tyle, że to bez wątpienia nie są zwykli deweloperzy - to geniusze, wybitni w swoim fachu, mistrzowie designu, artyści pierwszej wody. Taka też jest ich gra.
Jeszcze dwa miesiące temu wielu ogłosiło, że mamy już tegoroczne GOTY. Przy całej mojej wielkiej sympatii do Kingdom Come: Deliverance II muszę przyznać, że to jednak nie jest ta skala geniuszu. Tak, Clair Obscur: Expedition 33 to dla mnie absolutnie najlepsza dotychczas produkcja 2025 roku i jedna z najwybitniejszych w jakie grałem w ostatnich latach. Dzięki swojemu rozmachowi i niewielkiemu zespołowi to też wydarzenie branżowe, które będzie dokładnie komentowane i analizowane. To wręcz absurdalne, że kilkudziesięciu godzin niezwykle różnorodnej i dopracowanej w każdym szczególe rozgrywki nie zrobiło 400 osób, a raptem 30. Sam jestem już kilka dni po przejściu Clair Obscur i nadal nie mogę tego przetrawić - tak samo jak niezwykłych emocji, które towarzyszyły mi w trakcie jednej z najbardziej niezwykłych podróży, na jaką kiedykolwiek zabrały mnie gry wideo.
Teraz już wiecie, że Clair Obscure: Expedition 33 to dzieło wybitne. Czas abyście doświadczyli tego na własnej skórze. Jutro nadejdzie!
9,4
Przełomowa, monumentalna i ekscytująca w każdym calu podróż w największym pozytywnym zaskoczeniu w historii elektronicznej rozrywki.
Plusy
Niezwykły i pełen tajemnic świat
Efektowny i pełen głębi system walki
Rozwój postaci z masą możliwości
Oscarowa reżyseria i scenariusz
Ścieżka dźwiękowa na poziomie geniuszu
Niebywale spektakularne walki z bossami
20-30 godzin różnorodnej i pieczołowicie dopracowanej rozgrywki
Mnogość emocji i zwrotów akcji
Wybitny klimat
Minusy
Z rzeczy istotnych to w zasadzie nic
Może momentami gra mogłaby być nieco łatwiejsza
W zasadzie jeden moment, w którym zwykłych walk było nieco za dużo