Contra wraca po latach i mimo pewnych problemów liczę, że kolejne gry z serii będą powstawały w przyszłości!
Nostalgia to potężna broń w rękach twórców gier. Głównie dlatego, że jak to czasami mówią najlepsze melodie to te, które już znamy i bardzo lubimy. Podobnie jest w przypadku gier, ponieważ wiele klasyków z czasów NESa czy SNESa nadal trzymają się doskonale mimo wielu lat na karku, a speedrunerzy potrafią znaleźć kolejne sposoby na wykręcanie jeszcze krótszych czasów przejścia danej gry.
W przpadku serii Contra od Konami trzeba powiedzieć sobie szczerze, iż podobnie jak w przypadku wielu innych marek będących pod egidą Japończyków kolejne kontynuacje wypadały bardzo różnie. Jest jednak pewien wyjątek od reguły, ponieważ ekipa WayForward Technologies, czyli twórców Contra: Operation Galuga, byli odpowiedzialni za ostatnią dobrą odsłonę serii (Contra 4 na Nintendo DSa i mobilki), ale również kilka innych dobrych tytułów platformowych (m.in. Shantae, River City Girls).
Czy Konami postawiło na odpowiednich ludzi do tego zadania? Myślę że tak, ponieważ Contra: Operation Galuga można byłoby nazwać dość bezpiecznym, „nowym początkiem” dla serii łączącym dobrze znany rdzeń rozgrywki z kilkoma nowoczesnymi sznytami, które nadal pasują do obrazka szanując materiał źródłowy. Mimo wszystko jednak chciałoby się tutaj trochę mocniej poszaleć… a już na pewno zdecydowanie dłużej.
Z helikoptera do lasu… jak zawsze!
To co najciekawsze w przypadku Contra: Operation Galuga to fakt, że zasadniczo grę można nazwać czymś w rodzaju remake’u połączonego z rebootem serii. Bohaterowie bowiem są nadal ci sami – Bill Rizer (Player 1, czyli Ty graczu) oraz Lance Bean (Player 2, czyli młodsze rodzeństwo), a wiele map w ramach rozgrywki to mieszanka pomysłów w Contry oraz Super Contry, której radośnie przygrywają nowe aranżacje znanych melodii. Nawet niektóre starcia z bossami to zasadniczo odświeżone nowymi mechanikami pojedynki, w których mogą brać udział nawet czterej gracze na raz w ramach kanapowej kooperacji (niestety bez online). Dlatego też o ile w trakcie zabawy czułem się niczym Leonardo DiCaprio wskazujący na telewizor za każdym razem, gdy tylko pojawi się nawiązanie do poprzednich odsłon serii, tak właściwie równie często mówiłem „o, a to tego się nie spodziewałem!”. Zwłaszcza, gdy jedna z map oferuje przy okazji zabawę perspektywą w dość niecodzienny sposób.
Czy jest wymagająco? Zależy, ponieważ wiele tutaj wynika z kilku różnych zmiennych.
Począwszy od wyboru poziomu trudności (łatwy, średni, trudny) oraz systemu zdrowia wybranego bohatera (pasek życia oraz klasyczny zgon po jednym trafieniu) po wybranie postaci, która nam najbardziej odpowiada pod względem dodatkowych atutów oraz możliwości (np. jedna z postaci inaczej wykorzystuje wsparcie za pomocą Spread). Z czasem również przychodzi możliwość dokupowania dodatkowych elementów w Perk Shop i całość powoli zmienia się w coś w rodzaju roguelike’a, gdzie każde kolejne przejście pozwala na zwiększenie szans w kolejnych starciach.
Innymi nowościami jest chociażby wsparcie dla dwóch trybów celowania – 360 stopni oraz klasycznego, ośmiokierunkowego, które nie ukrywam że pasowało mi tu zdecydowanie bardziej z przyzwyczajenia z czasów NESa. Podobnie jak fakt, że zasadniczo dopiero pod koniec gry wykorzystywałem opcję Overload wykorzystującej aktualnie dzierżoną broń jako wzmocnienia np. tarczą czy przywołaniem dronów ostrzeliwujących przeciwników.
Oczywiście – nadal możecie grać w trybie hardkorowym bez wszystkich dodatków! Zasadniczo są one opcjonalne, więc fani staroszkolnego grania w Contrę raczej nie powinni narzekać. Podobnie jak zamiast grać w tryb fabularny mogą od razu wskoczyć do trybu Arcade, w którym pominięte zostają wszelkie cutscenki i liczy się tylko akcja. Z kolei dla fanów wyciskania z gry wszystkiego co najlepsze twórcy przygotowali również sporo różnych wyzwań podzielonych na poszczególne kategorie od speedrunów po coś na kształt trybu hordy.
GramTV przedstawia:
Jest w co grać i jest co odblokowywać, bo z czasem pojawia się również możliwość odblokowania m.in. motywów z innych gier Konami, w tym pierwszej Contry czy też nowych postaci. Dlatego też luźne przechodzenie Operation Galuga samemu czy też ze znajomymi ma ten dodatkowy element zabawy, a i fajnie byłoby zobaczyć innych bohaterów gier Konami w grze. Niekoniecznie w formie płatnych DLC.
Minusy?
Można byłoby powiedzieć, że jak na tak małą stosunkowo grę błędów jako takich nie zauważyłem, choć natężenie wrogów w ostatniej fazie gry może się wydawać zbyt wysoki jak na możliwości maksymalnie rozwiniętych broni drugiego poziomu. Trochę tak, jakby twórcy z góry chcieli dać graczom do zrozumienia, iż powinni korzystać z tych „przeładowanych” opcji częściej.
Z drugiej strony również hitboxy wydają się być nieco za duże w przypadku różnych bohaterów. I tutaj znowu można było mieć wrażenie, że najlepiej byłoby korzystać np. z umiejętności przypisującej do uników częściowej niewrażliwości na ataki. W połączeniu z tym, że niektóre starcia z bossami odbywają się w dość ciasnych miejscach zasadniczo wszystko łączy się w całość… ale z drugiej strony zamyka drogę dla tych, którzy chcieliby się bawić w klasyczny sposób.
Natomiast z innych problemów, to można mieć wrażenie, iż pod względem stylistycznym nowa Contra jest do bólu sterylna oraz generyczna w swoim designie. Przyznam szczerze, że w pewnym momencie zacząłem się zastanawiać czy nie lepiej było pobawić się cel-shadingiem niż próbować takim zbyt czystym 2.5D. Tym bardziej, że zaskakująco zakończenie ma taki dość komiksowy charakter scenek i wypada on niezwykle dobrze.
Czy warto wrócić do Contry? Tak, ale…
Trzeba oddać ekipie WayForward Technologies to, że Contra wróciła na dobrą ścieżkę – Operation Galuga bowiem jest dobrym nowym startem dla marki i jeśli Konami wpadło na pomysł, aby w ten sposób wybadać grunt przed ewentualnymi nowymi grami z serii, to jest to eksperyment jak najbardziej udany. Zwłaszcza, że kilka pomysłów, nawiązań oraz zmian względem oryginalnej Contry potrafi wywołać uśmiech na twarzy.
Co prawda można byłoby od tej gry wymagać tego, aby tryb fabularny był nieco dłuższy, a sama historia połączona z lore Contry była nieco bardziej przemyślana (zdaję sobie sprawę, że w Contrę mało kto gra dla fabuły), ale można to wszystko przetrawić bez zażenowania. Tym bardziej, że delikatny teaser tego, co przyniesie przyszłość może rozpalić nadzieje w sercach fanów serii. Mimo wszystko jednak dość nierówny poziom trudności oraz fakt, że twórcy niejako naciskają na przechodzenie gry w sposób inny niż klasyczny sprawiają, iż momentami trudno jest zrozumieć czy rzeczywiście taka była intencja projektantów gry. W przypadku grafiki można to nazwać kwestią gustu, choć ta wszechobecna sterylność zbytnio nie pasuje mi do tego tytułu. Nadal jednak wpisuje się w arcade’owy klimat, także wszystko zależy od podejścia.
Najbardziej dyskusyjną rzeczą jest cena, która w dniu premiery może wydawać się dość wysoka. Dlatego też myślę, że najlepiej byłoby poczekać na jakieś pierwsze wyprzedaże, złapać kilku znajomych na domówkę i postrzelać do obcych w starym stylu. Ciekawe ile zajęłoby przejście Contra: Operation Galuga w czteroosobowej kooperacji…
P.S.: Kody Konami działają :)
7,0
Dobry powrót Contry do formy, nawet jesli spodziewaliśmy się po nowej grze czegoś więcej
Plusy
Remake połączony z rebootem serii z ciekawymi elementami w ramach znanych motywów.
Połączenie nostalgii z nowoczesnymi elementami w grach tego typu (Perk Shop, trzy różne tryby zabawy oraz możliwość dostosowania poziomu trudności)
Kooperacja na jednym ekranie w maksymalnie cztery osoby.
Fabuła, która jest, choć prawda jest taka, że zasadniczo nie jest potrzebna do dobrej zabawy.
Zabawa perspektywą w jednym z poziomów.
Minusy
Zbyt sterylnie i bezpiecznie stylistycznie jak na Contrę.
Lekkie zmuszenie gracza do używania dodatkowego wsparcia poprzez większą liczbę przeciwników do pokonania.
Z-ca Redaktora Naczelnego Gram.pl. Wielbiciel wyścigów, bijatyk i tych gier, które zasadniczo nikogo. To ja zacząłem ruch #GrajciewYakuzę. Po godzinach fan muzyki niezależnej i kuchni koreańskiej.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!